Niesamowicie ważna
notka pod rozdziałem, poświęćcie chwile na jej przeczytanie proszę.
Rozdział nie jest
sprawdzany, przepraszam za wszelkie błędy.
***
Gorący podmuch powietrza uniósł szare cząsteczki pyłu ku
górze wypełniając zatęchłą atmosferę publicznej
biblioteki chmurą ciemnego pyłu. Opuszki moich długich palców przesunęły
się po chropowatej powierzchni ciemnoczerwonej okładki ozdobionej szeregiem złotych
liter. Skoncentrowany przesunąłem końcówką mokrego języka po dolnej, wyschniętej
wardze. Rozchyliłem stare kartki księgi wędrując tęczówkami po szlakach tysięcy
drobnych, czarnych liter. Odnalezienie upragnionej definicji nie było zadaniem
prostym, szczególnie w chwili gdy pary znajomych oczu wypalały bolesną dziurę w
moim ciele. Mimowolnie spojrzałem na kanciasty stolik, o który oparta była
nieco zbyt kształtna sylwetka czarnowłosej dziewczyny. Ciemnoniebieski blask
krążków odbijał żółte promienie słońca próbując wzniecić pożar w otaczającym
mnie świecie. Czułem nienawiść Natalie w każdym milimetrze organizmu, jej złość
niszczyła moje komórki, łamała kości, topiła organy.
-Justinie odnalazłeś to czego szukałeś?- Pulchna staruszka
stanęła przy moim ramieniu ze zdziwieniem wpatrując się w gruby słownik
utrzymywany przez moje nienaturalnie wielkie dłonie.
-Potrzebuję jeszcze kilku minut Mario.-Odparłem grzecznie
ignorując nieprzyjemny gest jakim ukazała swój brak wiary w moją chęć edukacji.
Wcisnąłem ciężki egzemplarz słownej encyklopedii pod okryty ciemnoszarą
marynarką biceps i w celu uniknięcia kolejnych pytań sięgnąłem po tomik poezji
ulubionego autora mojego ojca. Wymijając niską opiekunkę powróciłem na
drewniane krzesło dosunięte do wysokiej ściany pomieszczenia oblepionej ciemną
tapetą, której barwa przypominała przejrzałe wiśnie skryte w kępach
jasnozielonej trawy. Cotygodniowe, niedzielne spotkania z nauczycielką literatury
nigdy nie były moją ulubioną formą pożytkowania wolnego czasu. Moja rodzina
przykładała ogromną wagę do poziomu wykształcenia swoich potomków, stąd pomysł
na dwugodzinny odpoczynek wśród tysięcy książek okrytych grubymi warstwami
kurzu pod okiem srogiej Marii wytykającej każdemu klientowi biblioteki zbyt
głośne chwytanie powietrza. Palec Jacksona sprawnie uderzał w lśniący ekran
płaskiego urządzenia skrytego pomiędzy dwoma podręcznikami opisującymi anatomię
człowieka, chłopak był perfekcjonistą w szukaniu sposobów, dzięki którym mógłby
pozostać z Rosie w stałym kontakcie. Stłumiłem chichot skupiając się na
śledzeniu kolejnych liter alfabetu, których zadaniem było ułatwienie
czytelnikowi znalezienia definicji nieznanego dotychczas słowa.
DYSTANS
W skupieniu rozłożyłem całą formułkę na pojedyncze zdania,
wyrazy, a nawet zgłoski. Próbowałem odnaleźć w znaczeniu siedmiu liter malutki
błąd, drobną niewłaściwość, która umożliwiałaby mi zbliżenie się do Chloe na
odległość mniejszą niż kilkanaście centymetrów. Z wściekłością zatrzasnąłem
boki tomu odpychając go na kraniec śliskiego, drewnianego blatu. Jeden wieczór
potrafił zniszczyć wszystko co budowaliśmy przed tysiące długich godzin, moje
słowa zamieniły się w ciężką kulę, której siła zburzyła ścianę uczuć, którą
otoczyłem jej niesamowitą duszę. Przesunąłem kciukiem po powierzchni dolnej
wargi skupiając swoją uwagę na zielonych liściach tańczących przy muzyce
letniego wiatru. Cienkie kartki zwijały się w rulony, wzlatywały wysoko ponad
ziemię by po chwili zderzyć się z twardą powierzchnią spękanego chodnika
okalającego jedną z głównych ulic Manhatanu. Złoty pył wirował ponad
wielobarwnymi kielichami wonnych kwiatów, otaczał wykrzywione w grymasie twarze
przechodniów, lśnił pomiędzy promieniami ostrego słońca wychylającego się zza
szklanych biurowców przepełnionych mistycznie spełnionymi mieszkańcami
najbogatszych dzielnic. Nic nieznaczące części natury były ich żałosną
metaforą, okryty drogim garniturem prezes korporacji był niczym drobiny proch
błyszczący w świetle rażących reflektorów, unosił się ponad wszystkich by po
krótkiej chwili świetności zderzyć się z bolesną rzeczywistością. Jasnowłosa
kobieta inwestująca w zniekształcanie swojego ciała przypominała źdźbło
kołyszące się pomiędzy tysiącem mdłych osobowości. Bóg drwił z istot, pozwalał
każdemu z nich na fałszywe przejęcie władzy nad własnym losem by następnie
zalać ich duszę chłodnym potokiem realności. Nie mogłem zamienić się w
kolejnego właściciela firmy zamkniętego w ścianach opinii społeczeństwa.
Musiałem zerwać szorstkie liny otaczające moją szyję, chwycić przyszłość w swoje
pięści i zrobić wszystko by moje życie powróciło na właściwą ścieżkę, na której
szczycie znajdowało się spełnienie. Złote tęczówki moich oczu spoczęły na
estetycznej okładce słownika, prychnąłem z rozbawieniem unosząc się do góry. Z
hałasem przesunąłem drewniane nogi siedziska po zabrudzonych płytkach
okrywających podłogę.
-Justin? Gdzie idziesz?-Jackson zmarszczył swoje jasne brwi
w geście zdziwienia, podciągnął rękawy swetra ku górze eksponując linie żył
przebiegających wzdłuż jego rąk.
-Próbuję pozostać Denerwującym Dupkiem. -Odparłem wesoło i
ignorując srogie spojrzenia opiekunki pchnąłem szklane, dwuskrzydłowe drzwi
chwytając porcję świeżego powietrza z rozkoszą wypełniającego moje płuca.
Sekwencja połączeń Nowojorskiego metra przypominała cienką,
pajęczą sieć rozciągającą się pomiędzy tysiącem drzew tworzących ciemny,
niebezpieczny las. Przyjemnie ostra melodia skrzypiec odbijała się od szarych
ścian podziemnego świata, błądziła pomiędzy umysłami wściekłych przechodniów
wzmacniając ich niezadowolenie związane z poziomem miejskiej komunikacji.
Przywróciłem swoją uwagę na śnieżnobiałą mapę przystanków i w skupieniu
prześledziłem najdogodniejszą trasę łączącą centrum Manhatanu wraz z obrzeżami
Brooklynu, dwudziestominutowa podróż przepełnionym wagonem miała na celu
doprowadzenie mnie do podziemnego przejścia wyprowadzającego przechodniów na
olbrzymią budowlę wznoszącą się ponad ciemną wodą East River. Zapisałem w
pamięci dokładną kolejność stacji i oczekując na nieprzyjemny pisk syreny w
podekscytowaniu ściskałem brzegi swojej jeansowej katany. Nie potrafiłem
zachować resztek rozsądku, moim pragnieniem było towarzyszenie jej w każdej
kolejnej minucie naszego życia. Nazwijcie mnie szaleńcem, cholera mógłbym
przysiąść, że wykazywałem pewne cechy psychopaty, ale zabijcie mnie jeśli ta
drobna, niebieskooka dziewczyna nie była warta utraty kontroli. Bladozielona
maszyna zatrzymała się kilka centymetrów od żółtej linii bezpieczeństwa
rozchylając automatyczne drzwi ozdobione kilkoma nalepkami. Tłum wściekłych,
spoconych pasażerów zapełnił olbrzymi hol zagłuszając przyjemne dźwięki
szlachetnego instrumentu beznamiętnym jazgotem stworzonym z kilku przekleństw,
wrzasku matki próbującej opanować rozpłakane dziecko czy pisku podekscytowanej
kobiety obejmującej swojego mężczyznę. Ze spokojem zachowałem w umyśle obraz
tej sielanki, nie myślałem o szybkim powrocie do podziemnej komunikacji łączącej
dwie dzielnice, będę w stanie zaryzykować bezwypadkowy stan auta jeśli ceną
miało być uniknięcie tego bałaganu. Wykonałem ostrożny krok znikając za
blaszaną ścianą pojazdu pozwalając by nieprzyjemny blask zbyt jasnych żarówek
uderzył w moje tęczówki. Zająłem wolne krzesło pokryte ciemnoczerwoną, puszystą
wykładziną i unikając kontaktu wzrokowego skupiłem się na własnych palcach.
Pamiętałem o słowach ojca ostrzegającego nas przed podróżowaniem tą linią,
wspominał o niewyjaśnionych morderstwach, napaściach i grabieżach odbierającym
zasłużonym obywatelom dorobek ostatnich miesięcy. Historie taty nieczęsto
odnajdywały potwierdzenie w realnym życiu, jednak w tej sytuacji wolałem
zachować szczególną ostrożność. Moje tęczówki błądziły po ciemnych liniach
atramentu okrywającego skórę moich szczupłych jak na mężczyznę nadgarstków.
Obserwowałem ich zakrzywienia oraz precyzyjną prostotę zamieniającą zwykły
szkic w cząstkę niesamowitej mapy duszy człowieka zobrazowanej na przypadkowych
odcinkach skóry. Nagle przed moimi oczami pojawiła się ciemnofioletowa,
błyszcząca ulotka. Niczym wyrwany ze snu zacisnąłem palce w pięści i z
niepokojem spojrzałem na postać wysokiego chłopaka, którego wysunięta dłoń
utrzymywała świstek papieru. Wykrzywił usta w wesołym uśmiechu marszcząc swoje
brwi. Był zdziwiony moją chłodną postawą, to zmusiło mnie do przejęcia reklamy
i kiwnięcia w geście podziękowania.
-Jestem Studentem Wyższej Szkoły Ekonomii na Queens. Organizujemy
coroczne ognisko dla przyszłych oraz obecnych członków naszego społeczeństwa.
-Mimowolnie przeniosłem wzrok na jego twarz, czułem jak zakończenia nerwowe
skryte w najciemniejszych zakamarkach organizmu zadrżały z podekscytowania. -Możesz zabrać ze sobą kilku
znajomych, ale nie popieramy agresji, dlatego byłbym wdzięcznyjeśli twoi kumple
nie wznieciliby kolejnej kłótni po kilku kieliszkach wiśniówki.- Zażartował
gładko owijając palce dookoła żółtego kawałka rury łączącej sklepienie oraz
podłoże długiego wagonu. Z trudem przełknąłem ślinę, musiał uznać mnie za mieszkańca Brooklynu, nie ukrywałem swojego
zadowolenia wyginając szerokie wargi w uśmiechu.
-Z przyjemnością skorzystamy z zaproszenia.- Poczułem falę
gorąca zalewającą moją klatkę piersiową na myśl o pierwszej, oficjalnej randce
z Chloe. Znałem brązowowłosą na tyle dobrze by wiedzieć, że zakrapiana
alkoholem impreza będzie dla niej bardziej kusząca od zaproszenia na ekstrawagancką kolację
przepełnioną niewłaściwie małymi, estetycznymi porcjami wyszukanego jedzenia.
-Do zobaczenia wieczorem!- Nim zdążyłem zareagować na
entuzjastyczne pożegnanie. Z chwilą, w której pociąg zatrzymał się na
stacji chude ciało nowopoznanego
studenta opuściło jego wnętrze by rozwiesić kilka śliskich kartek na pokrytych
obrazami ścianach podziemia. Skupiłem się na wielobarwnych literach imitujących
cienkie, neonowe rury ogłaszające datę wydarzenia. Wbiłem perliste zęby w
powierzchnię dolnej wargi powstrzymując chichot, miałem zaledwie cztery godziny
by przekonać, iż ustalone wcześniej ograniczenia są jedynie wątłą linią, którą
z łatwością przekroczymy.
Podeszwy moich jasnoczerwonych, cienkich butów z hukiem
odbijały się od szarej, spękanej powierzchni długiego chodnika przylegającego
do zniszczonej drogi stanowiącej centralną linię łączącą historyczny most z
brzegiem dzielnicy. Moje dłonie zaciskały się w pięści za każdym razem gdy
grupka zbyt wesołych, nieco przerażających nastolatków mijała moje ciało. To
był pierwszy raz kiedy utraciłem wrodzoną odwagę ustępując miejsca zwykłej
niepewności oraz przerażeniu. Media społecznościowe, radio oraz programy
informacyjne nie pozostawiły suchej nitki na społeczności zamieszkującej
Brooklyn, stąd nieprzyjemne odrętwienie towarzyszące każdej, kolejnej jednostce
przebywającej w odległości mniejszej niż jeden metr od mojego ciała. Z
zaciekawieniem obserwowałem zniszczone mury ceglanych kamienic zasłaniających
bladą kulę słońca ozdabiającą błękitną przestrzeń nieba, podążałem śladami
skruszonych parapetów, uschniętych roślin oraz pustych puszek farby
odbijających ostre promienie światła zanim mój wzrok nie zatrzymał się na
drewnianych, nieco obdrapanych drzwiach ciasnej kawiarni. Odnalazłem jej ciało.
Z uwagą obserwowała strużkę wrzątku, która niczym wąski wodospad odbijała się
od dna perfekcyjnie białej, czystej filiżanki, zaciskała rząd zębów na
puszystej wardze przesuwając opuszki swoich palców po policzkach w celu
zagarnięcia niesfornych kosmyków ciemnych włosów za ucho. Była nieziemska,
okryta bladoróżowym uniformem podkreślającym subtelną opaleniznę zdobytą na
zbyt krótkich wakacjach, które odbyła. Uśmiechnęła się dziewczęco przenosząc
porcelanowe naczynie na skompletowany talerzyk. Przesunęła przygotowaną kawę na
kraniec śliskiego blatu odbierając zgnieciony plik banknotów od dojrzałej,
ciemnoskórej kobiety. Uderzyła palcami w szerokie przyciski kasy i czekając na
wydruk przyjęła od nieznajomej komplement dotyczący smaku przygotowanego
napoju. Drobne czynności, które wykonywała zamieniały się w niesamowitą bajkę,
potrafiła zamienić przygotowywanie kofeinowego naparu w magiczną sztuczkę
przepełnioną słodyczą oraz subtelnością typową dla tak delikatnej dziewczyny
jak Chloe. Oparłem dłoń na srebrnej, zabrudzonej klamce i pchnąłem cienką powłokę
wejścia wywołując krótki brzdęk dzwonka zwracający uwagę nielicznych klientów
na nowoprzybyłą osobę. Zignorowałem ciekawskie spojrzenia dwójki rozbawionych
przyjaciółek i skierowałem swoją sylwetkę w stronę długiego, barwnego baru
oddzielającego niebieskooką postać od reszty osób. Przesunąłem językiem po
suchej powierzchni warg nadając im połysk oraz swego rodzaju nawilżenie.
-Hej.-Mój głos jest zachrypiały, ukazuje niepewność skrytą
pod powłoką fałszywej odwagi, której tak bardzo we mnie nienawidziła. Uniosła
wzrok ku górze i rozchyliła usta w geście zdziwienia. Wystarczyła chwila by
uroczy uśmiech przemienił się w grymas niezadowolenia. Oh Skarbie, wyglądasz tak seksownie kiedy jesteś wściekła.
-Justin.- Jej język pieścił brzmienie mojego imienia, a
miękki głos doprowadził krew przepływającą przez żyły do wrzenia. Gniewnie
zmarszczyła brwi odkładając białą ścierkę na powierzchnię zniszczonej szafki,
przy której stała. -Jesteś niesamowicie inteligentnym facetem, sądziłam, że
twoich rodziców stać na dobrze działający aparat słuchowy?- Przechyliła głowę
pozwalając by długie pukle włosów opadły na jedno z jej ramion. Mimowolnie
spojrzałem na wyblakłe, fioletowe ślady pokrywające miękką skórę jej szyi.
Wciąż nosiła znaki mojej obecności, nie mogłem pozwolić dziewczynie na ponowne zniknięcie. Parsknąłem
śmiechem.
-Nie potrzebuję urządzeń pomagających w dokładnym
wychwytywaniu dźwięków.- Kiwnąłem głową opierając łokcie na brzegach zadbanej
lady. Uwielbiałem te drobne kłótnie, w które wciągała mnie przy każdym,
kolejnym spotkaniu.
-Oh, jesteś pewien? Sądzę, iż powinieneś pomyśleć o wizycie
u specjalisty Justin. Jestem pewna, że podczas wczorajszej rozmowy ustaliliśmy
pewne zasady.-Pochyliła się nad moim ciałem pozwalając by słodki, kwiatowy
zapach jej perfum dotarł do moich nozdrzy pieszcząc zmysły. Przesunęła zadbanym
paznokciem po moim przedramieniu wywołując przyjemne dreszcze muskające każdy
centymetr mojego organizmu. Byłem na skraju wyczerpania, potrzebowałem boskich,
malinowych warg wpuszczających słodkie jęki pomiędzy moje usta. Pragnąłem
smukłego ciała skrytego w sile mych ramion, wspominałem szczęśliwe poranki, w
których moim pierwszym pejzażem była twarz Chloe, nie pusta, zimna poduszka. Po
kilku sekundach skapitulowała pozwalając mi czerpać przyjemność z brzmienia jej
słodkiego chichotu. -Bywasz irytującym Dupkiem.-Moje serce wzrosło na te słowa.
Zacisnęła wargi w cienką linię przesuwając tęczówki po przepełnionym przyjemnym
zapachem kawy pomieszczeniu.
-Nie mogłem dostosować się do twoich ustaleń. Tęskniłem już
wtedy gdy twój zgrabny tyłek opuścił auto.- Wyznałem bezczelnie wsuwając się na
wysokie krzesło ustawione tuż za linią moich ud. Zaszczyciła mnie krótkim
uśmiechem unosząc swoje oczy ku niebu.
-Próbujesz złagodzić moją złość czułymi słówkami, jednak
musisz o czymś pamiętać Justin.- Ściszyła swój głos sprawiając, że otaczająca
nas atmosfera zgęstniała.- Mam ochotę cię zabić, uszkodzić twoje jądra lub
sprawić byś piszczał w przerażeniu. Kilka romantycznych zdań nie sprawi, że
moje serce rozpłynie się niczym słodki miód ściekający po gorącej, zapieczonej
kromce chleba. - Niedbale uniosła smukłe ramiona ku górze by po kilku sekundach
opuścić je w dół.- Nie twierdzę, iż twoja wizyta jest beznadziejną rozrywką
popołudnia, to po prostu niewłaściwe. Podziwiam twoją odwagę i zdeterminowanie,
ale potrzebuję czasu by ułożyć życie, które pozostawiłam w tym miejscu przed
wyjazdem na tropikalną wyspę. Przybranie nowej tożsamości wiązało się z
zerwaniem kilku kontaktów, osłabieniem relacji z przyjaciółką oraz zapomnieniem
o trudach realnego życia. Nie mogę pozwolić sobie na związek, nie jestem dla
ciebie odpowiednia Justin.- Obserwowałem ruch jej pełnych, malinowych warg
przywracając we wspomnieniach ich smak oraz miękkość. Zmarszczyłem brwi nie
kryjąc swojego niezadowolenia.
-To nie jest odpowiednie miejsce do przeprowadzania
poważnych rozmów, potrzebujemy ogromu minut by ponownie poznać nasze
przyzwyczajenia, zainteresowania oraz sposób postrzegania otaczającego nas
świata.- Próbowałem zachować resztki spokoju, nawet jeśli słowa uroczej brunetki
wywołały nieprzyjemny ścisk mojego żołądka.- Nie próbuj zamykać nas w klamrach
obrzydliwych ograniczeń, powinniśmy brać pod uwagę nasze uczucia, nie miejsce
zamieszkania. W jakich czasach żyjemy ? Mamy dwudziesty pierwszy wiek, nie
obracamy się w świecie podziałów, piramid społecznych oraz klasyfikowania ludzi
poprzez pryzmat wielkości majątku.-Przesunąłem jeden z palców po powierzchni
miękkiej skóry okrywającej maleńkie kosteczki dłoni Chloe. Dziewczyna ze
świstem wciągnęła powietrze wypychając swoje krągłe piersi w celu powiększenia
powierzchni chłonnej płuc. Uwielbiałem sposób, w jaki reagowała na mój dotyk,
niewinne gesty doprowadzały jej wrażliwe zakończenia nerwów do drżenia, to
jedynie zwiększało moc moich uczuć jakimi darzyłem tę drobną, naburmuszoną
brunetkę. -Chcę z tobą być Chloe. Spieprzyłem nasz związek, ale zrobię wszystko
by odzyskać twoje zaufanie. -Zatonąłem w głębi błękitnych krążków wpatrujących
się w moje oblicze. Dosłownie czułem jak moje serce rozpada się na kilka
wątłych kawałków, po chwili te części ponownie się złączyły i wybuchły niczym
barwne fajerwerki rozświetlające granatowe niebo zapełnione jedynie
zakrzywionym kształtem księżyca. -Nie odpychaj mnie od siebie.-Zamieniłem
donośny głos na szept, ignoruję otaczające nas rozmowy skupiając się na twoim
miarowym oddechu otaczającym moje rozgrzane policzki. - Nie pozwolę ci kurwa
odejść.- Warknąłem przepełniony pewnością siebie. Odpowiedziała krótkim jękiem,
ten dźwięk był muzyką dla moich uszu.
-Przepraszam.-Wymamrotała po chwili milczenia.- Za wszystko.
-Oboje ponosimy konsekwencję niewłaściwych decyzji, na tym
polega życie. Możemy wykorzystać te potyczki jako naukę, która pozwoli nam
uzyskać siłę do odnalezienia właściwej drogi Chlo. - Zakręciłem kosmyk
kasztanowych włosów dziewczyny na swoim palcu, zbadałem ich strukturę oraz nasyciłem
się słodkim, owocowym zapachem. -Chciałbym zabrać cię wieczorem na ognisko, w
Queens organizowana jest ogromna impreza. To wyjście może być symbolicznym
początkiem nowego etapu, spędzimy miły wieczór, porozmawiamy i oderwiemy się od
tego gówna, w które wdepnęliśmy.- Poczułem krople potu spływające po moich
nadgarstkach oraz dłoniach. Byłem niczym niedoświadczony nastolatek denerwujący
się przy pierwszej dziewczynie, której piersi są większe od mandarynek. W tym
przypadku nie rozmiar cycków miał znaczenie. Wstrzymałem powietrze oczekując
odpowiedzi, opróżniam swoje płuca dopiero wtedy gdy głowa dziewczyny porusza
się w geście zgody. Wiedziałem, że dzisiejsza noc przywróci światło szczęścia,
które straciłem w chwili gdy pierwsza łza wywołana moimi słowami opuściła
spokojną toń jej oczu.
Chloe
Miękkie włosie pędzla przesunęło się po mojej brodzie
okrywając delikatnie zaczerwienioną skórę warstwą jasnego podkładu dopasowanego
do tonu mojej sylwetki. Kate wykonała kilka zamaszystych ruchów ozdabiając moje
policzki ostro różowym pyłem, tak jakby moja twarz nie była wystarczająco
czerwona w jego obecności. Ten Dupek potrafi być wyjątkowo niesamowity, to od
zawsze pchało moją duszę w niebezpieczną otchłań niezdrowego pragnienia jego
dotyku. Bieber nigdy nie przegrywał naszych zawodów, zawsze otrzymywał złote
medale koronujące jego ego. Drobna brunetka wcisnęła się pomiędzy moje uda
wplątując palce w gęstwinę kasztanowych kosmyków włosów otulających moją
szczękę, szyję oraz ramiona. Chwyciła przednią część pukli, uniosła je ku górze
i zawinęła w drobną kuleczkę, pozwoliła bym rozchyliła swoje powieki po
dwudziestu minutach ciężkiej pracy nad wyglądem mojej sylwetki. Doznałam szoku
dostrzegając obraz szczupłej nastolatki, której ciało osłonięte zostało jedynie
ciasnymi, przetartymi jeansami oraz ciemnoczerwonym crop topem odsłaniającym
płaską część brzucha. Powolnie przełknęłam ślinę pokonując gulę wypełniającą
moje wąskie gardło.
-Jestem pewna, że oszaleję gdy cię zobaczy.- Kate ułożyła
swoje drobne dłonie na mych ramionach rozjaśniając niewielką sypialnię niesamowitym
uśmiechem. -Jeśli twierdzi, że jest w tobie zauroczony to tego wieczoru z
pewnością straci głowę.- Zachichotała głośno obdarzając mój jędrny pośladek
krótkim uderzeniem. Pisnęłam posyłając ku niej wściekłe spojrzenie. Przeniosłam
wzrok w stronę północnej ściany ozdobionej krągłą tarczą srebrnego zegara.
-Pozostało dziesięć minut do przyjazdu pociągu.- Nasunęłam
na ramiona skórzaną kurtkę faktycznie należącą do podekscytowanej przyjaciółki
śledzącej każdy z moich niepewnych ruchów. Wysunąłem proste kosmyki włosów spod
ciemnego kołnierza nakrycia, ułożyłam je na ramionach i zadbałam o to by złota
zawieszka naszyjnika rozbłysła pomiędzy
okrągłymi piersiami ściśniętymi koronkowym stanikiem. Chwyciłam ciemną
kopertówkę zaciskając na niej swoje niewielkie palce zakończone długimi
paznokciami ozdobionymi czerwonym lakierem. Wypuściłam z pomiędzy warg nadmiar
gorącego powietrza, byłam zestresowana. Panika wypełniała każdą cząstkę
tworzącą mój organizm, odbierała mi swobodę myślenia, łatwość formułowania zdań
oraz szybkość podejmowania decyzji. Przypominałam szmacianą laleczkę, której
los zależny był od woli właściciela. Moje serce było posłuszną dziwką, pragnęło
jedynie brązowookiego chłopaka, którego uśmiech wprowadzał mnie w stan
przyjemnego odrętwienia. Głuche pragnienie jego obecności zamieniło się w chorą
obsesję, a jedyne co czułam pokonując kolejne metry trasy oddzielającej
kamienicę Kate od najbliższej stacji metra to podekscytowanie. Nie potrafiłam w
pełni zrozumieć reakcji swojego organizmu, nie dostrzegłam tych objawów przy
poprzednich mężczyznach pojawiających się w moim życiu. Justin był narkotykiem,
pojawiał się i kompletnie pochłaniał. Wystarczyła chwila bym zapomniała o
wszystkim przed czym ostrzegał mnie Harry. Byłam oddana, dosłownie pokonana
przez ciepły blask czekoladowych krążków otoczonych wachlarzem cudownie gęstych
rzęs. Podłużny wagon metra świecił pustkami, to nietypowe zjawisko dla
piątkowych, wakacyjnych wieczorów. Omijając kilku pasażerów odnalazłam wolne
miejsce w oświetlonej głębi blaszanego pudła, nigdy nie przepadałam za
towarzystwem nieznajomych. Szczególnie w miejscach o tak ograniczonej przestrzeni.
Kilkukrotnie sprawdziłam stan skrzynki licząc na jakąkolwiek wiadomość od Justina,
Kate lub chociażby brata. Próbowałam zająć swój umysł czymś bardziej
pożytecznym od niegrzecznych wyobrażeń przebiegu randki, na którą mnie zabiera.
Podłużna maszyna ślizgała się po
lśniących torach kiedy w geście zdenerwowania skubałam zakończeniami palców
brzeg miękkiego materiału okrywającej mnie koszulki. Cienkie podeszwy ozdobnych
sandałków kilkukrotnie uderzyły w błyszczącą podłogę okrytą drobinkami kurzu
oraz grudkami ciemnego błota. Moje tęczówki błądziły po neonowej tablicy
wyświetlającej nazwy kolejnych przystanków, przesunęłam językiem po szeregu
śnieżnobiałych zębów oczekując jak najszybszego zakończenia podziemnej podróży.
Nienawidziłam metra. Zbyt szybka jazda, ciasne tunele, ciemność przerywana
krótkimi przebłyskami złotych iskierek uciekając spod powierzchni grubych
przewodów splątanych ponad głowami pasażerów. Historia od zawsze potwierdzała
moje obawy, dziewięćdziesiąt procent wybuchów kończyła się śmiercią niewinnych
uczestników ruchu drogowego. Żadna z potencjalnych ofiar nie miała możliwości
ucieczki. Przeniosłam swoją uwagę na zabrudzoną szybę drzwi skupiając się na
rozmytym obrazie surowych murów, poczułam ciepło ociekające na moje ramiona
oraz plecy. Wyobraźnia była moim wrogiem, to sprawiało, że nieczęsto
opuszczałam Brooklyn. Moje ciało z hukiem zderzyło się z płaską ścianą
usytuowaną kilka centymetrów od powierzchni okrytych kroplami potu pleców,
jęknęłam zniesmaczona ignorując promieniujący ból rozprzestrzeniający się po
tylnej części mojej czaszki. Osoba decydująca się na tak brutalne hamowanie
powinna zostać usunięta ze stanowiska kierowcy. Pozwoliłam by tłum
zniecierpliwionych nastolatków wypełnił ciasną przestrzeń pojazdu ograniczając
moim płucom dostęp do świeżego, życiodajnego tlenu. Grupka skąpo ubranych
dziewczyn zajęła zakrzywioną kanapę umiejscowioną w tylnej części pojazdu by
zranić moje uszy zbyt głośnym, piskliwym chichotem. Wzniosłam oczy ku niebu
prosząc Boga o ratunek, pomoc nadeszła po upływie kilkunastu minut gdy dotarłam
do celu. Chwyciłam haust chłodnego powietrza wypełniającego olbrzymi hol
centralnej stacji dzielnicy. Ten przystanek wyróżniał się elegancją oraz
kunsztem wystroju, w niczym nie przypominał śmierdzących kanałów Brooklynu
stanowiących dom dla bezdomnych pijaków, zbuntowanych prostytutek oraz
rozkapryszonych gimnazjalistów poszukujących potencjalnych dostawców
śnieżnobiałego pyłu. Wcisnęłam dłonie w płytkie kieszenie kurtki spuszczając
wzrok na ozdobione lakierem paznokcie moich stóp, niezwiązane kosmyki włosów
otuliły rozgrzane policzki, drażniły okolicę szyi kiedy pośpiesznie pokonywałam
kolejne stopnie betonowych schodów. Wieczorny, letni wiatr zderzył się z mą
sylwetką gdy w skupieniu poszukiwałam znajomego, sportowego auta Justina, z
łatwością dostrzegłam lśniący lakier obijający żółte światła latarni.
Podekscytowanie spłynęło na moje ciało, zassałam dolną wargę i przymknęłam
powieki sądząc, że ten gest pomoże mi w
odzyskaniu krzty opanowania. Moje nogi przypominały wątłą galaretkę, nie
zarejestrowałam momentu, w którym zmusiłam nieposłuszną sylwetkę do ruchu.
Opuścił niskie auto rozświetlając chłopięcą, perfekcyjnie gładką twarz
uśmiechem.
-Kochanie.- Okrążył płaską maskę pojazdy by po kilku
sekundach znaleźć się przy moim ciele.-Wyglądasz kurwa niesamowicie.-Sapnął
wywołując niewinną palpitację mojego serca. Uniósł dłonie ku górze wplątując
palce w gęstwinę jasnych włosów tworzących seksowny bałagan tuż nad linią czoła
mężczyzny. Z trudem powstrzymałam się przed polizaniem dołeczków ozdabiających
jego policzki. Zaszczycił mnie krótkim spojrzeniem by powolnie przełknąć gulę
ściskającą jego gardło.
-Cześć.- Kąciki mych warg uniosły się ku górze kiedy w
geście zdenerwowania zacisnęłam palce na szczupłym nadgarstku ręki.- Nie
wiedziałam jak powinnam wyglądać na takim spotkaniu.- Zaczęłam nieśmiało czując
nieprzyjemny ścisk żołądka spowodowany natłokiem nieśmiałości.
-Żartujesz? Jeśli mój kutas nie przebije jeansów to poproszę
rząd Ameryki o specjalne odznaczenie. - Wybuchłam głośnym śmiechem odchylając
głowę do tyłu. Końcówki włosów uderzyły w nagi odcinek pleców.
-Uwielbiam twoją bezpośredniość.- Kiwnęłam z uznaniem.
-Myślę, że są cechy, które kochasz we mnie jeszcze bardziej.-
Cmoknął w powietrzu otwierając boczne drzwi auta, gestem poprosił bym wsiadła
do środka. Wcisnęłam sylwetkę w miękki, skórzany fotel przecinając tors czarnym
pasem bezpieczeństwa. Zrozumiałam, że wstrzymuję powietrze dopiero wtedy gdy
silnik pojazdu wypchnął auto na główną autostradę dzielnicy. Zagryzłam wargę.
-Nie rób tego. - Zwrócił na siebie moją uwagę. Zmarszczyłam
brwi próbując podkreślić niezrozumienie słów.- Nie dotykaj swoich ust, próbuję
zachować resztki kontroli. Jestem bliski spowodowania kolizji.-Zacisnął dłonie
na powierzchni kierownicy, jego knykcie zbielały. Skłamałabym mówiąc, że jego
desperacja nie była podniecająca. Sposób w jaki pragnął mojego ciała sprawiał,
że płonęłam czystym pożądaniem.
-Przepraszam.- Wyszeptałam niewinne opierając dłonie na
odkrytych kolanach.- Nie wiedziałam, że moje ciało wywołuje w tobie tak
intensywne pragnienia.- Zażartowałam zakręcając pukle na swoim palcu.
-Nie kłam. Wiesz jak na mnie działasz Chloe. - Osunął dłoń
na moje udo zaciskając swoje długie palce na powierzchni jeansów.- Nic nie
uległo zmianie Księżniczko.- Mruknął sprawiając, że mój oddech ugrzązł w
gardle. Niepewnie oparłam zakończenie ręki na jego okrytym tatuażami nadgarstku
wsłuchując się w zbyt szybkie tętno mojego serca. Wszystkie uczucia powróciły
uderzając w moje serce niczym bezlitosna fala wody zderzająca się z linią
piaszczystej, przepełnionej skąpo odzianymi ludźmi plaży. Justin przypominał
falę tsunami, początkowo jej wody muskały moje pięty sprawiając, iż chciałam
poczuć chłód kropelek wody na każdym centymetrze mojego ciała, następnie
pochłonął mnie całą wpychając duszę pod taflę oceanu. Tonęłam, a najbardziej absurdalne
było to, że pragnęłam utraty tchu by poczuć słodki smak jego warg odnajdujących kształt moich ust. Oszalałam.
Szum oceanu otulał moje zmysły, podmuchy chłodnego wiatru
błądziły po nagim brzuchu, muskały rozgrzane do czerwoności policzki, mroziły
odkryte palce. Wesoły krzyk jednego ze studentów zmusił dwójkę przyjaciół do
przechylenia plastikowych kubków czerwonej barwy wypełnionych słodkim drinkiem.
Owinęłam ramiona dookoła piersi podziwiając szczupłe sylwetki kobiet
zaciśniętych w kręgu praktycznie nagich mężczyzn. Wielobarwne stroje mieniły
się w blasku metalowych pochodni, muzyka wypełniała ich ciała zmuszając
krągłości bioder do ruchu. Skłamałabym mówiąc, że widowisko nie było niczym
zachwycającym. Wycieczka nie była moją pierwszą wizytą na Queens, kilkukrotnie
pojawiałam się w ten dzielnicy wraz z Kate w poszukiwaniu Michaela,
zeszłorocznej miłości brunetki. Słodki zapach wiśni dotarł do moich nozdrzy w
chwili gdy ciepła dłoń bruneta oparła się o dolną część mych pleców.
-Przepraszam, że musiałaś czekać. Kolejka po drinki mierzy
dobry kilometr.- Wbił kąciki warg w policzki tworząc drobne dołeczki, nie
wiedział jak wielki wpływ miały na mnie te wgłębienia. Wdzięcznie owinęłam
palce dookoła plastikowego naczynia zatapiając wyschnięte usta w słodkiej
wódce. Czerwony odcisk warg pozostał na brzegu kubeczka kiedy odsunęłam go od
twarzy. Mruknęłam z zadowoleniem, alkohol przepłynął przez moje żyły
rozgrzewając każdy centymetr nieco roztrzęsionego organizmu. Zacmokałam
rozkoszując się paląco słodkim smakiem barwnego alkoholu. Szatyn skosztował
napoju i nie przerywając kontaktu wzrokowego chwycił moją skostniałą dłoń.
-Nie szkodzi.- Wymruczałam zaskoczona odważnym gestem. Wciąż
tliła się we mnie potrzeba separacji, wiedziałam, że obecność Justina
uniemożliwia mojemu umysłowi podejmowanie właściwych decyzji. Potrafił zamienić
mój mózg w bezmyślną papkę.- Dziękuje, że zabrałeś mnie tutaj, to miejsce jest
niesamowite. - Przepełniona niepokojem powolnie zacisnęłam palce na ogromnej pięści
rozgrzewającej moją nieco przyciemnioną skórę.
-Nie byłoby tak cudowne gdybyś nie zgodziła się na tę
randkę.- Odparł rozkruszając moje serce na drobniutki pył. Spojrzał przez ramię
na tłum wiwatujących studentów chwalących DJ-a za puszczenie popularnej
piosenki nowo powstałego zespołu. Joe Jonas jęknął przeciągle śpiewając o
cieście, mimowolnie zachichotałam. -Przejdziemy się?- Spytał po chwili
uzyskując moją zgodę. Skierowaliśmy się w stronę brzegu plaży gdzie spieniony
kraniec fal oblewał drobinki piaszczystego podłoża. Zsunęłam ze stóp obudowie i
zaczepiając czarne paseczki na dwóch palcach skosztowałam wiśniówki. Wódka była
jedynym napojem, który mógł pomóc mi w przeżyciu tego wieczoru w nieco bardziej
naturalny sposób. Czułam gęstą atmosferę wiszącą pomiędzy naszymi ciałami,
pomimo chłodu płonęłam.
-Nie chcę byś ponownie podróżowała metrem w tak późnych
godzinach.- Spojrzał na mnie z góry, praktycznie zapomniałam jak przeszywający
może być jego wzrok. Kiwnęłam głową nie mając ochoty na kolejną, bezsensowną
sprzeczkę. Nie byłam nawet wściekła, wiedziałam, że szatyn nie był
przyzwyczajony do tego, iż jego partnerka może narazić się na śmierć przy
każdym opuszczeniu mieszkania.
-Okej.- Oblizałam usta obserwując nasze splecione dłonie.-
Rozmawiałeś z Natalie?- Spytałam po chwili nieprzyjemnej ciszy, odpowiedział
delikatnym dotykiem opuszka kciuka na moich knykciach.
-Nie. Próbuję odseparować się od rodziny Hendersonów, ich
towarzystwo nigdy nie przyniosło niczego dobrego.- Gładko wzruszył ramionami
opróżniając plastikowe naczynie. - Poza tym mam ważniejsze sprawy do
rozwiązania, nie myślę o nici niezgody, którą rozciągnąłem pomiędzy naszymi
rodami. Aktualnie skupiam się na przekroczeniu dystansu, który stworzyłaś.-
Wypuścił z pomiędzy warg głośny śmiech, odpowiedziałam tym samym gestem czując
przyjemne skurcze podbrzusza. Zatrzymał się uniemożliwiając mi wykonanie
kolejnych kroków.- Zatańczymy ?-Palcem wskazał na krąg pogrążonych w zabawie
nastolatków. Zagryzłam dolną wargę chrząkając.
-Z przyjemnością. - Odparłam wesoło. Jednym łykiem
wypełniłam organizm wiśniówką zapominając o potrzebie świadomych decyzji.
Przylgnęłam do jego torsu obserwując zaciśniętą, męską szczękę spod wachlarza
ciemnych rzęs. Nasunęłam chłodne dłonie na szerokie ramiona chłopaka, palcami
wczepiłam się w końcówki jasnych włosów opadających na kark. Otoczył mą
sylwetkę pozwalając swojemu oddechowi na owianie moich rozgrzanych, spękanych
ust. Ten gest wywołał przyjemne dreszcze, które odnalazły swoje centrum w
złączeniu gładkich ud. Praktycznie jęknęłam kiedy uderzył we mnie biodrami.
Chłodne opuszki jego palców zderzyły się z nagą skórą okrywającą plecy,
obserwował moje rozmyte tęczówki kiedy ocierałam się o jego ciało w najbardziej
erotyczny sposób. Westchnął wysyłając prądy podniecenia do zakończeń receptorów
ukrytych pod cienką warstwą mej skóry. Cholera. Byłam pijana? Słodki drink
błądził pomiędzy kroplami krwi przepełniającej cienkie żyły, jednak byłam
pewna, że jedynym powodem, dla którego osunęłam jego dłonie na jędrne pośladki
było czyste pragnienie.
-Nigdy nie pozwolę ci odejść Chloe.- Wychrypiał zniżając
głos do szeptu.-Jesteś taka piękna.- Dodał, jego ton ujawniał depresyjne podniecenie odczuwalne na brzegu mego uda.
-Uwielbiam kiedy skupiasz się tylko na mnie.- Stanęłam na
palcach cytując tekst piosenki, której melodia odbijała się od każdej
cząsteczki otaczającego nas powietrza. Pozostawiłam mokry pocałunek na linii
jego szyi zdobiąc ciemną skórę czerwonym śladem szminki. Nie powinnaś tego robić Chloe. Ten gest pchnął go na granicę
wytrzymałości. Jednym ruchem uniósł mnie ku górze, owinęłam nogi dookoła
smukłych bioder brązowookiego uderzając krańcami włosów w jego policzki.
Cholera, pachniał niesamowicie.
-Nawet nie próbuj mnie powstrzymywać. Jesteś mi potrzebna
niczym tlen, woda czy pożywienie. - Straciłam kontakt z rzeczywistością,
odzyskałam go dopiero wtedy gdy moje pośladki otarły się o chłodną powierzchnie
metalu. Wcisnął się pomiędzy moje uda i oparł dłonie tuż za krańcami mego
ciała. Pochylił się nad moją twarzą przymykając powieki, przypominał zwierzę
walczące z własnym wnętrzem. Ciepłe opuszki palców musnęły mój policzek,
przesunęły się po długości szczęki by ostatecznie opaść na szyję zamykając
twarz w delikatnym, wręcz nieśmiałym uścisku. Pragnęłam jego warg ocierających
się o każdy skrawek drżącej sylwetki, byłam skłonna oddać mu się na masce
niemoralnie drogiego auta, o które mnie oparł. Ułożyłam dłoń na jego brzuchu
badając twardą skorupę mięśni tworzącą silny organizm. -Nie potrafię trzymać
rąk przy sobie kiedy jesteś tuż obok mnie. -Wyznał. Czułam przejmującą
szczerość w każdej zgłosce tego zdania. To poruszyło moje serce. Rozchyliłam
powieki dostrzegając malinowe, pełne wargi oddalone ode mnie o kilka zbyt
długich milimetrów. Głośna muzyka ucichła. Wesołe krzyki imprezowiczów rozmyły
się niczym poranna mgła. Smak wiśniówki został zastąpiony bolesną pustką,
suchością. Przechwyciłam ciepłe cząsteczki tlenu opuszczające jego gardło,
sączyłam słowa, które wypowiadał upijając się nimi.
-Pieprzyć dystans.-Zareagował na te słowa seksownym
śmiechem, wystarczyła sekunda by odnalazł kształt moich ust. Fajerwerki
wybuchły dookoła mojej duszy wypychając zbolałe wnętrze na szczyt rozkoszy.
Nazwijcie mnie szaloną, ale kochałam tego Irytującego Dupka jak nikogo w swoim
życiu.
~*~
O
MÓJ
BOŻE
Mam do was tak wiele
spraw, że nie mam pojęcia od czego zacząć.
1. Bardzo przepraszam
za kolejną nieobecność, miałam tak wiele spraw prywatnych, że poświęcenie kilku
godzin na pisanie rozdziału wiązało się z cudem. Stąd miesięczny brak kolejnej
części.
2. Zdaję sobie sprawę
z tego, że rozdział nie powala jakością, fabułą czy dostojnym językiem, ale po
przerwie to wszystko na co było mnie stać. Jako wynagrodzenie przyznam, że
wyszedł na prawdę długi, dawno nie napisałam tak obszernej części.
3. Poszukuję osoby,
która zna się na wykonywaniu okładek. Chciałabym zmienić wizytówkę opowiadania,
złożyłam jedno zamówienie, ale nie sądzę by dziewczyna je wykonała, oczekuję na
pracę już dobre dwa miesiące, dlatego jeśli ktoś mógłby wykonać to dla mnie
byłabym wdzięczna.
4.Wiem, że
wkroczyliśmy w Nowy Rok już kilka dni temu, ale nigdy nie jest za późno na
szczere życzenia. Wszystkiego najlepszego w 2016, spełnienia wszystkich marzeń,
spotkania swoich idoli, odnalezienia szczęścia oraz wywiązania się z listy
postanowień (wiem, że każdy z was chociażby podświadomie ją stworzył.)
5. Z KIM ZOBACZĘ SIĘ NA
KONCERCIE JUSTINA W KRAKOWIE ?!?!?!?!( tak, wciąż nie potrafię w to uwierzyć.)
6. Niesamowicie
dziękuje za waszą obecność, za komentarze, gwiazdki oraz wyświetlenia. Doceniam
każdą formę waszej aktywności, motywujecie mnie i sprawiacie, że moje serce rośnie.
Jesteście wręcz niesamowici i niezwykle cierpliwi ! Dziękuje dziękuję dziękuje
!
7. Zapraszam do
kontaktowania się ze mną na
*Ask'u
Z chęcią z Wami
porozmawiam !
Miłego dnia !
Aaaa wróciłaś :) ja Nd w Krk na koncercie !!!! Rozdział boże genialny i pieprzyć ten cholerny dystans hahah
OdpowiedzUsuńZapraszam wszystkich czytelników do dodawania na moim blogu najlepszeff.blogspot.com w zakładce "zgłoszenia " swoje ulubione opowiadania które później wybierzemy na najlepszy blog miesiąca
kiedy nowy rozdział? minął miesiąc
OdpowiedzUsuńwięcej niż miesiąc
Rozdział świetny.. czekam z niecierpliwością na następny: )
OdpowiedzUsuńUwielbiam*.* ich historia jest boska... mam.nadzieję że niedługo pojawi się kolejny rozdział ;) jesteś wspaniała!
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz!<3
OdpowiedzUsuńZapraszam tutaj(nie moje, ale polecam):
http://night-dream-jb.blogspot.com/
Swietny! Co wiecej pisac? Mam nadzieje ze niedlugo pojawi sie nastepny, bede wiernie czekac :-)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział *.* tęsknie za rozdziałami ;c Agacia Where are you ? Daj jakis znak zycia :c
OdpowiedzUsuńKochana świetny blog.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że niedługo pojawi się nowy rozdział
czy znowu miałaś tak "wiele prywatnych spraw na głowie ", że nie znalazłaś czas od stycznia przez te 5 miesięcy, żeby napisać chociaż jeden krótki rozdział? to trochę irytujące
OdpowiedzUsuńmogłabyś napisać, że żyjesz
zwykle "nie porwali mnie kosmici" albo "mój mózg jest bezpieczny z daleka od zombi" czy "nie, nie wstąpiłam do śmierciozercow " by wystarczyło, już nie mówiąc o "trzymam się z daleka od magicznych pierścieni, żebym nie musiała wyruszyć w podróż do wulkanu żeby go zniszczyć "
chociaż jak patrzę na datę ostatniego rozdziału, to myślę, że to ostanie jest jak najbardziej mosliwe,
jestem niecierpliwa i pewnie nie tylko ja, więc mogłabyś tu zajrzeć i napisać cokolwiek i nie, uwierz nikt nie potrzebuje twoich przeprosin, ani fascynującej historyjki, co takiego stało się w twoim życiu, że nie mogłaś nic napisać (choćby popularne "mam zapusty komputer ")
Jeśli miałabym czas to z pewnością napisałabym kolejną część tego opowiadania, jednakże jeśli na blogu nie pojawiła się notka to chyba z łatwością można zrozumieć, że najzwyczajniej na świecie miałam sprawy ważniejsze. Jestem w klasie maturalnej, aktualnie piszę najważniejsze egzaminy życia i wybacz, ale nie poświęcę kilkunastu godzin na napisanie rozdziału, kiedy uporam się z życiem prywatnym z pewnością wrócę do tworzenia dalszych części Other Worlds. Poza tym ten rok był dla mnie intensywny i nie zaniedbam życia prywatnego oraz nauki na rzecz zadowolenia Was i waszej niecierpliwości, nikogo na siłę tutaj nie trzymam, nie nakłaniam także do wiecznego oczekiwania na rozdział. Dla twojej wiadomości próbowałam pisać rozdziały, jednak miałam zbyt wiele spraw na głowie by kompletnie skupić się na tej historii.Nie opublikuję czegoś z czego zadowolona nie będę, dziękuje i miłego dniaxx
UsuńBardzo spodobała mi sie historia i nie moge sie doczekac następnego rozdziału ^^
OdpowiedzUsuńInformujesz o następnych na tt ?
Jak by co to moj nick na tt @maja378