środa, 21 października 2015

Rozdział Dwudziesty

Złota kula blasku rozświetliła błękitną taflę nieba okrytą puszystymi kłębami obłoków. Żółte promienie ciepła opadły na moją twarz drażniąc podrażnione łzami powieki, ostrożnie je zacisnęłam licząc, że nic nie znaczący gest będzie  w stanie oderwać od mojego serca nóż cierpienia. Rozchyliłam wargi wypełniając płuca porannym, nowojorskim powietrzem. Odór benzyny, przekleństwa niecierpliwych taksówkarzy, pisk klaksonów oraz przeraźliwie jasne bilbordy reklamujące hamburgera pokrytego podwójną warstwą sera, tak jakby kanapka bez tego dodatku była zbyt zdrowym posiłkiem. Przedziwne ciepło wypełniło moje żyły, rozniosło uczucie bezpieczeństwa po każdym zakamarku ciała sprawiając, że brudna ulica Nowego Jorku przyniosła moim nerwom błogie uczucie bezpieczeństwa. Pozostawiając wielobarwny pejzaż wschodu słońca skierowałam się w stronę blaszanego stelażu przystanku, którego okoliczny chodnik okryty był drobnymi odłamkami szkła. Z uwagą prześledziłam rozkład jazdy dla autobusów linii wschodniej by następnie oprzeć ramiona o chłodną stal ulicznej lampy zaznaczającej krawędź szarej płyty deptaka. Podczas krótkiej podróży opracowałam banalny plan odebrania walizki z posiadłości ciotki bez potrzeby tłumaczenia przedwczesnego powodu zakończenia słonecznych wakacji. Zagryzłam dolną wargę pokrywając jej gładką powierzchnię kilkoma wgłębieniami, nieprzyjemny ból przepełniał moje serce sprawiając, że jedyną czynnością, na którą miałam ochotę było zakopanie się w ciemnej pościeli i rozpaczanie nad straconą miłością, która nigdy nie była dość głęboka by przetrwać. Oparłam głowę o brudną szybę autokaru obserwując rozmazany obraz przysadzistych budynków tworzących rozmyty pejzaż najbogatszej dzielnicy Nowego Yorku. Manhatan był wisienką na torcie, złotym pierścionkiem, lśniącą perełką, którą eleganckie kobiety ozdabiają swoje najlepsze kreacje. Wystarczyło małe mieszkanie na ostatnim piętrze najbrzydszego drapacza chmur by odnaleźć drogę do zostania "kimś" pośród tłumu nic nieznaczących twarzy. Setki lat, zmiany ustrojów, wojny, kłótnie, rozbiory oraz śmierć nie była w stanie zmienić ludzkiej natury. Społeczeństwo nie mogło zamienić się w jedno ciało, wciąż pozostawały jednostki wyjątkowe, ludzie uzdolnieni pod względem zdobywania pieniędzy, okrągłych, metalowych lub papierowych skrawków bezwartościowego tworzywa, na którym opierał się dzisiejszy system wartości. Pod słodką warstwą wystawnych przyjęć, aksamitnych sukienek, pełnego makijażu oraz szerokiego uśmiechu kryje się cienka sfera bezużytecznych marnotrawców powietrza, do których należę. Autobus wydał z siebie przedziwny pisk zatrzymując się pod zadbanym, prostopadłościennym przystankiem głównej ulicy. Uniosłam się do góry nasuwając na plecy materiałowy worek po czym opuściłam blaszaną maszynę zachłystując się haustem rześkiego, porannego powietrza. Minęłam kilka przecznic by po upływie dwudziestu minut zrównać swe stopy z jasnozielonym, idealnie zroszonym trawnikiem okalającym imponujący dom rodziny Hendersonów. Instynktownie wtopiłam chude zakończenia palców w plątaninę jasnych włosów próbując doprowadzić zaniedbane gniazdo końcówek do stanu przyzwoitości. Wybrałam odpowiedni przycisk widniejący na srebrnej płycie domofonu i słysząc pierwsze dźwięki oczekiwania cofnęłam się o krok.
-Dzień Dobry, w czym mogę pomóc?- Przemiły, kobiecy głos zwrócił się do mnie poprzez nowoczesny głośnik umiejscowiony w szarym kamieniu ogrodzenia. Chrząknęłam nerwowo wciskając dłonie w wąskie kieszenie spodni.
-Przepraszam za poranne najście.- Przełknęłam gulę śliny utrudniającą normalne formułowanie zdań, przysunęłam się w stronę urządzenia licząc, że ten gest pomoże mi w nieco nienaturalnej rozmowie z gosposią ciotki. - Jestem znajomą Natalie, kilka tygodni temu zostawiłam w jej pokoju walizkę. Chciałabym ją odebrać.- Zacisnęłam opuszki palców na chłodnym materiale topu odsłaniającego zmarzniętą skórę bioder. Potrzebowałam swetra, pieprzonej kurtki lub jego silnych ramion chroniących mnie przed wszelkim złem otaczającego nas świata.
-Oh, tak! Panienka Natalie wspominała o bagażach swojej przyjaciółki, proszę poczekać kilka minut na wydanie torby, lokaj powinien pojawić się przy głównej bramie za nie więcej niż dziesięć minut.- Krótki dzwoneczek oznajmił zakończenie konwersacji pozwalając mojemu umysłowi na odrzucenie stresu związanego z przymusem pojawienia się przed domem tej szmaty.
-Pani Chloe Rodriguez?- Ciemnoskóry mężczyzna ubrany w szaroniebieski uniform firmy ogrodniczej pojawił się pod prętami furtki utrzymując w szerokich dłoniach sześcienną walizkę. Kiwnęłam głową nie będąc w stanie zdobyć się na jakikolwiek gest uprzejmości, proces odebrania torby z domu rodziny przypominał cykl odpraw walizek na największych lotniskach świata. Zrozumiałam, że przebywanie w otoczeniu tych ludzi nigdy nie mogło przynieść niczego dobrego, ich bogactwo przytłaczało wątłe ramiona pewności siebie, która teraz leżała na rozgrzanym chodniku spływając do podziemnej kanalizacji miasta. Niczym nie przypominałam silnej, niezależnej kobiety, która opuściła zatęchłe mieszkanko najbrzydszej kamienicy Brooklynu w celu spędzenia koszmarnych tygodni w towarzystwie kuzynki. Byłam wrakiem, zniszczoną budowlą, stertą złamanych cegieł, bezwartościową masą nic nieznaczących ideałów wytworzonych w sztucznie szczęśliwej imitacji dzieciństwa. Owinęłam dłoń wokół plastikowej rączki walizki unikając badawczego spojrzenia  pracownika i mrucząc ciche dziękuje skierowałam się w stronę Folden St. Pozostawiłam za sobą ich dom, wszelkie wspomnienia, nienawiść oraz łzy. Oszukując własny umysł wcisnęłam w siebie twierdzenie, że powrót do domu wiązał się z kompletnym zapomnieniem brązowookiego mężczyzny, który sprawił, że szara rzeczywistość zamieniła się w ferie ciepłych barw. Powstrzymałam łzy licząc, że czas zaleczy  bolesne rany serca, jedyną pamiątkę po burzliwym kontakcie z zakazanym owocem jego jasnoróżowych warg.

-Chloe?- Zmarszczyła idealnie zaokrąglone brwi trąc drobną dłonią zaspaną twarz.  Zacisnęła suche wargi w cienką linię ukazując swoje zdziwienie po czym zbadała mą kruchą sylwetkę złotymi tęczówkami przepełnionymi blaskiem troski zmieszanej z przerażeniem oraz nutą zdziwienia. -Kochanie co robisz w Nowym Yorku?- Wychrypiała niepewnie wysuwając zadbaną dłoń w stronę niesfornych kosmyków włosów wpadających do moich oczu. Kochanie. Jego jasnoróżowy język wywijał się w niezwykle seksowny sposób kiedy używał tego określenia w moim kierunku. Cienka skorupka kontroli pękła niczym porcelanowa filiżanka narażona na zderzenie z gładką powierzchnią twardego marmuru. Rozchyliłam usta pozwalając dolnej wardze na delikatne drżenie, symbol powolnego rozpadu, poddanie się,klęski.
-Straciłam go.- Mój szept odbił się od pustych ścian brudnej klatki schodowej przesiąkniętej zapachem tytoniu, alkoholu oraz słodkiej, taniej oranżady. Pokręciłam głową żałośnie chwytając kolejne oddechy. - Straciłam.- Powtórzyłam pozwalając by jej zbyt chude ramiona zamknęły mnie w uścisku. Wystarczyła chwila by słone łzy pokryły rozgrzaną skórę policzków opadając na cienką bluzeczkę zakrywającą delikatnie przyciemnioną skórę moich ramion.
-Shh.- Uspokajająco pomasowała me plecy ostrożnie wciągając nasze zlepione ciała w ciepło niewielkiego mieszkania. Stopą zatrzasnęła drewniane, delikatnie zniszczone drzwi i odstawiła pakunek moich ubrań pod południową ścianą pogrążonego  w mroku przedpokoju.- Pozwól mi poznać waszą historię.- Wyszeptała łagodnie zaczesując niezwiązane kosmyki jasnych włosów za rozgrzane małżowiny mych uszu.

-Pozwól mi to zrozumieć.- Uniosła czerwony, idealnie równy paznokieć ku górze prosząc o chwilową przerwę zbyt długiego monologu opuszczającego moje spękane usta okryte warstwą wiśniowego błyszczyku. Ulubionego kosmetyku Kate, jej niezastąpionego dodatku oraz części makijażu uzupełniającego perfekcyjny wygląd każdej minuty nastoletniego życia brunetki. - Natalie- Jej imię z trudem wypłynęło z pomiędzy pulchnych ust przyjaciółki, zaznaczyła swą niechęć drobnym grymasem oraz teatralnym westchnięciem.- Była kompletnie zafascynowana kolesiem o imieniu Justin, który początkowo uchodził za aroganckiego dupka z kruszonką banknotów zamiast mózgu, lecz z czasem okazał się księciem z kolosalnym fiutem zamiast białego konia?- Zatopiła wąskie usta w rozgrzanym naparze kawy wypełniającej elegancką filiżankę ozdobioną motywem pudrowej róży na jednym z boków naczynia.
-Kate!- Pisnęłam urażona uderzając dłonią w płaską powierzchnię stołu. Miękki materiał żółtego obrusa zmarszczył się w miejscu zderzenia zaburzając idealny porządek otaczającego mnie pomieszczenia.
-Powiedziałaś, że był genialny w łóżku, sądziłam, że to odważne stwierdzenie ma chociażby minimalny związek z wielkością jego penisa.-Fuknęła wściekle wygładzając minimalne zagniecenie materiału. - Twoje sprawozdanie jest nieczytelne. Okłamałaś go, cóż w prawdzie to Natalie napisała scenariusz tej sztuki by następnie schować się za bezpiecznymi kotarami zaplecza napawając swe wścibskie oczy pejzażem twojej klęski, a następnie pozwoliłaś by skopał twoje ego.- Nie spodziewałam się słów współczucia, Kate nie była osobą okazującą troskę czy litość. Odnajdywała nawet najmniejszy błąd w zamówieniu lub sposobie formułowania zdania by udowodnić klientowi rację w sprawie wszelkich zastrzeżeń i nieścisłości. Nie ważne czy chodziło o kłótnie z Justinem czy brak dodatku cukru w kawie, była niezawodna, wręcz nieomylna w swoich wnioskach. -To nie jest pierwszy raz gdy przebijasz fałszywą bańkę uczynnej córki Hendersonów Chloe.- Związała proste kosmyki swoich ciemnych włosów w niedbałego koka tworząc na czubku głowy prześmieszną narośl kołtunów.- Prowadzicie między sobą niepisaną wojnę od dnia kiedy wasze krzyki wypełniły szpitalne porodówki, ona miała pieniądze kiedy ty zdobyłaś talent. Potrzebuje pewnego rodzaju nagrody, trofeum, które pozwoli jej utrzymać wysoką samoocenę, rozumiesz?- Przecząco pokręciłam głową na co kobieta zareagowała westchnięciem. Kantem bluzy otarłam krople łez spoczywające na długich rzęsach okraszających niebieskie tęczówki mych oczu. - Historia jest jedynie kręgiem zbieżności, czarnowłosa szmata wcisnęła język do gardła twojego byłego próbując udowodnić swoją wyższość. Nie mogła znieść widoku twojego szczęścia, uśmiechu, który pojawia się na twojej twarzy gdy wspominam o tym Kutasie i czerwieni zalewającej te pulchne policzki kiedy mówię o jego małym penisie. - Zagryzła wargę wpatrując się w moją twarz. Słodki zapach malin dotarł do moich nozdrzy w chwili gdy łokcie brązowookiej oparły się o zwinięty materiał obrusa co umożliwiło jej zbliżenie się do mojego roztrzęsionego ciała.- Nie straciłaś go Chloe. To on stracił ciebie.- Przeniosłam wzrok na oplatające kubek palce i zassałam dolną wargę analizując jej słowa. - Nie pozwól byś straciła swoją odwagę, wewnętrzną siłę czy szacunek. Nikt nie jest tego wart.- Dodała opierając okryte grubymi skarpetkami stopy o brzeg drewnianego krzesła ustawionego po prawej stronie jej smukłego ciała. Wypuściłam z pomiędzy warg cichy jęk frustracji ukazując kompletną bezradność.
- Byłaś na kursie dla psychologów podczas mojej nieobecności ?- Skryłam twarz w koszyku dłoni, potarłam napuchnięte od płaczu oczy i złapałam kilka uspokajających oddechów. Tak jakby wymiana gazowa była w stanie ukoić ból rozerwanego serca.
-Nie.- Zaśmiała się szczerze kręcąc głową.- Zaliczyłam jednego doktora na tylnych siedzeniach jego BMW, miał tam książkę dla początkujących psychologów, jeśli akceptujesz ten rodzaj nauki.- Parsknęła doprowadzając moje zbolałe gardło do obrzydliwie niskiego rechotu.
-O mój Boże K !- Odchyliłam głowę do tyłu próbując wyrzucić z umysłu obrzydliwą wizję jej ciała rozłożonego na skórzanej kanapie ekskluzywnego auta podstarzałego mężczyzny z brodą.
- Nie oceniaj mnie. Potrzebował pomocy w nauce anatomii.- Niedbale wzruszyła ramionami. Niemądra wymiana zdań sprawiła, że nieprzyjemne skurcze żołądka zniknęły, zaś słone krople rozpaczy zamieniły się w praktycznie niewidzialne smugi przecinające pokrytą rumieńcami skórę policzków. Nie potrzebowałam wystawnej restauracji, okrytej marmurami willi w najpiękniejszej części egzotycznej wyspy. Wystarczyła bezwarunkowa miłość, szeroki uśmiech osoby kochającej prawdziwe wnętrze beznadziejnej Chloe Rodriguez i kubek zwietrzałej herbaty bym ponownie odnalazła właściwą drogę. Trasę, w której nie ma przystanku z jego imieniem, szlak, dzięki któremu moje wnętrze stanie się całością, nie zlepkiem cierpienia związanego ze wspomnieniem w jaki jego ciepłe wargi ocierały się o moją szyję.
-Jesteś niepoprawna.- Wymamrotałam miękko skupiając swoje zainteresowanie na promieniach słońca ozdabiających moje małe dłonie złotymi plamami. - Boję się tego czym się stałam. Jestem przerażona sposobem w jaki tęsknota niszczy mój umysł oraz wszelkie chęci do dalszego funkcjonowania.- Dodałam ze skupieniem śledząc żółty ślad złotej kuli.
-Znam fantastyczne lekarstwo, które przyniesie ci chwilę błogiego zapomnienia. - Uśmiechnęła się subtelnie zwilżając wargi językiem.
- Nie potrzebuje seksu Kate, a już zdecydowanie nie chcę robić tego ze studentem ginekologii lub..
-Adam był kardiologiem.- Burknęła z udawaną złością.-  Potrzebujesz dzbanka sangrii, kilku plastrów kwaśnej cytryny i krzty dobrej zabawy. - Wyjaśniła zmieniając swój ton na nieco bardziej krzykliwy. - Oh jakie szczęście, że znalazłaś się w mieszkaniu zamieszkiwanym przez najbardziej rozrywkową kobietę Brooklynu !- Uniosła się ku górze wykonując dłonią przezabawny ruch chwały. - Pozwól mi pozbierać twoje złamane serce dziecinko, ten złotowłosy chłopak będzie wspominał smak twoich warg przez kolejne lata, a ty pozwolisz mu znosić torturę przeszłych wizji dopóki jego bogaty tyłek nie pojawi się przed twoimi drzwiami. - Wsunęła pustą porcelanę do srebrnej komory zlewu by następnie skierować się w stronę sypialni.
-Oh i Kate!- Pisnęłam zwracając na siebie jej uwagę.- Jego penis nie był mały.- Zagryzłam wargę odnajdując w sobie odrobinę siły na chichot i niegrzeczne wbicie zębów w dolną, suchą wargę.


Mokry materiał ścierki zderzył się z gładką powierzchnią miętowych płytek wywołując charakterystyczny, dość nieprzyjemny plusk. Krople brudnej wody opadły na pudrowo różowy uniform zasłaniający skórę mojego tułowia przez co warknęłam z niesmakiem. Bolesne pulsowanie mojej głowy było nauczką za nadmiar słodkiego wina przepływającego przez moje żyły zeszłego wieczoru. Pomysł Kate nie ograniczał się do seansu z romantycznym filmem w towarzystwie kilku batonów oraz pop-cornu, oh nie. Brunetka uznała, że zatonięcie w morzu alkoholu będzie pomysłem idealnym dla osoby, która następnego ranka podejmie próbę powrotu do pracy w kawiarni przepełnionej hałasem ekspresów do kawy oraz rozmów klientów. Gdyby nie obecność wcześniej wymienionych z przyjemnością zanurzyłabym jej głowę w kuble zimnej wody. Brzdęk dzwonka oznajmił przybycie kolejnego gościa przez co odruchowo usunęłam swój sprzęt z potencjalnej drogi ku ladzie. Zaprzestałam wykonywanych czynności gdy para idealnie czystych Vansów zrównała się z linią moich palców. Dmuchnięciem usunęłam kosmyk włosów zaczepiony o górny wachlarz rzęs po czym powolnie przeniosłam wzrok jasne smugi światła odbijające się od śnieżnobiałego uśmiechu postaci. Kurwa, czy to moja głowa może zatonąć pod powierzchnią lodowatej wody wypełniającej kubeł? Proszę?

~*~
Bardzo bardzo bardzo przepraszam.
Rozdział jest beznadziejny i nie dzieje się w nim nic nadzwyczajnego, jest wręcz przejściowy, ale chciałam dodać dla Was cokolwiek w podzięce za stałe wsparcie, komentarze i gwiazdki.

Przepraszam za kolejną przerwę, ale mam zbyt wiele szkolnych obowiązków, które sprawiają, że dosłownie wariuję. Nie mam nawet kilku godzin na napisanie porządnego rozdziału, ale obiecuję, że kolejne części będą o niebo ciekawsze. Jeszcze raz przepraszam i za wszystko dziękuje. 

7 komentarzy:

  1. Rozdział nie jest taki zły :)
    Jednak mam nadzieję, że znajdziesz trochę czasu na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej! :)
    Dziękujemy, że dodałas :* najważniejsze, że Nas nie zostawilas <3
    Jak mogłaś przerwać w takim momencie? :( czekam na kolejny. Wracaj do Nas szybko, prosimy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To opowiadanie jest naprawdę dobre i nie wyobrażam sobie, żebyś przestała to pisać :D
    Życzę Ci dużo weny! I oby rozdział pojawił się szybciej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział boski i to napewno musi być Jus szybko dodawaj nexta

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem o co ci chodzi ,dal mnie rozdział jest dobry ,w sumie to najważniejsze jest ,że jest ! Boże niech on po nią przyjedzie :D KOCHAM ICH <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  6. aaa!! W końcu :D Strasznie się cieszę, że w końcu pojawił się rozdział :)
    Co ile mniej więcej będą rozdziały ? :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Błagam Cię , dodaj niedługo!!!!!!! :((((

    OdpowiedzUsuń