Strony

środa, 23 września 2015

Rozdział Osiemnasty

Wykonałam kilka kroków w tył piszcząc z przerażeniem. Jego dłonie pozostawiły na mych ramionach jasnoczerwony ślad uderzenia, jednak ból skóry nie równał się z cierpieniem wypełniającym me serce. 
-Justin to nie tak..- Zaczęłam niepewnie odrzucając denerwujące kosmyki włosów na plecy. Zmniejszyłam dzielący nas dystans próbując kontrolować drżenie dolnej wargi. Katem oka dostrzegłam grymas zadowolenia zdobiący oświetloną twarz Natalie.
-Nie tak ?-Prychnął udając rozbawienie.- Udawałaś bogatą koleżankę Natalie, zmusiłaś ją do okłamania swoich przyjaciół grożąc doniesieniem rodzicom o wszystkich wybrykach..- Co ?Panicznie pokręciłam głową zaprzeczając kolejnej wiązance nieprawdziwych informacji. - Jesteś taka sama jak szmaty, o których ci opowiadałem !- Ponownie zderza się z moim ciałem, błyszcząca torebka opada na marmurową posadzkę otaczającą basen. Jęczę przytłoczona poczuciem winy. - Nie potrafiłaś docenić własnego życia, więc postanowiłaś stworzyć nową osobowość, która pozwoliła wyciągnąć z mojego portfela pieniądze!- Wrzasnął wściekle zaciskając swą szczękę.
-Nie! Nigdy nie zależało mi na gotówce. Przestań, proszę.- Ułożyłam swą drążącą dłoń na jego ramieniu, brutalnie ją strącił.- Ona cię okłamała, historia bogatej przyjaciółki z Florydy nie była moim pomysłem, przyrzekam. Wszystkie chwile jakie razem spędziliśmy były prawdziwe, na prawdę Justin, byłam sobą. Chloe, zwykłą Chloe.- Słone łzy opadły na okryte rumianym gorącem policzki. Powtórzyłam próbę dotknięcia chłopaka.
-Zamknij się.- Warknął zaczesując długie końcówki swych włosów do tyłu. - Nie jestem pewien czy używasz swojego prawdziwego imienia.- Zakpił wsuwając dłonie do wąskich kieszeni jeansów. -Nie próbuj obarczać Natalie, sprawiła, że robak taki jak ty zaznał życia, czyż nie ?- Niewidzialna lina bólu zacisnęła się na mojej szyi.- Jesteś nic nie znaczącym pasożytem, osiadasz na ludziach takich jak ja, sprawiasz, że odnajdują nową drogę życia, zmieniasz sposób ich myślenia, lecz twoim celem nie była pomoc. Oh nie. -Pokręcił głową zagryzając dolną wargę.- Budujesz małe schody by następnie je zburzyć, rozumiesz? Chcesz by zagubiony frajer odnalazł w tobie ocalenie, by jego serce wybijało rytm twojego głosu, ale nie byłaś gotowa na to, że twoje małe kłamstwo wyjdzie na jaw? - Uniósł gęste brwi do góry. Nie czułam drobnych wyżłobień utworzonych przez grube krople tuszu ściekającego po mojej twarzy, nie odczuwałam chłodu wieczoru, niewielkiego bólu stóp ułożonych w szpilkach. Byłam przepełniona czystym cierpieniem rozrywającym serce. - Jestem kurewsko zadowolony, wiesz? Nie owinęłaś mnie wokół swojego małego paluszka, pragnąłem dobrania się do twoich majtek, niczego więcej. - Lekko uniósł ramiona w górę by po chwili ponownie je opuścić. - Nie łudziłem się, że będziesz wyzwaniem, oh nawet nie musiałem zabierać cię na randkę, pozwoliłaś mi przelecieć się jak tanią dziwkę. W zasadzie pewnie nią jesteś, co nie ? W jaki sposób zarabiacie na Brooklynie ?- Zbliżył się do mojej twarzy otulając ją słodkim zapachem mięty. - Nigdy więcej nie chcę cię widzieć. Dosłownie cię nienawidzę Chloe. - Wyszeptał, każde kolejne słowo wbijało ogromną igłę raniącą me serce. Sprawnie ominął me ciało trącając ramieniem bok. Zacisnęłam usta w cienką wargę próbując powstrzymać się przed totalnym rozklejeniem. Pewna część mnie pragnęła rzucić podartą dumę na ziemię by pobiec zanim niczym wojowniczka pragnąca ocalenia swej miłości, jednak ciężar jego słów nie pozwalał mi na poruszenie jakąkolwiek częścią ciała. Smukła sylwetka Natalie przeniosła się na miejsce tuż obok mnie.
-Pamiętaj by nie igrać z ogniem, to grozi oparzeniami. - Wygięła krwistoczerwone usta w szyderczy uśmiech odrzucając gęste pukle loków na plecy. Wyprostowała się, poprawiła sukienkę i ruszyła w stronę drzwi, za którymi zniknął jedyny filar mojego szczęścia. -Ah zapomniałabym. Powinnam ci podziękować za zepsucie kolejnej części życia, dzięki temu będę w stanie ponownie zagrać rolę wiernej przyjaciółki składającej szczątki jego uczuć w całość. Postaram się byś była obecna na naszym weselu, może jako sprzątaczka. - Z pomiędzy jej ust wydarł się obrzydliwy chichot. Pamiętacie złe chwile swego życia? Mam na myśli momenty, w których ziemia rozstąpiła się pod waszymi stopami, a wy balansowaliście na granicy śmierci ? Jestem w jednym z tych etapów, rozpostarłam ręce i czekam, aż błoga nicość otoczy mą zranioną, zdeptaną duszę.
Nie pamiętam sposobu w jaki znalazłam się w obszernej sypialni will pakując wszystkie przedmioty faktycznie należące do mnie. Obraz załamanej sylwetki skulonej na jednym z białych leżaków przypominał mi nierealny sen, nie rzeczywistość, której byłam bohaterką. Anastasia zdjęła moje drżące dłonie z suwaka torby skrywając je pomiędzy swoimi palcami.
-Chloe.-Wymamrotała łagodnie trąc kciukiem skórę mej dłoni. -Ucieczka nie jest jedynym wyjściem, jestem pewna, że przesadził, nie ważne jak niepoważny był powód waszej kłótni, wiesz jacy są faceci.- Nie chciałam by tak dobra osoba znalazła się przy mnie. Potrzebowałam jedynie srogiej krytyki, która pozwoliłaby mi oderwać się od bezsensownej egzystencji. Pokręciłam głową nie będąc w stanie zmusić swojego obolałego gardła do wypuszczenia dźwięku.- Kochanie ten wyjazd bez ciebie będzie nudnym plażowaniem.-Westchnęła smutno wtapiając swe biodra w miękką powierzchnię materaca. Próbowałam przedstawić Anastasii swoją nieodpowiedzialność związaną z okłamywaniem wszystkich uczestników w najbardziej neutralny sposób, nie rozkładałam winy na rodzinę Hendersonów obarczając nią swoje barki. Znienawidzenie mnie było o wiele łatwiejsze niż rozpoczynanie kolejnej rozprawy dotyczącej mnie i Natalii. Przestałam podejmować wyzwania, ona była zwycięzcą od pierwszych sekund naszego życia. Pokręciłam głową próbując wydostać kartkę z cienkiego urządzenia, które miałam zamiar pozostawić na lśniącym laptopie ułożonym w jednej z głębokich szuflad komody.
-Przestań się z tym szarpać, potrzebujesz spinacza.- Delikatnie wyciągnęła telefon z moich palców sprawnie wykonując czynność, której ja nie potrafiłam zrobić. Westchnęłam załamana skrywając maleńką, kartonową pamięć do zewnętrznej kieszeni. Wiedziałam, że jej bliskość ratuje mnie przed demonami wspomnień próbujących przejąć panowanie nad moim umysłem oraz duszą. Pragnęłam pozostać w stanie czystego zranienia, bez potrzeby rozważania swoich złych oraz dobrych decyzji, bez wspomnień jego bolesnych słów, na które zasłużyłam. - Jesteś pewna ? Odwiozę cię na lotnisko i pomogę z odprawą, ale chce wiedzieć, że twoja decyzja jest tą ostateczną Chloe. Jestem przekonana, że Justin zrozumie twój błąd i pojawi sie w twojej sypialni jeszcze dzisiejszej nocy, przecież zawsze tak robi. - Czule odgarnęła kosmyki wilgotnych włosów za moje ucho. - Nie łudziłem się, że będziesz wyzwaniem, oh nawet nie musiałem zabierać cię na randkę, pozwoliłaś mi przelecieć się jak tanią dziwkę. W zasadzie pewnie nią jesteś, co nie ? W jaki sposób zarabiacie na Brooklynie ? Panicznie pokręciłam głową.
-Nie, on już nie wróci. Nie ma dokąd i do kogo.- Mój głos brzmiał okropnie, chrypa będąca wspomnieniem płaczu osadziła się na strunach głosowych zamieniając dźwięki w okrutne skrzypienie. Anastasia uniosła się do góry otaczając mą skuloną sylwetkę ramionami, ten gest sprawił, że zaniosłam się żałosnym płaczem pokrywając jej szarą koszulkę kroplami łez.
-Co jeśli rano spyta się o ciebie ?- Mruknęła niepewnie wciskając sprzęgło w celu zmienienia biegu. Dziękowałam Bogu za wspaniałą duszę jaka wypełniała drobne ciało tej brunetki będącej w stanie przerwać swój wypoczynek by o 3: 40 nad ranem odwieźć mnie na lotnisko.
-Nie będzie pytał.-Zapewniłam gładko zatapiając swe wargi w gorącym naparze herbaty wypełniającej styropianowy kubek ozdobiony logiem popularnej firmy. Ana westchnęła nerwowo skręcając w jedną z bocznych ulic doprowadzających do portu lotniskowego, zatrzymała niewielkie auto na postoju dla taksówek i przechodząc przez krótką kłótnie z nieprzyjemnym kierowcą wysiadła z auta. Ostrożnie wcisnęłam czerwony guzik klamry wyswabadzając się z ucisku pasów by następnie pchnąć drzwi wydostając się na zewnątrz.
-Kochanie pamiętaj, że ta kłótnia nie może zmienić niczego w twoim życiu. Postaram się porozmawiać z Justinem, jest cholernie wybuchowy i nie potrafi zapanować nad emocjami przez więcej niż dziesięć minut. -Przekręciła oczami skubiąc swój granatowy paznokieć. - Byliście dość zabawnym połączeniem, wasze charaktery są twarde i oboje macie problem z wyznawaniem swych uczuć yeah?- Sapnęła obserwując mą opuchnięta twarz.- Mam na myśli to..- Zrobiła niewielką przerwę zbierając swe myśli. - Próbowałam zrozumieć powód, dla którego go okłamałaś, nie jesteś złą dziewczyną, nie potrzebuję certyfikatów by to wiedzieć. Jestem pewna, że wasza historia skrywa drugie dno, niesamowite wnętrze osłonięte płaszczykiem żartów i złośliwości. Nigdy nie pozwól by ktoś decydował o twoim szczęściu, do ciebie należy sterowanie łodzią własnego życia.-Ściszyła głos do szeptu po raz ostatni owijając ramiona wokół mej sylwetki. Załkałam cicho rozkoszując się ostatnim uczuciem ciepła.
Spojrzałam na bladoniebieskie obicie miejsca, które jeszcze kilkanaście tygodni temu było zajmowane przez aroganckiego chłopaka o piwnych oczach. Zagryzłam wargę próbując powstrzymać kolejną porcję łez wypełniających moje powieki. Jego słowa błądziły po moim umyśle, odbijały się od pustek serca sprawiając, że traciłam oddech. Pragnęłam cofnąć czas, odnaleźć magiczny zegar, którego jedna ze wskazówek odpowiadałaby za zmienienie czasoprzestrzeni. Krótkie kliknięcie pozwoliłoby mi naprawić błędy przeszłości, jedynym pytaniem, które nasunęło się na mój język to jaką drogę obrałby mój rozsądek ? Czy kompletnie zrezygnowałabym z egzotycznego wyjazdu, o którym marzy połowa moich rówieśników? Postawiłabym się Natalie rezygnując z tragicznego pomysłu udawania bogatej kuzynki? Wcisnęłam tył głowy w jedwabne oparcie fotela wypuszczając z pomiędzy warg, krótkie westchnięcie. Praktycznie niesłyszalny świst powietrza ocierającego się o suche wargi był podłym dźwiękiem pokonania, czułam jak dusza opuszcza me ciało pozostając przy jasno-czekoladowych krążkach wypełniających jego oczy. Najgorsze było to, że faktycznie pragnęłam utraty małego ducha wypełniającego me kości, z całych sił próbowałam wmówić sobie, że jego reakcja była beznadziejną formą ochrony, rodzajem czołgu miażdżącego moje uczucia i wartości. Bezmyślnie wciskałam w siebie nieprawdziwą papkę niezdrowego myślenia, miałam nadzieję, że niezwykły chłopak pochodzący z dobrej rodziny rozkocha się w nędznej dziewczynie zamieszkującej zatęchłe mieszkanko we wschodnim Brooklynie. Życie nie jest bajką ,a ja nie jestem prześliczną księżniczką odnajdującą swego księcia na białym koniu. Chwyciłam krótką chwilę szczęścia i pomimo świadomości o jej konsekwencjach rozgrywałam płytkie rozdanie kart. Bóg ponownie zepchnął mnie nad przepaść zagłady, z tą różnicą, że tym razem pozwoliłam mej duszy opaść w dół.
Kobiecy głos dotarł do moich uszu w chwili gdy podwozie samolotu zetknęło się z szorstką powierzchnią asfaltu. Leniwie uniosłam powieki ku górze ignorując nieprzyjemne szczypanie towarzyszące temu gestowi.
-Witamy na lotnisku Johna F.Kennediego w Nowym Yorku, temperatura powietrza wynosi 25 stopni Celsjusza, przewidywane burze oraz wichury. Dziękujemy za wybranie naszych linii, bagaże zostaną nadane na port 10, miłego wieczoru.- Osunęła swą zgrabną dłoń od twarzy pozwalając kremowej słuchawce telefonu zawisnąć na niewielkim uchwycie. Mlasnęłam próbując pokonać nieprzyjemną suchość wypełniające me usta i uniosłam się do góry wygrzebując z luku niewielki plecak mieszczący w sobie butelkę wody oraz rzeczy osobiste, które nigdy nie należały do rodziny Hendersonów. Nasunęłam ramiona ozdobny worek po czym przecisnęłam się pomiędzy dwójką podekscytowanych dzieci chcąc uwolnić się z natłoku gorącego powietrza otaczającego me ciało w niskiej maszynie. Wysoka, ciemnowłosa stewardessa posłała mi ciepły uśmiech, który próbowałam odwzajemnić. Nie potrzebowałam lustra by wiedzieć jak niesmacznie wyglądało moje ciało. Czułam opuchliznę otaczającą me zaczerwienione oczy. Przejechałam językiem po spierzchniętych wargach próbując nadać im odrobiny nawilżenia po czym owinęłam palce na chłodnym metalu balustrady pokonując kolejne schodki dzielące me stopy od stabilnego podłoża Nowego Jorku. Kiedy podeszwy mych butów odbiły się od szorstkiej jezdni pokrytej licznymi paskami odetchnęłam z ulgą. Przerwałam bolesną wstęgę kłamstwa oplatającą mą szyję, ponownie byłam sobą, biedną Chloe otoczoną zapachem ostrego alkoholu oraz kawy. Z zachwytem wypełniłam swe płuca świeżym powietrzem, przymknęłam powieki wmawiając sobie, że okres wyjazdu na wyspę na zawsze pozostanie słodkim wspomnieniem delikatnych dołeczków tworzących się w jego policzkach przy każdym uśmiechu. Postanowiłam zrobić wszystko by zapomnieć o fatalnym zakończeniu zabijającym jednego z kochanków, nasza historia mogła wyjść spod pióra Szekspira, jedyną różnicą był fakt, że zamiast obojga zakochanych zginęła dusza jednego z nich. Skierowałam się w stronę dwóch rulonów przepełnionych zadowolonymi wczasowiczami powracającymi do rodzin po krótkim urlopie spędzonym w otoczeniu boskich palm, słońca oraz lśniącego piasku. Wystarczyło pokonać jedną bramkę, rozchichotaną grupkę nastolatek, ruchome drzwi oraz uczucie pustki w chwili omijania tłumów wyczekujących na swoich bliskich. Moje oczy mimowolnie wyłapały drobna dziewczynę skrytą pomiędzy ramionami jasnowłosego mężczyzny. Chłopak składał delikatne pocałunki na długości jej szyi, a ona piszczała wesoło ściskając w swej dłoni krwistoczerwone róże. Próbowałam odepchnąć od siebie wspomnienie Jego warg błądzących po mojej skórze, zapachu, którym otaczał mnie otulając swe ręce wokół mego ciała. Przyspieszyłam. Pchnęłam szklane drzwi i wypadłam na chodnik potykając się o własne nogi, zignorowałam rząd lśniących taksówek zapraszających mnie do ciepłego wnętrza otoczonego aurą bezpieczeństwa. Próbowałam uciec przed burzą uczuć wybuchającą w mym wnętrzu, przed wspomnieniami, które wyrywały kolejne skrawki mego serca, przed całym światem i przed nim. Zacisnęłam dłonie na cienkich paskach plecaka skupiając swój wzrok na betonowych schodach osłoniętych jasnoniebieskim, przejrzystym dachem. Odnalazłam odpowiednie przejście by po upływie kilkunastu minut opierać się o zimną barierkę tkwiącą w centrum wagonu nowojorskiego metra. Moje czoło stykało się czerwonym uchwytem, przymknęłam powieki dysząc. Straciłam wszystko na czym opierało się moje życie, marzenia o wielkiej miłości, o osiągnięciu wyznaczonego celu. Od zawsze pragnęłam wydostania się z ciemnych zaułków Brooklynu, pragnęłam przebierać nogami na najpiękniejszych parkietach całego świata. Chciałam podarować matce nowy dom, sprawić by jej życie zamieniło się w błogą sielankę, wyrwać jej duszę spod szpon ojca. Fantazjowałam o stypendiach, lepszych zarobkach, możliwości zdobywania wiedzy od najlepszych nauczycieli Nowego Jorku, w jednej chwili wszystkie plany runęły rozbijając się na maleńkie kawałeczki niczym kruchy wazon. Miał rację, jestem pasożytem żerującym na łasce dobrych ludzi. Nie potrafię zatrzymać przy sobie mężczyzny będąc zwykłą Chloe, dlatego wykorzystałam moment chwały bawiąc się w idealną dziewczynę z Florydy. Jak żałosna i niedorzeczna jest ta historia ?Gruby, męski głos poinformował pasażerów o dotarciu na stację Brooklynu. Zmusiłam swe obolałe ciało do ruchu kierując się w stronę automatycznych drzwi, z zadowoleniem spojrzałam na barwne graffiti pokrywające całą ścianę. Jego treść to ostrzeżenie dla nowoprzybyłych. Wcisnęłam się do zatęchłej klatki schodowej i pokonując kolejne stopnie pozwoliłam by świeży wiatr rozwiał niezwiązane kosmyki mych włosów. Zatrzymałam się na krótkim odcinku pękniętego chodnika by obserwować wyłaniające się zza kamienicy słońce. Ciepło wypełniło mój brzuch. Obraz zadrapanych ścian, zniszczonych mieszkań, dziurawych dachów, potłuczonych szyb. To było moim domem. Domem prawdziwej Chloe Rodriguez. Miejscem jej życia. Życia, w którym nie ma miejsca dla Niego.
.
.
.
.
.
O MÓJ BOŻE
Nie wiem jakich słów użyć by Was przeprosić, nie mam obowiązku tłumaczenia swojego zachowania, ale zrobiłam wyjątek dla kilku czytelniczek, więc sądzę, że należy się to także Wam. Moim wiernym Fanom ( może zbyt wybujała nazwa ale pozwolę sobie na małe wyolbrzymienie.
Jesteście niesamowici okej ? Postanowiłam pozostawić OW po ciężkiej walce z własnym sumieniem, wylogowałam się z Wattpada i pozostawiłam tę historię waszym wyobraźnią. Nie spodziewałam się, że po kolejnym wejściu dostrzegę masę komentarzy oraz ponad 13 000 wyświetleń ! o mój Boże ! Czy to nie brzmi fantastycznie ? Wielokrotnie podejmowałam próbę napisania tego rozdziału, zaczynałam, usuwałam, nie mówię, że opublikowana wersja jest idealna, lecz jest to jedyne na co stać mnie w tej chwili. Mam nadzieję, że zachowaliście dla mnie jeszcze krztę zrozumienia.
Dziękuje wszystkim , którzy wciąż zostali i są zakochani w tej historii. Jesteście najlepsi.


1 komentarz:

  1. No nareszcie!! Długo kazałas na siebie czekać... Powiem że jest super tylko teraz musisz poczekać aż ludzie się zorientuja że są nowe rozdziały ;) czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń