Złota kula blasku rozświetliła błękitną taflę nieba okrytą
puszystymi kłębami obłoków. Żółte promienie ciepła opadły na moją twarz
drażniąc podrażnione łzami powieki, ostrożnie je zacisnęłam licząc, że nic nie
znaczący gest będzie w stanie oderwać od
mojego serca nóż cierpienia. Rozchyliłam wargi wypełniając płuca porannym,
nowojorskim powietrzem. Odór benzyny, przekleństwa niecierpliwych taksówkarzy,
pisk klaksonów oraz przeraźliwie jasne bilbordy reklamujące hamburgera
pokrytego podwójną warstwą sera, tak jakby kanapka bez tego dodatku była zbyt
zdrowym posiłkiem. Przedziwne ciepło wypełniło moje żyły, rozniosło uczucie
bezpieczeństwa po każdym zakamarku ciała sprawiając, że brudna ulica Nowego
Jorku przyniosła moim nerwom błogie uczucie bezpieczeństwa. Pozostawiając
wielobarwny pejzaż wschodu słońca skierowałam się w stronę blaszanego stelażu
przystanku, którego okoliczny chodnik okryty był drobnymi odłamkami szkła. Z
uwagą prześledziłam rozkład jazdy dla autobusów linii wschodniej by następnie
oprzeć ramiona o chłodną stal ulicznej lampy zaznaczającej krawędź szarej płyty
deptaka. Podczas krótkiej podróży opracowałam banalny plan odebrania walizki z
posiadłości ciotki bez potrzeby tłumaczenia przedwczesnego powodu zakończenia
słonecznych wakacji. Zagryzłam dolną wargę pokrywając jej gładką powierzchnię
kilkoma wgłębieniami, nieprzyjemny ból przepełniał moje serce sprawiając, że
jedyną czynnością, na którą miałam ochotę było zakopanie się w ciemnej pościeli
i rozpaczanie nad straconą miłością, która nigdy nie była dość głęboka by
przetrwać. Oparłam głowę o brudną szybę autokaru obserwując rozmazany obraz
przysadzistych budynków tworzących rozmyty pejzaż najbogatszej dzielnicy Nowego
Yorku. Manhatan był wisienką na torcie, złotym pierścionkiem, lśniącą perełką,
którą eleganckie kobiety ozdabiają swoje najlepsze kreacje. Wystarczyło małe
mieszkanie na ostatnim piętrze najbrzydszego drapacza chmur by odnaleźć drogę
do zostania "kimś" pośród tłumu nic nieznaczących twarzy. Setki lat,
zmiany ustrojów, wojny, kłótnie, rozbiory oraz śmierć nie była w stanie zmienić
ludzkiej natury. Społeczeństwo nie mogło zamienić się w jedno ciało, wciąż
pozostawały jednostki wyjątkowe, ludzie uzdolnieni pod względem zdobywania
pieniędzy, okrągłych, metalowych lub papierowych skrawków bezwartościowego
tworzywa, na którym opierał się dzisiejszy system wartości. Pod słodką warstwą
wystawnych przyjęć, aksamitnych sukienek, pełnego makijażu oraz szerokiego
uśmiechu kryje się cienka sfera bezużytecznych marnotrawców powietrza, do
których należę. Autobus wydał z siebie przedziwny pisk zatrzymując się pod
zadbanym, prostopadłościennym przystankiem głównej ulicy. Uniosłam się do góry
nasuwając na plecy materiałowy worek po czym opuściłam blaszaną maszynę
zachłystując się haustem rześkiego, porannego powietrza. Minęłam kilka
przecznic by po upływie dwudziestu minut zrównać swe stopy z jasnozielonym,
idealnie zroszonym trawnikiem okalającym imponujący dom rodziny Hendersonów.
Instynktownie wtopiłam chude zakończenia palców w plątaninę jasnych włosów
próbując doprowadzić zaniedbane gniazdo końcówek do stanu przyzwoitości.
Wybrałam odpowiedni przycisk widniejący na srebrnej płycie domofonu i słysząc
pierwsze dźwięki oczekiwania cofnęłam się o krok.
-Dzień Dobry, w czym mogę pomóc?- Przemiły, kobiecy głos
zwrócił się do mnie poprzez nowoczesny głośnik umiejscowiony w szarym kamieniu
ogrodzenia. Chrząknęłam nerwowo wciskając dłonie w wąskie kieszenie spodni.
-Przepraszam za poranne najście.- Przełknęłam gulę śliny
utrudniającą normalne formułowanie zdań, przysunęłam się w stronę urządzenia
licząc, że ten gest pomoże mi w nieco nienaturalnej rozmowie z gosposią ciotki.
- Jestem znajomą Natalie, kilka tygodni temu zostawiłam w jej pokoju walizkę.
Chciałabym ją odebrać.- Zacisnęłam opuszki palców na chłodnym materiale topu
odsłaniającego zmarzniętą skórę bioder. Potrzebowałam
swetra, pieprzonej kurtki lub jego silnych ramion chroniących mnie przed
wszelkim złem otaczającego nas świata.
-Oh, tak! Panienka Natalie wspominała o bagażach swojej
przyjaciółki, proszę poczekać kilka minut na wydanie torby, lokaj powinien
pojawić się przy głównej bramie za nie więcej niż dziesięć minut.- Krótki
dzwoneczek oznajmił zakończenie konwersacji pozwalając mojemu umysłowi na
odrzucenie stresu związanego z przymusem pojawienia się przed domem tej szmaty.
-Pani Chloe Rodriguez?- Ciemnoskóry mężczyzna ubrany w
szaroniebieski uniform firmy ogrodniczej pojawił się pod prętami furtki
utrzymując w szerokich dłoniach sześcienną walizkę. Kiwnęłam głową nie będąc w
stanie zdobyć się na jakikolwiek gest uprzejmości, proces odebrania torby z
domu rodziny przypominał cykl odpraw walizek na największych lotniskach świata.
Zrozumiałam, że przebywanie w otoczeniu tych ludzi nigdy nie mogło przynieść
niczego dobrego, ich bogactwo przytłaczało wątłe ramiona pewności siebie, która
teraz leżała na rozgrzanym chodniku spływając do podziemnej kanalizacji miasta.
Niczym nie przypominałam silnej, niezależnej kobiety, która opuściła zatęchłe
mieszkanko najbrzydszej kamienicy Brooklynu w celu spędzenia koszmarnych
tygodni w towarzystwie kuzynki. Byłam wrakiem, zniszczoną budowlą, stertą
złamanych cegieł, bezwartościową masą nic nieznaczących ideałów wytworzonych w
sztucznie szczęśliwej imitacji dzieciństwa. Owinęłam dłoń wokół plastikowej
rączki walizki unikając badawczego spojrzenia
pracownika i mrucząc ciche dziękuje skierowałam się w stronę Folden St.
Pozostawiłam za sobą ich dom, wszelkie wspomnienia, nienawiść oraz łzy. Oszukując
własny umysł wcisnęłam w siebie twierdzenie, że powrót do domu wiązał się z
kompletnym zapomnieniem brązowookiego mężczyzny, który sprawił, że szara
rzeczywistość zamieniła się w ferie ciepłych barw. Powstrzymałam łzy licząc, że
czas zaleczy bolesne rany serca, jedyną
pamiątkę po burzliwym kontakcie z zakazanym owocem jego jasnoróżowych warg.
-Chloe?- Zmarszczyła idealnie zaokrąglone brwi trąc drobną
dłonią zaspaną twarz. Zacisnęła suche
wargi w cienką linię ukazując swoje zdziwienie po czym zbadała mą kruchą
sylwetkę złotymi tęczówkami przepełnionymi blaskiem troski zmieszanej z
przerażeniem oraz nutą zdziwienia. -Kochanie co robisz w Nowym Yorku?-
Wychrypiała niepewnie wysuwając zadbaną dłoń w stronę niesfornych kosmyków
włosów wpadających do moich oczu. Kochanie.
Jego jasnoróżowy język wywijał się w niezwykle seksowny sposób kiedy używał
tego określenia w moim kierunku. Cienka skorupka kontroli pękła niczym
porcelanowa filiżanka narażona na zderzenie z gładką powierzchnią twardego
marmuru. Rozchyliłam usta pozwalając dolnej wardze na delikatne drżenie, symbol
powolnego rozpadu, poddanie się,klęski.
-Straciłam go.- Mój szept odbił się od pustych ścian brudnej
klatki schodowej przesiąkniętej zapachem tytoniu, alkoholu oraz słodkiej,
taniej oranżady. Pokręciłam głową żałośnie chwytając kolejne oddechy. -
Straciłam.- Powtórzyłam pozwalając by jej zbyt chude ramiona zamknęły mnie w
uścisku. Wystarczyła chwila by słone łzy pokryły rozgrzaną skórę policzków
opadając na cienką bluzeczkę zakrywającą delikatnie przyciemnioną skórę moich
ramion.
-Shh.- Uspokajająco pomasowała me plecy ostrożnie wciągając
nasze zlepione ciała w ciepło niewielkiego mieszkania. Stopą zatrzasnęła
drewniane, delikatnie zniszczone drzwi i odstawiła pakunek moich ubrań pod
południową ścianą pogrążonego w mroku
przedpokoju.- Pozwól mi poznać waszą historię.- Wyszeptała łagodnie zaczesując
niezwiązane kosmyki jasnych włosów za rozgrzane małżowiny mych uszu.
-Pozwól mi to zrozumieć.- Uniosła czerwony, idealnie równy
paznokieć ku górze prosząc o chwilową przerwę zbyt długiego monologu
opuszczającego moje spękane usta okryte warstwą wiśniowego błyszczyku.
Ulubionego kosmetyku Kate, jej niezastąpionego dodatku oraz części makijażu
uzupełniającego perfekcyjny wygląd każdej minuty nastoletniego życia brunetki.
- Natalie- Jej imię z trudem wypłynęło z pomiędzy pulchnych ust przyjaciółki,
zaznaczyła swą niechęć drobnym grymasem oraz teatralnym westchnięciem.- Była
kompletnie zafascynowana kolesiem o imieniu Justin, który początkowo uchodził
za aroganckiego dupka z kruszonką banknotów zamiast mózgu, lecz z czasem okazał
się księciem z kolosalnym fiutem zamiast białego konia?- Zatopiła wąskie usta w
rozgrzanym naparze kawy wypełniającej elegancką filiżankę ozdobioną motywem
pudrowej róży na jednym z boków naczynia.
-Kate!- Pisnęłam urażona uderzając dłonią w płaską
powierzchnię stołu. Miękki materiał żółtego obrusa zmarszczył się w miejscu
zderzenia zaburzając idealny porządek otaczającego mnie pomieszczenia.
-Powiedziałaś, że był genialny w łóżku, sądziłam, że to
odważne stwierdzenie ma chociażby minimalny związek z wielkością jego
penisa.-Fuknęła wściekle wygładzając minimalne zagniecenie materiału. - Twoje
sprawozdanie jest nieczytelne. Okłamałaś go, cóż w prawdzie to Natalie napisała
scenariusz tej sztuki by następnie schować się za bezpiecznymi kotarami
zaplecza napawając swe wścibskie oczy pejzażem twojej klęski, a następnie
pozwoliłaś by skopał twoje ego.- Nie spodziewałam się słów współczucia, Kate
nie była osobą okazującą troskę czy litość. Odnajdywała nawet najmniejszy błąd
w zamówieniu lub sposobie formułowania zdania by udowodnić klientowi rację w
sprawie wszelkich zastrzeżeń i nieścisłości. Nie ważne czy chodziło o kłótnie z
Justinem czy brak dodatku cukru w kawie, była niezawodna, wręcz nieomylna w
swoich wnioskach. -To nie jest pierwszy raz gdy przebijasz fałszywą bańkę
uczynnej córki Hendersonów Chloe.- Związała proste kosmyki swoich ciemnych
włosów w niedbałego koka tworząc na czubku głowy prześmieszną narośl kołtunów.-
Prowadzicie między sobą niepisaną wojnę od dnia kiedy wasze krzyki wypełniły
szpitalne porodówki, ona miała pieniądze kiedy ty zdobyłaś talent. Potrzebuje
pewnego rodzaju nagrody, trofeum, które pozwoli jej utrzymać wysoką samoocenę,
rozumiesz?- Przecząco pokręciłam głową na co kobieta zareagowała westchnięciem.
Kantem bluzy otarłam krople łez spoczywające na długich rzęsach okraszających
niebieskie tęczówki mych oczu. - Historia jest jedynie kręgiem zbieżności,
czarnowłosa szmata wcisnęła język do gardła twojego byłego próbując udowodnić
swoją wyższość. Nie mogła znieść widoku twojego szczęścia, uśmiechu, który
pojawia się na twojej twarzy gdy wspominam o tym Kutasie i czerwieni
zalewającej te pulchne policzki kiedy mówię o jego małym penisie. - Zagryzła
wargę wpatrując się w moją twarz. Słodki zapach malin dotarł do moich nozdrzy w
chwili gdy łokcie brązowookiej oparły się o zwinięty materiał obrusa co umożliwiło
jej zbliżenie się do mojego roztrzęsionego ciała.- Nie straciłaś go Chloe. To
on stracił ciebie.- Przeniosłam wzrok na oplatające kubek palce i zassałam
dolną wargę analizując jej słowa. - Nie pozwól byś straciła swoją odwagę,
wewnętrzną siłę czy szacunek. Nikt nie jest tego wart.- Dodała opierając okryte
grubymi skarpetkami stopy o brzeg drewnianego krzesła ustawionego po prawej
stronie jej smukłego ciała. Wypuściłam z pomiędzy warg cichy jęk frustracji
ukazując kompletną bezradność.
- Byłaś na kursie dla psychologów podczas mojej nieobecności
?- Skryłam twarz w koszyku dłoni, potarłam napuchnięte od płaczu oczy i
złapałam kilka uspokajających oddechów. Tak jakby wymiana gazowa była w stanie
ukoić ból rozerwanego serca.
-Nie.- Zaśmiała się szczerze kręcąc głową.- Zaliczyłam
jednego doktora na tylnych siedzeniach jego BMW, miał tam książkę dla
początkujących psychologów, jeśli akceptujesz ten rodzaj nauki.- Parsknęła
doprowadzając moje zbolałe gardło do obrzydliwie niskiego rechotu.
-O mój Boże K !- Odchyliłam głowę do tyłu próbując wyrzucić
z umysłu obrzydliwą wizję jej ciała rozłożonego na skórzanej kanapie
ekskluzywnego auta podstarzałego mężczyzny z brodą.
- Nie oceniaj mnie. Potrzebował pomocy w nauce anatomii.-
Niedbale wzruszyła ramionami. Niemądra wymiana zdań sprawiła, że nieprzyjemne
skurcze żołądka zniknęły, zaś słone krople rozpaczy zamieniły się w praktycznie
niewidzialne smugi przecinające pokrytą rumieńcami skórę policzków. Nie
potrzebowałam wystawnej restauracji, okrytej marmurami willi w najpiękniejszej
części egzotycznej wyspy. Wystarczyła bezwarunkowa miłość, szeroki uśmiech
osoby kochającej prawdziwe wnętrze beznadziejnej Chloe Rodriguez i kubek
zwietrzałej herbaty bym ponownie odnalazła właściwą drogę. Trasę, w której nie
ma przystanku z jego imieniem, szlak, dzięki któremu moje wnętrze stanie się
całością, nie zlepkiem cierpienia związanego ze wspomnieniem w jaki jego ciepłe
wargi ocierały się o moją szyję.
-Jesteś niepoprawna.- Wymamrotałam miękko skupiając swoje
zainteresowanie na promieniach słońca ozdabiających moje małe dłonie złotymi
plamami. - Boję się tego czym się stałam. Jestem przerażona sposobem w jaki
tęsknota niszczy mój umysł oraz wszelkie chęci do dalszego funkcjonowania.-
Dodałam ze skupieniem śledząc żółty ślad złotej kuli.
-Znam fantastyczne lekarstwo, które przyniesie ci chwilę
błogiego zapomnienia. - Uśmiechnęła się subtelnie zwilżając wargi językiem.
- Nie potrzebuje seksu Kate, a już zdecydowanie nie chcę
robić tego ze studentem ginekologii lub..
-Adam był kardiologiem.- Burknęła z udawaną złością.- Potrzebujesz dzbanka sangrii, kilku plastrów
kwaśnej cytryny i krzty dobrej zabawy. - Wyjaśniła zmieniając swój ton na nieco
bardziej krzykliwy. - Oh jakie szczęście, że znalazłaś się w mieszkaniu
zamieszkiwanym przez najbardziej rozrywkową kobietę Brooklynu !- Uniosła się ku
górze wykonując dłonią przezabawny ruch chwały. - Pozwól mi pozbierać twoje
złamane serce dziecinko, ten złotowłosy chłopak będzie wspominał smak twoich
warg przez kolejne lata, a ty pozwolisz mu znosić torturę przeszłych wizji
dopóki jego bogaty tyłek nie pojawi się przed twoimi drzwiami. - Wsunęła pustą
porcelanę do srebrnej komory zlewu by następnie skierować się w stronę
sypialni.
-Oh i Kate!- Pisnęłam zwracając na siebie jej uwagę.- Jego
penis nie był mały.- Zagryzłam wargę odnajdując w sobie odrobinę siły na
chichot i niegrzeczne wbicie zębów w dolną, suchą wargę.
Mokry materiał ścierki zderzył się z gładką powierzchnią
miętowych płytek wywołując charakterystyczny, dość nieprzyjemny plusk. Krople
brudnej wody opadły na pudrowo różowy uniform zasłaniający skórę mojego tułowia
przez co warknęłam z niesmakiem. Bolesne pulsowanie mojej głowy było nauczką za
nadmiar słodkiego wina przepływającego przez moje żyły zeszłego wieczoru.
Pomysł Kate nie ograniczał się do seansu z romantycznym filmem w towarzystwie
kilku batonów oraz pop-cornu, oh nie. Brunetka uznała, że zatonięcie w morzu
alkoholu będzie pomysłem idealnym dla osoby, która następnego ranka podejmie
próbę powrotu do pracy w kawiarni przepełnionej hałasem ekspresów do kawy oraz
rozmów klientów. Gdyby nie obecność wcześniej wymienionych z przyjemnością
zanurzyłabym jej głowę w kuble zimnej wody. Brzdęk dzwonka oznajmił przybycie
kolejnego gościa przez co odruchowo usunęłam swój sprzęt z potencjalnej drogi
ku ladzie. Zaprzestałam wykonywanych czynności gdy para idealnie czystych
Vansów zrównała się z linią moich palców. Dmuchnięciem usunęłam kosmyk włosów
zaczepiony o górny wachlarz rzęs po czym powolnie przeniosłam wzrok jasne smugi
światła odbijające się od śnieżnobiałego uśmiechu postaci. Kurwa, czy to moja głowa może zatonąć pod powierzchnią lodowatej wody
wypełniającej kubeł? Proszę?
~*~
Bardzo bardzo bardzo przepraszam.
Rozdział jest beznadziejny i nie dzieje się w nim nic nadzwyczajnego,
jest wręcz przejściowy, ale chciałam dodać dla Was cokolwiek w podzięce za
stałe wsparcie, komentarze i gwiazdki.
Przepraszam za kolejną przerwę, ale mam zbyt wiele szkolnych
obowiązków, które sprawiają, że dosłownie wariuję. Nie mam nawet kilku godzin
na napisanie porządnego rozdziału, ale obiecuję, że kolejne części będą o niebo
ciekawsze. Jeszcze raz przepraszam i za wszystko dziękuje.
Rozdział nie jest taki zły :)
OdpowiedzUsuńJednak mam nadzieję, że znajdziesz trochę czasu na kolejny rozdział :D
Jej! :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy, że dodałas :* najważniejsze, że Nas nie zostawilas <3
Jak mogłaś przerwać w takim momencie? :( czekam na kolejny. Wracaj do Nas szybko, prosimy :)
To opowiadanie jest naprawdę dobre i nie wyobrażam sobie, żebyś przestała to pisać :D
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo weny! I oby rozdział pojawił się szybciej :)
Rozdział boski i to napewno musi być Jus szybko dodawaj nexta
OdpowiedzUsuńNie wiem o co ci chodzi ,dal mnie rozdział jest dobry ,w sumie to najważniejsze jest ,że jest ! Boże niech on po nią przyjedzie :D KOCHAM ICH <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńaaa!! W końcu :D Strasznie się cieszę, że w końcu pojawił się rozdział :)
OdpowiedzUsuńCo ile mniej więcej będą rozdziały ? :D
Błagam Cię , dodaj niedługo!!!!!!! :((((
OdpowiedzUsuń