wtorek, 5 stycznia 2016

Rozdział Dwudziesty Trzeci

Niesamowicie ważna notka pod rozdziałem, poświęćcie chwile na jej przeczytanie proszę.
Rozdział nie jest sprawdzany, przepraszam za wszelkie błędy.
***
Gorący podmuch powietrza uniósł szare cząsteczki pyłu ku górze wypełniając zatęchłą atmosferę publicznej  biblioteki chmurą ciemnego pyłu. Opuszki moich długich palców przesunęły się po chropowatej powierzchni ciemnoczerwonej okładki ozdobionej szeregiem złotych liter. Skoncentrowany przesunąłem końcówką mokrego języka po dolnej, wyschniętej wardze. Rozchyliłem stare kartki księgi wędrując tęczówkami po szlakach tysięcy drobnych, czarnych liter. Odnalezienie upragnionej definicji nie było zadaniem prostym, szczególnie w chwili gdy pary znajomych oczu wypalały bolesną dziurę w moim ciele. Mimowolnie spojrzałem na kanciasty stolik, o który oparta była nieco zbyt kształtna sylwetka czarnowłosej dziewczyny. Ciemnoniebieski blask krążków odbijał żółte promienie słońca próbując wzniecić pożar w otaczającym mnie świecie. Czułem nienawiść Natalie w każdym milimetrze organizmu, jej złość niszczyła moje komórki, łamała kości, topiła organy.
-Justinie odnalazłeś to czego szukałeś?- Pulchna staruszka stanęła przy moim ramieniu ze zdziwieniem wpatrując się w gruby słownik utrzymywany przez moje nienaturalnie wielkie dłonie.
-Potrzebuję jeszcze kilku minut Mario.-Odparłem grzecznie ignorując nieprzyjemny gest jakim ukazała swój brak wiary w moją chęć edukacji. Wcisnąłem ciężki egzemplarz słownej encyklopedii pod okryty ciemnoszarą marynarką biceps i w celu uniknięcia kolejnych pytań sięgnąłem po tomik poezji ulubionego autora mojego ojca. Wymijając niską opiekunkę powróciłem na drewniane krzesło dosunięte do wysokiej ściany pomieszczenia oblepionej ciemną tapetą, której barwa przypominała przejrzałe wiśnie skryte w kępach jasnozielonej trawy. Cotygodniowe, niedzielne spotkania z nauczycielką literatury nigdy nie były moją ulubioną formą pożytkowania wolnego czasu. Moja rodzina przykładała ogromną wagę do poziomu wykształcenia swoich potomków, stąd pomysł na dwugodzinny odpoczynek wśród tysięcy książek okrytych grubymi warstwami kurzu pod okiem srogiej Marii wytykającej każdemu klientowi biblioteki zbyt głośne chwytanie powietrza. Palec Jacksona sprawnie uderzał w lśniący ekran płaskiego urządzenia skrytego pomiędzy dwoma podręcznikami opisującymi anatomię człowieka, chłopak był perfekcjonistą w szukaniu sposobów, dzięki którym mógłby pozostać z Rosie w stałym kontakcie. Stłumiłem chichot skupiając się na śledzeniu kolejnych liter alfabetu, których zadaniem było ułatwienie czytelnikowi znalezienia definicji nieznanego dotychczas słowa.
DYSTANS
W skupieniu rozłożyłem całą formułkę na pojedyncze zdania, wyrazy, a nawet zgłoski. Próbowałem odnaleźć w znaczeniu siedmiu liter malutki błąd, drobną niewłaściwość, która umożliwiałaby mi zbliżenie się do Chloe na odległość mniejszą niż kilkanaście centymetrów. Z wściekłością zatrzasnąłem boki tomu odpychając go na kraniec śliskiego, drewnianego blatu. Jeden wieczór potrafił zniszczyć wszystko co budowaliśmy przed tysiące długich godzin, moje słowa zamieniły się w ciężką kulę, której siła zburzyła ścianę uczuć, którą otoczyłem jej niesamowitą duszę. Przesunąłem kciukiem po powierzchni dolnej wargi skupiając swoją uwagę na zielonych liściach tańczących przy muzyce letniego wiatru. Cienkie kartki zwijały się w rulony, wzlatywały wysoko ponad ziemię by po chwili zderzyć się z twardą powierzchnią spękanego chodnika okalającego jedną z głównych ulic Manhatanu. Złoty pył wirował ponad wielobarwnymi kielichami wonnych kwiatów, otaczał wykrzywione w grymasie twarze przechodniów, lśnił pomiędzy promieniami ostrego słońca wychylającego się zza szklanych biurowców przepełnionych mistycznie spełnionymi mieszkańcami najbogatszych dzielnic. Nic nieznaczące części natury były ich żałosną metaforą, okryty drogim garniturem prezes korporacji był niczym drobiny proch błyszczący w świetle rażących reflektorów, unosił się ponad wszystkich by po krótkiej chwili świetności zderzyć się z bolesną rzeczywistością. Jasnowłosa kobieta inwestująca w zniekształcanie swojego ciała przypominała źdźbło kołyszące się pomiędzy tysiącem mdłych osobowości. Bóg drwił z istot, pozwalał każdemu z nich na fałszywe przejęcie władzy nad własnym losem by następnie zalać ich duszę chłodnym potokiem realności. Nie mogłem zamienić się w kolejnego właściciela firmy zamkniętego w ścianach opinii społeczeństwa. Musiałem zerwać szorstkie liny otaczające moją szyję, chwycić przyszłość w swoje pięści i zrobić wszystko by moje życie powróciło na właściwą ścieżkę, na której szczycie znajdowało się spełnienie. Złote tęczówki moich oczu spoczęły na estetycznej okładce słownika, prychnąłem z rozbawieniem unosząc się do góry. Z hałasem przesunąłem drewniane nogi siedziska po zabrudzonych płytkach okrywających podłogę.
-Justin? Gdzie idziesz?-Jackson zmarszczył swoje jasne brwi w geście zdziwienia, podciągnął rękawy swetra ku górze eksponując linie żył przebiegających wzdłuż jego rąk.
-Próbuję pozostać Denerwującym Dupkiem. -Odparłem wesoło i ignorując srogie spojrzenia opiekunki pchnąłem szklane, dwuskrzydłowe drzwi chwytając porcję świeżego powietrza z rozkoszą wypełniającego moje płuca.

Sekwencja połączeń Nowojorskiego metra przypominała cienką, pajęczą sieć rozciągającą się pomiędzy tysiącem drzew tworzących ciemny, niebezpieczny las. Przyjemnie ostra melodia skrzypiec odbijała się od szarych ścian podziemnego świata, błądziła pomiędzy umysłami wściekłych przechodniów wzmacniając ich niezadowolenie związane z poziomem miejskiej komunikacji. Przywróciłem swoją uwagę na śnieżnobiałą mapę przystanków i w skupieniu prześledziłem najdogodniejszą trasę łączącą centrum Manhatanu wraz z obrzeżami Brooklynu, dwudziestominutowa podróż przepełnionym wagonem miała na celu doprowadzenie mnie do podziemnego przejścia wyprowadzającego przechodniów na olbrzymią budowlę wznoszącą się ponad ciemną wodą East River. Zapisałem w pamięci dokładną kolejność stacji i oczekując na nieprzyjemny pisk syreny w podekscytowaniu ściskałem brzegi swojej jeansowej katany. Nie potrafiłem zachować resztek rozsądku, moim pragnieniem było towarzyszenie jej w każdej kolejnej minucie naszego życia. Nazwijcie mnie szaleńcem, cholera mógłbym przysiąść, że wykazywałem pewne cechy psychopaty, ale zabijcie mnie jeśli ta drobna, niebieskooka dziewczyna nie była warta utraty kontroli. Bladozielona maszyna zatrzymała się kilka centymetrów od żółtej linii bezpieczeństwa rozchylając automatyczne drzwi ozdobione kilkoma nalepkami. Tłum wściekłych, spoconych pasażerów zapełnił olbrzymi hol zagłuszając przyjemne dźwięki szlachetnego instrumentu beznamiętnym jazgotem stworzonym z kilku przekleństw, wrzasku matki próbującej opanować rozpłakane dziecko czy pisku podekscytowanej kobiety obejmującej swojego mężczyznę. Ze spokojem zachowałem w umyśle obraz tej sielanki, nie myślałem o szybkim powrocie do podziemnej komunikacji łączącej dwie dzielnice, będę w stanie zaryzykować bezwypadkowy stan auta jeśli ceną miało być uniknięcie tego bałaganu. Wykonałem ostrożny krok znikając za blaszaną ścianą pojazdu pozwalając by nieprzyjemny blask zbyt jasnych żarówek uderzył w moje tęczówki. Zająłem wolne krzesło pokryte ciemnoczerwoną, puszystą wykładziną i unikając kontaktu wzrokowego skupiłem się na własnych palcach. Pamiętałem o słowach ojca ostrzegającego nas przed podróżowaniem tą linią, wspominał o niewyjaśnionych morderstwach, napaściach i grabieżach odbierającym zasłużonym obywatelom dorobek ostatnich miesięcy. Historie taty nieczęsto odnajdywały potwierdzenie w realnym życiu, jednak w tej sytuacji wolałem zachować szczególną ostrożność. Moje tęczówki błądziły po ciemnych liniach atramentu okrywającego skórę moich szczupłych jak na mężczyznę nadgarstków. Obserwowałem ich zakrzywienia oraz precyzyjną prostotę zamieniającą zwykły szkic w cząstkę niesamowitej mapy duszy człowieka zobrazowanej na przypadkowych odcinkach skóry. Nagle przed moimi oczami pojawiła się ciemnofioletowa, błyszcząca ulotka. Niczym wyrwany ze snu zacisnąłem palce w pięści i z niepokojem spojrzałem na postać wysokiego chłopaka, którego wysunięta dłoń utrzymywała świstek papieru. Wykrzywił usta w wesołym uśmiechu marszcząc swoje brwi. Był zdziwiony moją chłodną postawą, to zmusiło mnie do przejęcia reklamy i kiwnięcia w geście podziękowania.
-Jestem Studentem Wyższej Szkoły Ekonomii na Queens. Organizujemy coroczne ognisko dla przyszłych oraz obecnych członków naszego społeczeństwa. -Mimowolnie przeniosłem wzrok na jego twarz, czułem jak zakończenia nerwowe skryte w najciemniejszych zakamarkach organizmu zadrżały  z podekscytowania. -Możesz zabrać ze sobą kilku znajomych, ale nie popieramy agresji, dlatego byłbym wdzięcznyjeśli twoi kumple nie wznieciliby kolejnej kłótni po kilku kieliszkach wiśniówki.- Zażartował gładko owijając palce dookoła żółtego kawałka rury łączącej sklepienie oraz podłoże długiego wagonu. Z trudem przełknąłem ślinę, musiał uznać mnie za  mieszkańca Brooklynu, nie ukrywałem swojego zadowolenia wyginając szerokie wargi w uśmiechu.
-Z przyjemnością skorzystamy z zaproszenia.- Poczułem falę gorąca zalewającą moją klatkę piersiową na myśl o pierwszej, oficjalnej randce z Chloe. Znałem brązowowłosą na tyle dobrze by wiedzieć, że zakrapiana alkoholem impreza będzie dla niej bardziej kusząca  od zaproszenia na ekstrawagancką kolację przepełnioną niewłaściwie małymi, estetycznymi porcjami wyszukanego jedzenia.
-Do zobaczenia wieczorem!- Nim zdążyłem zareagować na entuzjastyczne pożegnanie. Z chwilą, w której pociąg zatrzymał się na stacji  chude ciało nowopoznanego studenta opuściło jego wnętrze by rozwiesić kilka śliskich kartek na pokrytych obrazami ścianach podziemia. Skupiłem się na wielobarwnych literach imitujących cienkie, neonowe rury ogłaszające datę wydarzenia. Wbiłem perliste zęby w powierzchnię dolnej wargi powstrzymując chichot, miałem zaledwie cztery godziny by przekonać, iż ustalone wcześniej ograniczenia są jedynie wątłą linią, którą z łatwością przekroczymy.

Podeszwy moich jasnoczerwonych, cienkich butów z hukiem odbijały się od szarej, spękanej powierzchni długiego chodnika przylegającego do zniszczonej drogi stanowiącej centralną linię łączącą historyczny most z brzegiem dzielnicy. Moje dłonie zaciskały się w pięści za każdym razem gdy grupka zbyt wesołych, nieco przerażających nastolatków mijała moje ciało. To był pierwszy raz kiedy utraciłem wrodzoną odwagę ustępując miejsca zwykłej niepewności oraz przerażeniu. Media społecznościowe, radio oraz programy informacyjne nie pozostawiły suchej nitki na społeczności zamieszkującej Brooklyn, stąd nieprzyjemne odrętwienie towarzyszące każdej, kolejnej jednostce przebywającej w odległości mniejszej niż jeden metr od mojego ciała. Z zaciekawieniem obserwowałem zniszczone mury ceglanych kamienic zasłaniających bladą kulę słońca ozdabiającą błękitną przestrzeń nieba, podążałem śladami skruszonych parapetów, uschniętych roślin oraz pustych puszek farby odbijających ostre promienie światła zanim mój wzrok nie zatrzymał się na drewnianych, nieco obdrapanych drzwiach ciasnej kawiarni. Odnalazłem jej ciało. Z uwagą obserwowała strużkę wrzątku, która niczym wąski wodospad odbijała się od dna perfekcyjnie białej, czystej filiżanki, zaciskała rząd zębów na puszystej wardze przesuwając opuszki swoich palców po policzkach w celu zagarnięcia niesfornych kosmyków ciemnych włosów za ucho. Była nieziemska, okryta bladoróżowym uniformem podkreślającym subtelną opaleniznę zdobytą na zbyt krótkich wakacjach, które odbyła. Uśmiechnęła się dziewczęco przenosząc porcelanowe naczynie na skompletowany talerzyk. Przesunęła przygotowaną kawę na kraniec śliskiego blatu odbierając zgnieciony plik banknotów od dojrzałej, ciemnoskórej kobiety. Uderzyła palcami w szerokie przyciski kasy i czekając na wydruk przyjęła od nieznajomej komplement dotyczący smaku przygotowanego napoju. Drobne czynności, które wykonywała zamieniały się w niesamowitą bajkę, potrafiła zamienić przygotowywanie kofeinowego naparu w magiczną sztuczkę przepełnioną słodyczą oraz subtelnością typową dla tak delikatnej dziewczyny jak Chloe. Oparłem dłoń na srebrnej, zabrudzonej klamce i pchnąłem cienką powłokę wejścia wywołując krótki brzdęk dzwonka zwracający uwagę nielicznych klientów na nowoprzybyłą osobę. Zignorowałem ciekawskie spojrzenia dwójki rozbawionych przyjaciółek i skierowałem swoją sylwetkę w stronę długiego, barwnego baru oddzielającego niebieskooką postać od reszty osób. Przesunąłem językiem po suchej powierzchni warg nadając im połysk oraz swego rodzaju nawilżenie.
-Hej.-Mój głos jest zachrypiały, ukazuje niepewność skrytą pod powłoką fałszywej odwagi, której tak bardzo we mnie nienawidziła. Uniosła wzrok ku górze i rozchyliła usta w geście zdziwienia. Wystarczyła chwila by uroczy uśmiech przemienił się w grymas niezadowolenia. Oh Skarbie, wyglądasz tak seksownie kiedy jesteś wściekła.
-Justin.- Jej język pieścił brzmienie mojego imienia, a miękki głos doprowadził krew przepływającą przez żyły do wrzenia. Gniewnie zmarszczyła brwi odkładając białą ścierkę na powierzchnię zniszczonej szafki, przy której stała. -Jesteś niesamowicie inteligentnym facetem, sądziłam, że twoich rodziców stać na dobrze działający aparat słuchowy?- Przechyliła głowę pozwalając by długie pukle włosów opadły na jedno z jej ramion. Mimowolnie spojrzałem na wyblakłe, fioletowe ślady pokrywające miękką skórę jej szyi. Wciąż nosiła znaki mojej obecności, nie mogłem pozwolić  dziewczynie na ponowne zniknięcie. Parsknąłem śmiechem.
-Nie potrzebuję urządzeń pomagających w dokładnym wychwytywaniu dźwięków.- Kiwnąłem głową opierając łokcie na brzegach zadbanej lady. Uwielbiałem te drobne kłótnie, w które wciągała mnie przy każdym, kolejnym spotkaniu.
-Oh, jesteś pewien? Sądzę, iż powinieneś pomyśleć o wizycie u specjalisty Justin. Jestem pewna, że podczas wczorajszej rozmowy ustaliliśmy pewne zasady.-Pochyliła się nad moim ciałem pozwalając by słodki, kwiatowy zapach jej perfum dotarł do moich nozdrzy pieszcząc zmysły. Przesunęła zadbanym paznokciem po moim przedramieniu wywołując przyjemne dreszcze muskające każdy centymetr mojego organizmu. Byłem na skraju wyczerpania, potrzebowałem boskich, malinowych warg wpuszczających słodkie jęki pomiędzy moje usta. Pragnąłem smukłego ciała skrytego w sile mych ramion, wspominałem szczęśliwe poranki, w których moim pierwszym pejzażem była twarz Chloe, nie pusta, zimna poduszka. Po kilku sekundach skapitulowała pozwalając mi czerpać przyjemność z brzmienia jej słodkiego chichotu. -Bywasz irytującym Dupkiem.-Moje serce wzrosło na te słowa. Zacisnęła wargi w cienką linię przesuwając tęczówki po przepełnionym przyjemnym zapachem kawy pomieszczeniu.
-Nie mogłem dostosować się do twoich ustaleń. Tęskniłem już wtedy gdy twój zgrabny tyłek opuścił auto.- Wyznałem bezczelnie wsuwając się na wysokie krzesło ustawione tuż za linią moich ud. Zaszczyciła mnie krótkim uśmiechem unosząc swoje oczy ku niebu.
-Próbujesz złagodzić moją złość czułymi słówkami, jednak musisz o czymś pamiętać Justin.- Ściszyła swój głos sprawiając, że otaczająca nas atmosfera zgęstniała.- Mam ochotę cię zabić, uszkodzić twoje jądra lub sprawić byś piszczał w przerażeniu. Kilka romantycznych zdań nie sprawi, że moje serce rozpłynie się niczym słodki miód ściekający po gorącej, zapieczonej kromce chleba. - Niedbale uniosła smukłe ramiona ku górze by po kilku sekundach opuścić je w dół.- Nie twierdzę, iż twoja wizyta jest beznadziejną rozrywką popołudnia, to po prostu niewłaściwe. Podziwiam twoją odwagę i zdeterminowanie, ale potrzebuję czasu by ułożyć życie, które pozostawiłam w tym miejscu przed wyjazdem na tropikalną wyspę. Przybranie nowej tożsamości wiązało się z zerwaniem kilku kontaktów, osłabieniem relacji z przyjaciółką oraz zapomnieniem o trudach realnego życia. Nie mogę pozwolić sobie na związek, nie jestem dla ciebie odpowiednia Justin.- Obserwowałem ruch jej pełnych, malinowych warg przywracając we wspomnieniach ich smak oraz miękkość. Zmarszczyłem brwi nie kryjąc swojego niezadowolenia.
-To nie jest odpowiednie miejsce do przeprowadzania poważnych rozmów, potrzebujemy ogromu minut by ponownie poznać nasze przyzwyczajenia, zainteresowania oraz sposób postrzegania otaczającego nas świata.- Próbowałem zachować resztki spokoju, nawet jeśli słowa uroczej brunetki wywołały nieprzyjemny ścisk mojego żołądka.- Nie próbuj zamykać nas w klamrach obrzydliwych ograniczeń, powinniśmy brać pod uwagę nasze uczucia, nie miejsce zamieszkania. W jakich czasach żyjemy ? Mamy dwudziesty pierwszy wiek, nie obracamy się w świecie podziałów, piramid społecznych oraz klasyfikowania ludzi poprzez pryzmat wielkości majątku.-Przesunąłem jeden z palców po powierzchni miękkiej skóry okrywającej maleńkie kosteczki dłoni Chloe. Dziewczyna ze świstem wciągnęła powietrze wypychając swoje krągłe piersi w celu powiększenia powierzchni chłonnej płuc. Uwielbiałem sposób, w jaki reagowała na mój dotyk, niewinne gesty doprowadzały jej wrażliwe zakończenia nerwów do drżenia, to jedynie zwiększało moc moich uczuć jakimi darzyłem tę drobną, naburmuszoną brunetkę. -Chcę z tobą być Chloe. Spieprzyłem nasz związek, ale zrobię wszystko by odzyskać twoje zaufanie. -Zatonąłem w głębi błękitnych krążków wpatrujących się w moje oblicze. Dosłownie czułem jak moje serce rozpada się na kilka wątłych kawałków, po chwili te części ponownie się złączyły i wybuchły niczym barwne fajerwerki rozświetlające granatowe niebo zapełnione jedynie zakrzywionym kształtem księżyca. -Nie odpychaj mnie od siebie.-Zamieniłem donośny głos na szept, ignoruję otaczające nas rozmowy skupiając się na twoim miarowym oddechu otaczającym moje rozgrzane policzki. - Nie pozwolę ci kurwa odejść.- Warknąłem przepełniony pewnością siebie. Odpowiedziała krótkim jękiem, ten dźwięk był muzyką dla moich uszu.
-Przepraszam.-Wymamrotała po chwili milczenia.- Za wszystko.
-Oboje ponosimy konsekwencję niewłaściwych decyzji, na tym polega życie. Możemy wykorzystać te potyczki jako naukę, która pozwoli nam uzyskać siłę do odnalezienia właściwej drogi Chlo. - Zakręciłem kosmyk kasztanowych włosów dziewczyny na swoim palcu, zbadałem ich strukturę oraz nasyciłem się słodkim, owocowym zapachem. -Chciałbym zabrać cię wieczorem na ognisko, w Queens organizowana jest ogromna impreza. To wyjście może być symbolicznym początkiem nowego etapu, spędzimy miły wieczór, porozmawiamy i oderwiemy się od tego gówna, w które wdepnęliśmy.- Poczułem krople potu spływające po moich nadgarstkach oraz dłoniach. Byłem niczym niedoświadczony nastolatek denerwujący się przy pierwszej dziewczynie, której piersi są większe od mandarynek. W tym przypadku nie rozmiar cycków miał znaczenie. Wstrzymałem powietrze oczekując odpowiedzi, opróżniam swoje płuca dopiero wtedy gdy głowa dziewczyny porusza się w geście zgody. Wiedziałem, że dzisiejsza noc przywróci światło szczęścia, które straciłem w chwili gdy pierwsza łza wywołana moimi słowami opuściła spokojną toń jej oczu.

Chloe
Miękkie włosie pędzla przesunęło się po mojej brodzie okrywając delikatnie zaczerwienioną skórę warstwą jasnego podkładu dopasowanego do tonu mojej sylwetki. Kate wykonała kilka zamaszystych ruchów ozdabiając moje policzki ostro różowym pyłem, tak jakby moja twarz nie była wystarczająco czerwona w jego obecności. Ten Dupek potrafi być wyjątkowo niesamowity, to od zawsze pchało moją duszę w niebezpieczną otchłań niezdrowego pragnienia jego dotyku. Bieber nigdy nie przegrywał naszych zawodów, zawsze otrzymywał złote medale koronujące jego ego. Drobna brunetka wcisnęła się pomiędzy moje uda wplątując palce w gęstwinę kasztanowych kosmyków włosów otulających moją szczękę, szyję oraz ramiona. Chwyciła przednią część pukli, uniosła je ku górze i zawinęła w drobną kuleczkę, pozwoliła bym rozchyliła swoje powieki po dwudziestu minutach ciężkiej pracy nad wyglądem mojej sylwetki. Doznałam szoku dostrzegając obraz szczupłej nastolatki, której ciało osłonięte zostało jedynie ciasnymi, przetartymi jeansami oraz ciemnoczerwonym crop topem odsłaniającym płaską część brzucha. Powolnie przełknęłam ślinę pokonując gulę wypełniającą moje wąskie gardło.
-Jestem pewna, że oszaleję gdy cię zobaczy.- Kate ułożyła swoje drobne dłonie na mych ramionach rozjaśniając niewielką sypialnię niesamowitym uśmiechem. -Jeśli twierdzi, że jest w tobie zauroczony to tego wieczoru z pewnością straci głowę.- Zachichotała głośno obdarzając mój jędrny pośladek krótkim uderzeniem. Pisnęłam posyłając ku niej wściekłe spojrzenie. Przeniosłam wzrok w stronę północnej ściany ozdobionej krągłą tarczą srebrnego zegara.
-Pozostało dziesięć minut do przyjazdu pociągu.- Nasunęłam na ramiona skórzaną kurtkę faktycznie należącą do podekscytowanej przyjaciółki śledzącej każdy z moich niepewnych ruchów. Wysunąłem proste kosmyki włosów spod ciemnego kołnierza nakrycia, ułożyłam je na ramionach i zadbałam o to by złota zawieszka naszyjnika rozbłysła pomiędzy  okrągłymi piersiami ściśniętymi koronkowym stanikiem. Chwyciłam ciemną kopertówkę zaciskając na niej swoje niewielkie palce zakończone długimi paznokciami ozdobionymi czerwonym lakierem. Wypuściłam z pomiędzy warg nadmiar gorącego powietrza, byłam zestresowana. Panika wypełniała każdą cząstkę tworzącą mój organizm, odbierała mi swobodę myślenia, łatwość formułowania zdań oraz szybkość podejmowania decyzji. Przypominałam szmacianą laleczkę, której los zależny był od woli właściciela. Moje serce było posłuszną dziwką, pragnęło jedynie brązowookiego chłopaka, którego uśmiech wprowadzał mnie w stan przyjemnego odrętwienia. Głuche pragnienie jego obecności zamieniło się w chorą obsesję, a jedyne co czułam pokonując kolejne metry trasy oddzielającej kamienicę Kate od najbliższej stacji metra to podekscytowanie. Nie potrafiłam w pełni zrozumieć reakcji swojego organizmu, nie dostrzegłam tych objawów przy poprzednich mężczyznach pojawiających się w moim życiu. Justin był narkotykiem, pojawiał się i kompletnie pochłaniał. Wystarczyła chwila bym zapomniała o wszystkim przed czym ostrzegał mnie Harry. Byłam oddana, dosłownie pokonana przez ciepły blask czekoladowych krążków otoczonych wachlarzem cudownie gęstych rzęs. Podłużny wagon metra świecił pustkami, to nietypowe zjawisko dla piątkowych, wakacyjnych wieczorów. Omijając kilku pasażerów odnalazłam wolne miejsce w oświetlonej głębi blaszanego pudła, nigdy nie przepadałam za towarzystwem nieznajomych. Szczególnie w miejscach o tak ograniczonej przestrzeni. Kilkukrotnie sprawdziłam stan skrzynki licząc na jakąkolwiek wiadomość od Justina, Kate lub chociażby brata. Próbowałam zająć swój umysł czymś bardziej pożytecznym od niegrzecznych wyobrażeń przebiegu randki, na którą mnie zabiera. Podłużna maszyna  ślizgała się po lśniących torach kiedy w geście zdenerwowania skubałam zakończeniami palców brzeg miękkiego materiału okrywającej mnie koszulki. Cienkie podeszwy ozdobnych sandałków kilkukrotnie uderzyły w błyszczącą podłogę okrytą drobinkami kurzu oraz grudkami ciemnego błota. Moje tęczówki błądziły po neonowej tablicy wyświetlającej nazwy kolejnych przystanków, przesunęłam językiem po szeregu śnieżnobiałych zębów oczekując jak najszybszego zakończenia podziemnej podróży. Nienawidziłam metra. Zbyt szybka jazda, ciasne tunele, ciemność przerywana krótkimi przebłyskami złotych iskierek uciekając spod powierzchni grubych przewodów splątanych ponad głowami pasażerów. Historia od zawsze potwierdzała moje obawy, dziewięćdziesiąt procent wybuchów kończyła się śmiercią niewinnych uczestników ruchu drogowego. Żadna z potencjalnych ofiar nie miała możliwości ucieczki. Przeniosłam swoją uwagę na zabrudzoną szybę drzwi skupiając się na rozmytym obrazie surowych murów, poczułam ciepło ociekające na moje ramiona oraz plecy. Wyobraźnia była moim wrogiem, to sprawiało, że nieczęsto opuszczałam Brooklyn. Moje ciało z hukiem zderzyło się z płaską ścianą usytuowaną kilka centymetrów od powierzchni okrytych kroplami potu pleców, jęknęłam zniesmaczona ignorując promieniujący ból rozprzestrzeniający się po tylnej części mojej czaszki. Osoba decydująca się na tak brutalne hamowanie powinna zostać usunięta ze stanowiska kierowcy. Pozwoliłam by tłum zniecierpliwionych nastolatków wypełnił ciasną przestrzeń pojazdu ograniczając moim płucom dostęp do świeżego, życiodajnego tlenu. Grupka skąpo ubranych dziewczyn zajęła zakrzywioną kanapę umiejscowioną w tylnej części pojazdu by zranić moje uszy zbyt głośnym, piskliwym chichotem. Wzniosłam oczy ku niebu prosząc Boga o ratunek, pomoc nadeszła po upływie kilkunastu minut gdy dotarłam do celu. Chwyciłam haust chłodnego powietrza wypełniającego olbrzymi hol centralnej stacji dzielnicy. Ten przystanek wyróżniał się elegancją oraz kunsztem wystroju, w niczym nie przypominał śmierdzących kanałów Brooklynu stanowiących dom dla bezdomnych pijaków, zbuntowanych prostytutek oraz rozkapryszonych gimnazjalistów poszukujących potencjalnych dostawców śnieżnobiałego pyłu. Wcisnęłam dłonie w płytkie kieszenie kurtki spuszczając wzrok na ozdobione lakierem paznokcie moich stóp, niezwiązane kosmyki włosów otuliły rozgrzane policzki, drażniły okolicę szyi kiedy pośpiesznie pokonywałam kolejne stopnie betonowych schodów. Wieczorny, letni wiatr zderzył się z mą sylwetką gdy w skupieniu poszukiwałam znajomego, sportowego auta Justina, z łatwością dostrzegłam lśniący lakier obijający żółte światła latarni. Podekscytowanie spłynęło na moje ciało, zassałam dolną wargę i przymknęłam powieki sądząc, że ten gest pomoże mi w  odzyskaniu krzty opanowania. Moje nogi przypominały wątłą galaretkę, nie zarejestrowałam momentu, w którym zmusiłam nieposłuszną sylwetkę do ruchu. Opuścił niskie auto rozświetlając chłopięcą, perfekcyjnie gładką twarz uśmiechem.
-Kochanie.- Okrążył płaską maskę pojazdy by po kilku sekundach znaleźć się przy moim ciele.-Wyglądasz kurwa niesamowicie.-Sapnął wywołując niewinną palpitację mojego serca. Uniósł dłonie ku górze wplątując palce w gęstwinę jasnych włosów tworzących seksowny bałagan tuż nad linią czoła mężczyzny. Z trudem powstrzymałam się przed polizaniem dołeczków ozdabiających jego policzki. Zaszczycił mnie krótkim spojrzeniem by powolnie przełknąć gulę ściskającą jego gardło.
-Cześć.- Kąciki mych warg uniosły się ku górze kiedy w geście zdenerwowania zacisnęłam palce na szczupłym nadgarstku ręki.- Nie wiedziałam jak powinnam wyglądać na takim spotkaniu.- Zaczęłam nieśmiało czując nieprzyjemny ścisk żołądka spowodowany natłokiem nieśmiałości.
-Żartujesz? Jeśli mój kutas nie przebije jeansów to poproszę rząd Ameryki o specjalne odznaczenie. - Wybuchłam głośnym śmiechem odchylając głowę do tyłu. Końcówki włosów uderzyły w nagi odcinek pleców.
-Uwielbiam twoją bezpośredniość.- Kiwnęłam z uznaniem.
-Myślę, że są cechy, które kochasz we mnie jeszcze bardziej.- Cmoknął w powietrzu otwierając boczne drzwi auta, gestem poprosił bym wsiadła do środka. Wcisnęłam sylwetkę w miękki, skórzany fotel przecinając tors czarnym pasem bezpieczeństwa. Zrozumiałam, że wstrzymuję powietrze dopiero wtedy gdy silnik pojazdu wypchnął auto na główną autostradę dzielnicy. Zagryzłam wargę.
-Nie rób tego. - Zwrócił na siebie moją uwagę. Zmarszczyłam brwi próbując podkreślić niezrozumienie słów.- Nie dotykaj swoich ust, próbuję zachować resztki kontroli. Jestem bliski spowodowania kolizji.-Zacisnął dłonie na powierzchni kierownicy, jego knykcie zbielały. Skłamałabym mówiąc, że jego desperacja nie była podniecająca. Sposób w jaki pragnął mojego ciała sprawiał, że płonęłam czystym pożądaniem.
-Przepraszam.- Wyszeptałam niewinne opierając dłonie na odkrytych kolanach.- Nie wiedziałam, że moje ciało wywołuje w tobie tak intensywne pragnienia.- Zażartowałam zakręcając pukle na swoim palcu.
-Nie kłam. Wiesz jak na mnie działasz Chloe. - Osunął dłoń na moje udo zaciskając swoje długie palce na powierzchni jeansów.- Nic nie uległo zmianie Księżniczko.- Mruknął sprawiając, że mój oddech ugrzązł w gardle. Niepewnie oparłam zakończenie ręki na jego okrytym tatuażami nadgarstku wsłuchując się w zbyt szybkie tętno mojego serca. Wszystkie uczucia powróciły uderzając w moje serce niczym bezlitosna fala wody zderzająca się z linią piaszczystej, przepełnionej skąpo odzianymi ludźmi plaży. Justin przypominał falę tsunami, początkowo jej wody muskały moje pięty sprawiając, iż chciałam poczuć chłód kropelek wody na każdym centymetrze mojego ciała, następnie pochłonął mnie całą wpychając duszę pod taflę oceanu. Tonęłam, a najbardziej absurdalne było to, że pragnęłam utraty tchu by poczuć słodki smak jego warg  odnajdujących kształt moich ust. Oszalałam.

Szum oceanu otulał moje zmysły, podmuchy chłodnego wiatru błądziły po nagim brzuchu, muskały rozgrzane do czerwoności policzki, mroziły odkryte palce. Wesoły krzyk jednego ze studentów zmusił dwójkę przyjaciół do przechylenia plastikowych kubków czerwonej barwy wypełnionych słodkim drinkiem. Owinęłam ramiona dookoła piersi podziwiając szczupłe sylwetki kobiet zaciśniętych w kręgu praktycznie nagich mężczyzn. Wielobarwne stroje mieniły się w blasku metalowych pochodni, muzyka wypełniała ich ciała zmuszając krągłości bioder do ruchu. Skłamałabym mówiąc, że widowisko nie było niczym zachwycającym. Wycieczka nie była moją pierwszą wizytą na Queens, kilkukrotnie pojawiałam się w ten dzielnicy wraz z Kate w poszukiwaniu Michaela, zeszłorocznej miłości brunetki. Słodki zapach wiśni dotarł do moich nozdrzy w chwili gdy ciepła dłoń bruneta oparła się o dolną część mych pleców.
-Przepraszam, że musiałaś czekać. Kolejka po drinki mierzy dobry kilometr.- Wbił kąciki warg w policzki tworząc drobne dołeczki, nie wiedział jak wielki wpływ miały na mnie te wgłębienia. Wdzięcznie owinęłam palce dookoła plastikowego naczynia zatapiając wyschnięte usta w słodkiej wódce. Czerwony odcisk warg pozostał na brzegu kubeczka kiedy odsunęłam go od twarzy. Mruknęłam z zadowoleniem, alkohol przepłynął przez moje żyły rozgrzewając każdy centymetr nieco roztrzęsionego organizmu. Zacmokałam rozkoszując się paląco słodkim smakiem barwnego alkoholu. Szatyn skosztował napoju i nie przerywając kontaktu wzrokowego chwycił moją skostniałą dłoń.
-Nie szkodzi.- Wymruczałam zaskoczona odważnym gestem. Wciąż tliła się we mnie potrzeba separacji, wiedziałam, że obecność Justina uniemożliwia mojemu umysłowi podejmowanie właściwych decyzji. Potrafił zamienić mój mózg w bezmyślną papkę.- Dziękuje, że zabrałeś mnie tutaj, to miejsce jest niesamowite. - Przepełniona niepokojem powolnie zacisnęłam palce na ogromnej pięści rozgrzewającej moją nieco przyciemnioną skórę.
-Nie byłoby tak cudowne gdybyś nie zgodziła się na tę randkę.- Odparł rozkruszając moje serce na drobniutki pył. Spojrzał przez ramię na tłum wiwatujących studentów chwalących DJ-a za puszczenie popularnej piosenki nowo powstałego zespołu. Joe Jonas jęknął przeciągle śpiewając o cieście, mimowolnie zachichotałam. -Przejdziemy się?- Spytał po chwili uzyskując moją zgodę. Skierowaliśmy się w stronę brzegu plaży gdzie spieniony kraniec fal oblewał drobinki piaszczystego podłoża. Zsunęłam ze stóp obudowie i zaczepiając czarne paseczki na dwóch palcach skosztowałam wiśniówki. Wódka była jedynym napojem, który mógł pomóc mi w przeżyciu tego wieczoru w nieco bardziej naturalny sposób. Czułam gęstą atmosferę wiszącą pomiędzy naszymi ciałami, pomimo chłodu płonęłam.
-Nie chcę byś ponownie podróżowała metrem w tak późnych godzinach.- Spojrzał na mnie z góry, praktycznie zapomniałam jak przeszywający może być jego wzrok. Kiwnęłam głową nie mając ochoty na kolejną, bezsensowną sprzeczkę. Nie byłam nawet wściekła, wiedziałam, że szatyn nie był przyzwyczajony do tego, iż jego partnerka może narazić się na śmierć przy każdym opuszczeniu mieszkania.
-Okej.- Oblizałam usta obserwując nasze splecione dłonie.- Rozmawiałeś z Natalie?- Spytałam po chwili nieprzyjemnej ciszy, odpowiedział delikatnym dotykiem opuszka kciuka na moich knykciach.
-Nie. Próbuję odseparować się od rodziny Hendersonów, ich towarzystwo nigdy nie przyniosło niczego dobrego.- Gładko wzruszył ramionami opróżniając plastikowe naczynie. - Poza tym mam ważniejsze sprawy do rozwiązania, nie myślę o nici niezgody, którą rozciągnąłem pomiędzy naszymi rodami. Aktualnie skupiam się na przekroczeniu dystansu, który stworzyłaś.- Wypuścił z pomiędzy warg głośny śmiech, odpowiedziałam tym samym gestem czując przyjemne skurcze podbrzusza. Zatrzymał się uniemożliwiając mi wykonanie kolejnych kroków.- Zatańczymy ?-Palcem wskazał na krąg pogrążonych w zabawie nastolatków. Zagryzłam dolną wargę chrząkając.
-Z przyjemnością. - Odparłam wesoło. Jednym łykiem wypełniłam organizm wiśniówką zapominając o potrzebie świadomych decyzji. Przylgnęłam do jego torsu obserwując zaciśniętą, męską szczękę spod wachlarza ciemnych rzęs. Nasunęłam chłodne dłonie na szerokie ramiona chłopaka, palcami wczepiłam się w końcówki jasnych włosów opadających na kark. Otoczył mą sylwetkę pozwalając swojemu oddechowi na owianie moich rozgrzanych, spękanych ust. Ten gest wywołał przyjemne dreszcze, które odnalazły swoje centrum w złączeniu gładkich ud. Praktycznie jęknęłam kiedy uderzył we mnie biodrami. Chłodne opuszki jego palców zderzyły się z nagą skórą okrywającą plecy, obserwował moje rozmyte tęczówki kiedy ocierałam się o jego ciało w najbardziej erotyczny sposób. Westchnął wysyłając prądy podniecenia do zakończeń receptorów ukrytych pod cienką warstwą mej skóry. Cholera. Byłam pijana? Słodki drink błądził pomiędzy kroplami krwi przepełniającej cienkie żyły, jednak byłam pewna, że jedynym powodem, dla którego osunęłam jego dłonie na jędrne pośladki było czyste pragnienie.
-Nigdy nie pozwolę ci odejść Chloe.- Wychrypiał zniżając głos do szeptu.-Jesteś taka piękna.- Dodał, jego ton ujawniał depresyjne  podniecenie odczuwalne na brzegu mego uda.
-Uwielbiam kiedy skupiasz się tylko na mnie.- Stanęłam na palcach cytując tekst piosenki, której melodia odbijała się od każdej cząsteczki otaczającego nas powietrza. Pozostawiłam mokry pocałunek na linii jego szyi zdobiąc ciemną skórę czerwonym śladem szminki. Nie powinnaś tego robić Chloe. Ten gest pchnął go na granicę wytrzymałości. Jednym ruchem uniósł mnie ku górze, owinęłam nogi dookoła smukłych bioder brązowookiego uderzając krańcami włosów w jego policzki. Cholera, pachniał niesamowicie.
-Nawet nie próbuj mnie powstrzymywać. Jesteś mi potrzebna niczym tlen, woda czy pożywienie. - Straciłam kontakt z rzeczywistością, odzyskałam go dopiero wtedy gdy moje pośladki otarły się o chłodną powierzchnie metalu. Wcisnął się pomiędzy moje uda i oparł dłonie tuż za krańcami mego ciała. Pochylił się nad moją twarzą przymykając powieki, przypominał zwierzę walczące z własnym wnętrzem. Ciepłe opuszki palców musnęły mój policzek, przesunęły się po długości szczęki by ostatecznie opaść na szyję zamykając twarz w delikatnym, wręcz nieśmiałym uścisku. Pragnęłam jego warg ocierających się o każdy skrawek drżącej sylwetki, byłam skłonna oddać mu się na masce niemoralnie drogiego auta, o które mnie oparł. Ułożyłam dłoń na jego brzuchu badając twardą skorupę mięśni tworzącą silny organizm. -Nie potrafię trzymać rąk przy sobie kiedy jesteś tuż obok mnie. -Wyznał. Czułam przejmującą szczerość w każdej zgłosce tego zdania. To poruszyło moje serce. Rozchyliłam powieki dostrzegając malinowe, pełne wargi oddalone ode mnie o kilka zbyt długich milimetrów. Głośna muzyka ucichła. Wesołe krzyki imprezowiczów rozmyły się niczym poranna mgła. Smak wiśniówki został zastąpiony bolesną pustką, suchością. Przechwyciłam ciepłe cząsteczki tlenu opuszczające jego gardło, sączyłam słowa, które wypowiadał upijając się nimi.
-Pieprzyć dystans.-Zareagował na te słowa seksownym śmiechem, wystarczyła sekunda by odnalazł kształt moich ust. Fajerwerki wybuchły dookoła mojej duszy wypychając zbolałe wnętrze na szczyt rozkoszy. Nazwijcie mnie szaloną, ale kochałam tego Irytującego Dupka jak nikogo w swoim życiu.

~*~
O
MÓJ
BOŻE
Mam do was tak wiele spraw, że nie mam pojęcia od czego zacząć.
1. Bardzo przepraszam za kolejną nieobecność, miałam tak wiele spraw prywatnych, że poświęcenie kilku godzin na pisanie rozdziału wiązało się z cudem. Stąd miesięczny brak kolejnej części.
2. Zdaję sobie sprawę z tego, że rozdział nie powala jakością, fabułą czy dostojnym językiem, ale po przerwie to wszystko na co było mnie stać. Jako wynagrodzenie przyznam, że wyszedł na prawdę długi, dawno nie napisałam tak obszernej części.
3. Poszukuję osoby, która zna się na wykonywaniu okładek. Chciałabym zmienić wizytówkę opowiadania, złożyłam jedno zamówienie, ale nie sądzę by dziewczyna je wykonała, oczekuję na pracę już dobre dwa miesiące, dlatego jeśli ktoś mógłby wykonać to dla mnie byłabym wdzięczna.
4.Wiem, że wkroczyliśmy w Nowy Rok już kilka dni temu, ale nigdy nie jest za późno na szczere życzenia. Wszystkiego najlepszego w 2016, spełnienia wszystkich marzeń, spotkania swoich idoli, odnalezienia szczęścia oraz wywiązania się z listy postanowień (wiem, że każdy z was chociażby podświadomie ją stworzył.)
5. Z KIM ZOBACZĘ SIĘ NA KONCERCIE JUSTINA W KRAKOWIE ?!?!?!?!( tak, wciąż nie potrafię w to uwierzyć.)
6. Niesamowicie dziękuje za waszą obecność, za komentarze, gwiazdki oraz wyświetlenia. Doceniam każdą formę waszej aktywności, motywujecie mnie i sprawiacie, że moje serce rośnie. Jesteście wręcz niesamowici i niezwykle cierpliwi ! Dziękuje dziękuję dziękuje !
7. Zapraszam do kontaktowania się ze mną na
*Ask'u
Z chęcią z Wami porozmawiam !

Miłego dnia ! 

11 komentarzy:

  1. Aaaa wróciłaś :) ja Nd w Krk na koncercie !!!! Rozdział boże genialny i pieprzyć ten cholerny dystans hahah
    Zapraszam wszystkich czytelników do dodawania na moim blogu najlepszeff.blogspot.com w zakładce "zgłoszenia " swoje ulubione opowiadania które później wybierzemy na najlepszy blog miesiąca

    OdpowiedzUsuń
  2. kiedy nowy rozdział? minął miesiąc
    więcej niż miesiąc

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny.. czekam z niecierpliwością na następny: )

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam*.* ich historia jest boska... mam.nadzieję że niedługo pojawi się kolejny rozdział ;) jesteś wspaniała!

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie piszesz!<3
    Zapraszam tutaj(nie moje, ale polecam):
    http://night-dream-jb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Swietny! Co wiecej pisac? Mam nadzieje ze niedlugo pojawi sie nastepny, bede wiernie czekac :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny rozdział *.* tęsknie za rozdziałami ;c Agacia Where are you ? Daj jakis znak zycia :c

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochana świetny blog.
    Mam nadzieję że niedługo pojawi się nowy rozdział

    OdpowiedzUsuń
  9. czy znowu miałaś tak "wiele prywatnych spraw na głowie ", że nie znalazłaś czas od stycznia przez te 5 miesięcy, żeby napisać chociaż jeden krótki rozdział? to trochę irytujące
    mogłabyś napisać, że żyjesz
    zwykle "nie porwali mnie kosmici" albo "mój mózg jest bezpieczny z daleka od zombi" czy "nie, nie wstąpiłam do śmierciozercow " by wystarczyło, już nie mówiąc o "trzymam się z daleka od magicznych pierścieni, żebym nie musiała wyruszyć w podróż do wulkanu żeby go zniszczyć "
    chociaż jak patrzę na datę ostatniego rozdziału, to myślę, że to ostanie jest jak najbardziej mosliwe,
    jestem niecierpliwa i pewnie nie tylko ja, więc mogłabyś tu zajrzeć i napisać cokolwiek i nie, uwierz nikt nie potrzebuje twoich przeprosin, ani fascynującej historyjki, co takiego stało się w twoim życiu, że nie mogłaś nic napisać (choćby popularne "mam zapusty komputer ")

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli miałabym czas to z pewnością napisałabym kolejną część tego opowiadania, jednakże jeśli na blogu nie pojawiła się notka to chyba z łatwością można zrozumieć, że najzwyczajniej na świecie miałam sprawy ważniejsze. Jestem w klasie maturalnej, aktualnie piszę najważniejsze egzaminy życia i wybacz, ale nie poświęcę kilkunastu godzin na napisanie rozdziału, kiedy uporam się z życiem prywatnym z pewnością wrócę do tworzenia dalszych części Other Worlds. Poza tym ten rok był dla mnie intensywny i nie zaniedbam życia prywatnego oraz nauki na rzecz zadowolenia Was i waszej niecierpliwości, nikogo na siłę tutaj nie trzymam, nie nakłaniam także do wiecznego oczekiwania na rozdział. Dla twojej wiadomości próbowałam pisać rozdziały, jednak miałam zbyt wiele spraw na głowie by kompletnie skupić się na tej historii.Nie opublikuję czegoś z czego zadowolona nie będę, dziękuje i miłego dniaxx

      Usuń
  10. Bardzo spodobała mi sie historia i nie moge sie doczekac następnego rozdziału ^^
    Informujesz o następnych na tt ?
    Jak by co to moj nick na tt @maja378

    OdpowiedzUsuń