poniedziałek, 30 stycznia 2017

Rozdział Dwudziesty Piąty

Wsunęłam kciuki za wąski materiał pasów oddzielając podrażnioną skórę ramion od obciążonych ciężarem zakupów sznurów plecaka. Z opanowaniem przesunęłam końcówką języka po suchej powierzchni rozchylonych warg, zimne, nocne powietrze wypełniają moje płuca przy każdym kolejnym oddechu,a niemoralnie szeroki uśmiech pojawiał się na twarzy w każdej chwili kiedy jego gardło opuszczały pomruki niezadowolenia. Pozornie wysportowany, fantastycznie umięśniony, fenomenalnie pewny siebie mężczyzna okazał się marnym amatorem górskich wspinaczek. W umyśle powtarzałam zasady udzielania pierwszej pomocy, byłam praktycznie pewna, że tej nocy wykorzystam wszelkie informacje przekazane znudzonej klasie na jednym z licealnych warsztatów "Odpowiedzialnego Obywatela Brooklynu". Odważnie ściskał moją dłoń wysuwając swe ciało o kilka kroków w przód, tym sposobem próbował uchronić me stopy przed zderzeniem z drobnymi kamieniami oraz nieco suchymi korzeniami drzew, jego wściekłość była namacalna, lecz sposób w jaki imitował zadowolenie związane z moim pomysłem dosłownie roztapiał serca.Niezwiązane pukle cienkich włosów łaskotały rozgrzane do czerwoności policzki,a  lodowate cząsteczki powietrza uderzały w rozżarzoną skórę dając kilkusekundową ulgę. Blask perfekcyjnie okrągłego księżyca opadał na wąską, piaszczystą dróżkę, którą podążaliśmy, kilka nocnych ptaków umilało naszą podróż swym śpiewem. Byłam zauroczona otaczającą nas panoramą, nawet jeśli doprowadzała mojego chłopaka do stworzenia listy sposobów, dzięki którym mógłby pozbawić mnie życia.

-Juuuuuuuuuuuustin.-Jęknęłam dziewczęco zakręcając delikatne kółko na powierzchni jego dłoni.-Chyba nie będziesz obrażony przez resztę naszej randki, prawda?- Uniosłam brwi ku górze.Jasnowłosy zacisnął swe perfekcyjnie pulchne wargi w cienką linię, ten gest sprawił, że chciałam wbić w nie swoje zęby tak mocno by pozostawiły krwisty ślad.-Zostało tylko kilka metrów, przysięgam, że widok jaki zastaniesz na szczycie jest wart każdego wysiłku.-Byłam pewna swych słów. Podczas wycieczki na wyspę miałam okazję zwiedzenia wielu klimatycznych miejsc. Bahamy słyną z dziewiczych pejzażów, które napawały mą duszę zachwytem, jednakże moje serce oraz umysł pozostały wierne perspektywie tysiąca drobnych światełek rozciągniętych wzdłuż skąpanego w ciemności oceanu.-Jesteś pierwszym mężczyzną, którego zabieram w to miejsce.-Te słowa przykuły jego uwagę. Spojrzał w moją stronę z trudem powstrzymując kąciki warg przed uniesieniem się ku górze.

-Naprawdę ?-Zacisnął palce otaczające moją dłoń. Potwierdzająco skinęłam głową.

-Pomyślałam, że to odpowiedni czas by opowiedzieć prawdziwą historię Chloe Rodriguez. Potrzebowaliśmy spokojnej przestrzeni, która będzie należała jedynie do naszej dwójki.- Przeniesienie związku na kolejny etap wymagało większego wkładu z mojej strony, zmarnowałam zbyt wiele czasu na udawanie osoby, którą nigdy nie byłam, a Justin był facetem, który zasługiwał na wszelkie dobra tego świata. Zapisując w sercu sekundę jego uśmiechu skręciłam wgłąb lasu, długie, gęsto obrośnięte gałęzie drzew zawisły ponad naszymi głowami tworząc ciemny korytarz. Najprzyjemniejszym widokiem dnia okazał się blask jego oczu w chwili gdy tuż pod naszymi stopami rozciągnął się krajobraz Nowego Yorku otoczonego poświatą lamp, barwnych reklam oraz reflektorów aut przemierzających wąskie labirynty ulic.Wysokie biurowce, których ściany niczym gładkie tafle lustr odbijały naturalnie piękny księżyc. Ostra skarpa stanowiła punkt widokowy, dzięki któremu zwykły obserwator mógł utracić oddech.

-Miałaś rację.-Zawsze ją mam Justin.- Zdjęcia na pocztówkach nie są w połowie tak doskonałe jak ten pejzaż.- Wstrzymał powietrze badając wzrokiem każdy centymetr rozciągniętego przed nami krajobrazu.-Zwiedziłem każdy park, muzeum,wystawy, mieszkanie wybitnego poety, który zmarł dziesiątki lat temu, ale żadne z tych miejsc nie sprawiło bym zachwycił się Nowym Yorkiem tak jak w tej chwili. Dlaczego nie słyszałem o tym miejscu?

-Jesteś beznadziejny w górskich spacerach, to chyba jeden z głównych powodów.-Wbił palec pomiędzy me żebra jedynie nasilając głośny śmiech wydobywający się z mojego gardła.Nie próbowałam kryć rozbawienia. -Niewielu licealistów decyduje się na wycieczki w głąb lasu.Tutejsza droga nie pozwala na dotarcie na szczyt autem, lenistwo jest główną barierą dzielącą to miejsce od natłoku imprez i pijanych nastolatków.-Wyjaśniłam po chwili ściągając z pleców pakunek. Zacisnęłam usta w cienką linię rozprowadzając lepki błyszczyk po całej powierzchni warg. –Jesteście zbyt bogaci by doceniać piękno rzeczy naturalnych.-Podążyłam za jego wzrokiem wlepionym w rozmyty pejzaż migoczących lamp. Wciągnęłam rześkie powietrze próbując zniwelować palącą kulę stresu wypalającą mój żołądek.
-Powinienem poczuć się urażony?-Spojrzał na moją sylwetkę unosząc krzaczastą brew ku górze.
-Raczej bogatszy o nową opinię.- Rozsunęłam suwak plecaka wyciągając z jego wnętrza puszysty, ciemnobrązowy koc. Gestem zaprosiłam towarzysza na drewnianą, zdezelowaną ławkę skrytą pod rozłożystą gałęzią drzewa. Spróchniałe drewno zatrzeszczało pod ciężarek dwojga przerywając przyjemną ciszę. Ułożyłam miękkie nakrycie na naszych kolanach i zagarnęłam kosmyk włosów za ucho.
-Muszę być naprawdę niesamowity, jeśli pomimo swoich uprzedzeń oraz wszelkiej nienawiści wobec ludzi mojego pokroju polubiłaś mnie.- Otulił ramieniem moje ciało niwelując dzielące nas centymetry.
-Nie brakuje ci także skromności.-Spojrzałam w górę, a kąciki mych ust mimowolnie wygięły się w uśmiechu. Czekoladowy blask jego tęczówek był jedną z tych cech, dla których mogłam oddać swoją duszę.- Nie potrafię wyjaśnić swojego zachowania. Od kiedy pamiętam unikałam zarozumiałych bogaczy takich jak ty.-Malinowe usta chłopaka rozchyliły się w geście oburzenia, ignorując tę reakcję kontynuowałam wypowiedź.- Denerwowała mnie twoja nachalność, lecz jednocześnie było w tobie coś urzekającego. Nie myśl, że polubiłam cię już pierwszego dnia. Byłeś wyjątkowo irytujący Justin.- Parsknęłam unosząc oczy ku niebu.- Nie potrafiłeś zrozumieć, że na świecie istnieje dziewczyna, która mogłaby się tobą nie interesować. Wiesz jakie jest życie, lista dzielących nas rzeczy była tak ogromna, że bałam się ryzyka związanego z bliższą znajomością. Natalie była zawstydzona faktem posiadania tak biednej kuzynki, jej rodzina miała być perfekcyjna, wszystko w jej życiu jest idealne. Próbowała zaimponować ci na każdym kroku, zmusiła mnie do kłamstwa, a ja nie widziałam w jej zachowaniu niczego złego, ponieważ nie wiązałam z tym wyjazdem żadnych nadziei. Zadzieranie z nią wiązało się z rozpoczęciem wojny, byłam wystarczająco zmęczona wydarzeniami codziennego życia, chciałam odpocząć i zapomnieć o problemach. Nie było dnia żebym nie myślała o prawdzie. Początkowo chciałam spróbować przyjaźni, dogadywałam się z tobą, bywałeś zabawny i czarujący, ale stawiałam pomiędzy nami pewnego rodzaju barierę. To był czysty strach, ona jest Królową Dramatu, byłam na wyjeździe z jej przyjaciółmi. Mogła mnie zniszczyć jednym skinieniem. Wiedziałam, że prawda zburzy wszystko co zbudowaliśmy. Byłam przygotowana na koniec, a jednocześnie był tak zaskakująco bolesny.-Wstrzymałam powietrze zaciskając drobne, nieco zmarznięte palce na swoich kolanach.-Nie chciałam ci tego zrobić.-Przyznałam obserwując piach pokrywający moje buty.-Miałeś prawo się zdenerwować, tego obawiałam się najbardziej. Twojego odrzucenia. Każdego dnia patrzyłam na te piękne dziewczyny podążające za tobą wzrokiem, miały wszystko, modne ubrania, zadbane włosy. Polubiłeś mnie otuloną bogactwem, czułam, że to co prawdziwe nie będzie zbyt wartościowe.
-Chloe.- Jego palce otarły się o moją brodę, zadrżałam zaskoczona ciepłem.- Nie zakochałem się w twoim IPhon’ie, spódnicy od Armaniego czy szmince z Diora. Podobał mi się sposób w jaki twoje tęczówki zamieniły się w ostrza kiedy pierwszy raz wyciągnąłem ku tobie rękę. Praktycznie oszalałem kiedy zobaczyłem krople wody muskające twoją szyję, twój śmiech i wściekłość. Skrucha kiedy zmiażdżyłaś moje jądra, miękkość twoich ust, a nawet zdenerwowanie kiedy sos z hamburgera ubrudził twój policzek. Zauroczyłaś mnie tymi drobiazgami, swoim charakterem i uprzejmością. Doceń to, bo bywałaś naprawdę wredna.- Parsknęłam z rozbawieniem odchylając głowę do tyłu.- Wściekłem się, ponieważ nie zaufałaś mi wystarczająco. Uczucia buzujące w mojej głowie były przytłaczające, zareagowałem agresywnie, ale to nie zmieniło tego co do ciebie czuję. To gdzie mieszkasz, napisy na metkach przy twoich ubraniach czy model telefonu nigdy nie wpłynie na mój sposób postrzegania.- Wplótł palce w moje włosy przyciągając mnie ku sobie.- Chcę znać każdy szczegół twojego życia by dzielić z tobą zainteresowania oraz chwile, nie po to by cię wyceniać.-Delikatnie odcisnął wargi na czubku mego nosa, brodzie, aż ostatecznie zastygł na ustach wsuwając pomiędzy nie swój język. Przeniosłam skostniałe dłonie na zarysowaną szczękę mężczyzny odwzajemniając pocałunek. Moje zęby otarły się o skórę jego ust, mruknęłam z zadowoleniem.
-Przepraszam.-Wymamrotałam niezrozumiale napierając na niego.-Bardzo, bardzo, bardzo przepraszam.-Powtórzyłam kilkukrotnie ozdabiając jego szyję drobnymi śladami.
-Jeśli nie przestaniesz będziemy musieli przetestować jak wiele ruchu może znieść ta ławeczka.-Jego niski głos dotarł do moich uszu wywołując przyjemne mrowienie pomiędzy udami. Zachichotałam dziewczęco obejmując ramionami umięśniony tors mężczyzny.
-Cieszę się, że nie znienawidziłeś mnie.-Wyznałam przymykając powieki. Wdychałam jego zapach rozkoszując się całym bezpieczeństwem i stałością, które mi dawał.
-Jak mogłaś pomyśleć, że mógłbym przestać cię lubić? Jasno dawałem ci do zrozumienia, że jestem tobą zainteresowany nawet po tym gdy praktycznie zniszczyłaś mojego fiuta.
-Przestań mi to wypominać !-Pisnęłam uderzając dłonią w okryte jeansami udo chłopaka!-Ta mikroskopijna część twojego ciała nawet tego nie poczuła.- Ze świstem wciągnął powietrze.
-Z tego co pamiętam ostatnim razem byłaś zadowolona z jego wielkości, mam ci przypomnieć ?- Wbił opuszki palców w mój bok, jednocześnie drugą dłonią odsunął pasma włosów osłaniających moją twarz na plecy.- Wiesz mówię o tej nocy kiedy pieprzyłem cię na tylnej kanapie mojego samochodu i byłaś na mnie nabijając się..
-Justin!- Mój pisk rozniósł się po okolicy.- Nie musisz kontynuować, nie mam problemów z pamięcią.- Osunęłam się układając ciało w płaskiej pozycji, głowę oparłam o jego uda.
-Zrobię to dopóki nie przyznasz, że mam największego penisa na całym świecie. – Nachylił się nad moją twarzą otulając mnie miętowym zapachem gumy do życia.
-Obiecałam sobie, że będę z tobą kompletnie szczera. – Wydęłam wargę rozkoszując się widokiem jego wściekłości.
-Chloe..-Rzucił ostrzegawczo. Żarty się skończyły ?
-Dobrze już dobrze. Jest ogromny.-Uniosłam dłonie w geście poddania, jego oczy rozbłysnęły odbijając blask gwiazd skąpanych w granacie nocnego nieba.
-Grzeczna Dziewczynka.- Kiwnął z uznaniem wsuwając dłonie pod materiał cienkiej bluzeczki okrywającej moją talię.- Więc Chloe, czekam na gorące szczegóły twojego życia.-Moje serce zadudniło z przerażeniem. Nienawidziłam tego tematu. Próbowałam żyć chwilą, analizowanie sytuacji, w której znalazła się moja rodzina nigdy nie przychodziło z łatwością. Wiedziałam jednak, że podstawą każdego związku jest zaufanie oraz wzajemne wsparcie, a nie zbudujemy tego bez podstawowych fundamentów.
-Kiedy nie poluję na przystojnych mężczyzn z kijem golfowym pracuję.- Wzruszyłam gładko ramionami, zaczęłam od rzeczy najprostszych licząc, że to ułatwi mi dobór słów i wydarzeń do dalszej wypowiedzi.- Wstaję każdego ranka, jem śniadanie w towarzystwie mojego brata oraz mamy, wychodzimy z mieszkania i wracamy wieczorem.- Nie spuszczałam wzroku z jego twarzy. Obserwowałam każdą malutką zmarszczkę, pieprzyk czy zagłębienie zdobiące oliwkową cerę.
- A czas wolny ?
-Zazwyczaj spędzam go z Kate, nie mam zbyt wielu przyjaciół. Wychodzimy na boisko lub do jedynej restauracji w okolicy. Dodatkowo prowadzę zajęcia w lokalnym domie kultury.- Wyznałam starając się zrelaksować. Justin wyczuwając napięcie mych mięśni wykonał kilka kojących kółek dookoła mojego pępka.
-Naprawdę ?- Uniósł brwi ku górze.
-Tak. W dzielnicy nie ma zbyt wielu miejsc gdzie dzieciaki mogłyby spędzać czas, ja natomiast potrzebowałam sposobu na wyładowanie energii, z tego narodził się pomysł stworzenia klasy tanecznej. Nic wielkiego.
-Więc jesteś tancerką ?- Obserwując moje oczy przesunął językiem po dolnej wardze pozostawiając na niej mokry ślad.
-Nic nadzwyczaj profesjonalnego. Wzięłam udział w kilku konkursach, jednak nie miałam możliwości spróbowania swoich sił w zaawansowanych treningach.
-Sprawiasz, że zakochuje się w tobie jeszcze bardziej. Nie sądziłem,że to możliwe. Podejrzewałem cię o chodzenie na siłownie, takie ciało nie bierze się znikąd, ale tancerka ? To gorące, naprawdę gorące.- Kilkukrotnie kiwnął głową. Zachichotałam.- Chciałbym żebyś dla mnie zatańczyła.-Dodał po chwili.
-Może któregoś dnia.-Wyszeptałam kokieteryjnie.
-Powinnaś nauczyć mnie kilku kroków, nie chcę wyglądać przy tobie jak zagubiony jeleń.- Uniosłam brwi ku górze parskając śmiechem.
-Tylko jeśli pokażesz mi jak tworzyć muzykę.- Odparłam kręcąc głową z rozbawienia. – Chciałbyś wiedzieć coś jeszcze ?
-Wspominałaś o swojej mamie oraz bracie. Mam być przygotowany na napaść jego kolegów ?
-Nie będę ukrywała jego niechęci wobec osób z Manhatanu, dlatego dla twojego bezpieczeństwa pozwól, że przygotuje go na wasze spotkanie.- Pragnęłam odciągnąć rozmowę z Harrym w czasie. Byłam pewna swoich uczuć wobec Justina, ale związek z nim oznaczał bitwę z przekonaniami brata. Znałam jego zasady, złamałam je i byłam świadoma konsekwencji.
- A ojciec?-Moje serce wstrzymało swoją pracę na kilka sekund. Z trudem przełknęłam ślinę pokonując gulę blokującą moje gardło.
-Nie mamy zbyt dobrego kontaktu.-Przyznałam nieśmiało podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Nie mieszkacie razem ?- Spytał ze zdziwieniem przysuwając mnie do siebie.
-Chciałabym żeby tak było.-Rzuciłam z obrzydzeniem unikając wzroku brązowookiego.-Kilka lat temu porzucił rodzinę na rzecz alkoholu.- Liczyłam, że to zdanie będzie jedynym wyjaśnieniem jakie będę musiała złożyć na jego ręce.
-Stąd wasze problemy ?-Wiedziałam, że ciekawość rozpalała jego umysł. Próbowałam odnaleźć w sobie siłę na pokonanie wstydu i wyjawienie wszelkich sekretów. W odpowiedzi skinęłam głową.
-Z pewnością nie zostanie zwycięzcą w konkursie na  ojca roku.-Zażartowałam sucho.-Stracił pracę i próbował odnaleźć pocieszenie w wódce. Do tej pory nie potrafi z niej zrezygnować. Wybrał ją zamiast nas.- Wcisnęłam palce w jego dłoń.
-Moim rodzicom odbiło na punkcie pracy. W zasadzie nie potrafią rozmawiać o niczym poza firmą, finansami i świetlaną przyszłością dla mnie i rodzeństwa. Nasze życie przypomina scenariusz, spełniamy każdą z zachcianek chcąc zadowolić wszystkich poza nami samymi. Mój ojciec nigdy nie był na żadnym meczu koszykówki, w którym grałem, zdarłby moją skórę gdyby zobaczył tatuaże, nie rozmawiał ze mną o dziewczynach, ani nie zabrał mnie do naprawdę obskurnego baru na tanie piwo. Pieniądze nie zastępują wszystkiego. Dlatego uwierz, rozumiem twoje rozgoryczenie.-Nieprzyjemny dreszcz przepłynął przez wszelkie zakończenia nerwowe w mojej skórze. Atmosfera pomiędzy nami zrobiła się zbyt gęsta i nerwowa, nie chciałam by dobry humor Justina wyparował.
-Znam okropny bar z naprawdę niedobrym piwem.- Zatopiłam kąciki ust w policzkach.-Dlatego skoro twój ojciec spieprzył sprawę, to ja będę tą osobą, która pomoże ci stać się prawdziwym mężczyzną.-Zsunęłam cienką warstwę koca z nóg i wyprostowałam się.
-Założę się, że odpadniesz po pierwszym kuflu.- W tym momencie Justin Drew Bieber dowiedział się, że jestem osobom kochającą wyzwania, a rządza wygranej jest większa niż zdrowy rozsądek.

Gęsty, szary dym wypełniał sześcienne pomieszczenie. Drewniane, masywne ławy uginały się pod ciężarem męskich, spoconych ciał. Szklane naczynia odbijały zbyt głośne rozmowy, kłótnie oraz urywki prostackich piosenek opuszczających wiotkie usta pijanych klientów. Smród tłustych potraw dotarł do moich nozdrzy wywołując nieprzyjemny ścisk żołądka. Wiedziałam, że znaleźliśmy się we właściwym miejscu. Zsunęłam z ramion cienkie okrycie i bezczelnie wcisnęłam je w dłonie zniesmaczonego chłopaka. Powinnam być przygotowana na taką reakcję. Skinieniem wskazałam na drewniany kołek wbity w zniszczony filar okryty porwanymi kartkami papieru przepełnionymi ofertami oraz reklamami.
-Mam powiesić twoją kurtkę w tym miejscu ?-Uniósł brwi ku górze próbując podkreślić absurdalność mojej propozycji.
-Nie mam zamiaru nosić jej przez resztę wieczoru, tu jest zbyt gorąco!-Odkrzyknęłam niewzruszona mimiką jego twarzy.
-A jeśli ktoś ją zabierze ?- Zacisnął palce w pięść gniotąc aksamitny materiał bomberki.
-Wtedy wrócę do domu półnaga.- Burknęłam unosząc oczy ku niebu.-Wyluzuj Justin, ci ludzie ledwo pamiętają o zabraniu swojej garderoby. – Odwróciłam się na pięcie by następnie pokonać niewielką odległość dzielącą wejście od baru. Wystarczyło kilka sekund bym poczuła na swojej talii jego opiekuńczy uścisk.
-Przysięgam, że wystarczy jeden niewłaściwy gest w twoim kierunku, a nie zatrzymasz mnie przed  darmowym usunięciem zębów niektórym z nich.- Figlarny uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Jego zazdrość tworzyła wybuchowe połączenie. Była przesadzona i podniecająca jednocześnie, nie wiem, które z tych uczuć powinno być dominującym. –To wyjście byłoby mniej stresujące gdybyś faktycznie była moim nudnym, odrzucającym ojcem, nie najlepszą laską w okolicy.- Moje serce wykonywało fikołki podekscytowania za każdym razem gdy jego kciuk otarł się o moją skórę nieco intensywniej. Ta atmosfera była odurzająca. Stanęłam na palcach przewieszając się przez połowę śliskiego blatu po czym gestem przywołałam ku sobie brodatego barmana.
-Dwa razy jasne z beczki.- Byłam stałym bywalcem takich miejsc. Harry uważany był za wybitnego konesera piw marnej jakości. Jego degustacje zazwyczaj kończyły się oczyszczaniem żołądka pod brudnymi ścianami blokowisk, a w sytuacjach krytycznych moją interwencją. Nigdy nie próbowałam go obwiniać, był przytłoczony rolą głowy rodziny i szukał ucieczki w zabawie ze znajomymi. Dzięki długim pijackim wykładom zapamiętałam, że pod żadnym pozorem nie powinnam próbować trunków ciemnych i jeśli decyduje się na piwo – zawsze mam stawiać na jasne.- I orzeszki.-Dodałam po chwili namysłu z hukiem opadając na stopy.
-Widzisz jakieś wolne miejsce?-Spojrzałam na napiętą szczękę brązowookiego, który niczym strażnik monitorował otaczający nas tłum mężczyzn.
-Pod ścianą.-Wymamrotał niewyraźnie przenosząc swoje palce pomiędzy moje. Splótł nasze dłonie prowadząc mnie w stronę niezajętego stolika. Z zadowoleniem zajęłam miejsce tuż przy jego ciele. Wyprostowałam plecy nasuwając dłonie na chropowaty blat okryty tandetną serwetką oraz sztucznym kwiatkiem.
-Mają zmysł dekoratorski.- Z rozbawieniem wskazał na nieżywą roślinę.- Jeśli kiedyś kupimy wspólne mieszkanie urządzę je w tym stylu.- Dla potwierdzenia szturchnął okurzony listek. Zanim zdążyłam zareagować podstarzała kobieta uderzyła dnem masywnych szklanek o drewnianą powierzchnię przed naszymi ciałami. Wymamrotałam ciche „dziękuje” z niesmakiem obserwując jej piersi wciśnięte w zbyt mały biustonosz. Ten trik miał dodać jej seksapilu czy wymusić wymioty na klientach ze złym samopoczuciem?
-Jesteś pewna, że ta ciecz nie wypali mojego przełyku?- Zwróciłam swoją uwagę na jego twarz skupioną na obserwacji miedzianego płynu odbijającego się od krawędzi naczynia.
-To zwykłe piwo Bieber, przestań być cipką na jeden wieczór.- Dla potwierdzenia swych słów zatopiłam wargi w alkoholowym naparze i cmoknęłam z zadowoleniem.
-Powinienem dostać nagrodę za najbardziej wyrozumiałego partnera na świecie.- Zażartował. Uniósł szklankę ku górze i wlał napój do swojego gardła opróżniając praktycznie połowę zawartości. Spojrzał na mnie przewrotnie przenosząc ramię na oparcie za moimi plecami. Nachylił się nade mną otulając me policzki gorącym oddechem.-Zapamiętaj, że w tym związku jesteś jedyną cipką.-Zaczepił swoje zęby o kraniec mego ucha. Mimowolnie zadrżałam.
-Okej.-Wykrztusiłam poruszona sięgając po garść drobnych orzeszków okrytych solą. Musiałam zająć usta czymkolwiek co powstrzymałoby mnie przed rzuceniem się na niego i wessaniem w jego szyję. Zamieniłam się w napaloną nastolatkę. Świetnie Chloe, to odpowiedni czas na cofnięcie swojego myślenia o pięć lat.

- I wtedy ona była jak Justin! Bóg patrzy na ciebie ! Jak możesz dokonywać samogwałtu !- Wybuchłam śmiechem słysząc imitację kobiecego głosu wytyczonego rytmem pijackiego bełgotu.- Wyobrażasz to sobie ? Chciała mnie wysłać na obóz dla osób zagubionych w kościele bo zgwałciłem swojego fiuta!-Wyrzucił dłonie w powietrze próbując podkreślić dramatyczność sytuacji, w której babcia nakryła go na masturbacji.
-Dlaczego nie zamknąłeś pokoju ?- Niesfornie zagarnęłam potargane włosy za uszy licząc, że usunięcie ich sprzed twarzy wyostrzy mój wzrok. Wypiliśmy dużo jasnego piwa, zdecydowanie za dużo.
-Nie miałem na to czasu okej ? Byłem pewien, że usłyszę kiedy ktoś będzie się zbliżał ! Ale ona się skradała ! Jestem tego pewien! Dostałaby szału  gdyby zobaczyła ciebie w moim łóżku przed ślubem.- Pokręcił głową i zniwelował dzieląca nas przestrzeń by po raz setny tej nocy skosztować smaku moich warg.
-Będziesz musiał się ze mną ożenić zanim pozwolisz jej zakraść się do naszej sypialni.- Zażartowałam otulając dłońmi jego rozgrzaną do czerwoności twarz. Na moje słowa gorączkowo odsunął się. Wyciągnął dłoń w stronę talerza wypełnionego cebulowymi krążkami i chwycił jedną z okrągłych przekąsek.
-Chloe, nie chcę zwlekać. Chce oświadczyć ci się w tej chwili.- Spojrzał na mnie spod przymkniętych powiek unosząc moje palce ku górze. Niesfornie, myląc się kilkukrotnie, nasunął zasmażane warzywo niczym wartościowy pierścionek.- Planuje kochać się z tobą tej nocy, a jeśli ta przesadnie cicho chodząca kobieta nam przeszkodzi ukażesz jej tę cebulę.- Przysięgam, w tamtej chwili to była najbardziej romantyczna chwila o jakiej mogłam śnić.
-Nie jestem pewna czy chce wiązać się na stałe z samogwałcicielem.- Parsknęłam oblizując brzeg zaręczynowej biżuterii.
-Shh, to było jednorazowe.- Zapewnił obejmując dłonią moje udo.- Sprawiasz, że tracę samokontrolę Chloe. Jesteś moją jedyną myślą, każdym oddechem, uśmiechem, ruchem. Nigdy nie czułem czegoś równie silnego oraz ekscytującego. Wszystko czego pragnę to dzielenie z tobą najdrobniejszych chwil. Nie obiecuję, że będę perfekcyjny, ale przysięgam, że zrobię wszystko byś nigdy nie zwątpiła w swoją miłość wobec mnie. Byłbym głupcem pozwalając ci ponownie odejść. –Złączył nasze czoła przymykając powieki.- To najlepszy wieczór jaki mogłem spędzić. Nawet jeśli upiłaś mnie naprawdę niedobrym piwem.- Zachichotałam bezmyślnie. Przeczesałam jego włosy rozkoszując się nikłym zapachem jego perfum błądzących w otaczającym nas powietrzu. Rozchyliłam usta kiedy poczułam spoconą dłoń uderzającą w moje plecy. Niczym oparzona odskoczyłam do tyłu natrafiając na krzywy uśmiech młodego chłopaka opartego o brzeg naszego stolika. Przełknęłam ślinę marszcząc brwi.
- Hej Kochanie.- Jego nogi praktycznie roztapiały się kiedy z trudem utrzymywał równowagę.- Obserwuję cię od kiedy przyszłaś, nie mogłem wyjść bez podejścia do ciebie.- Ucisk na mojej nodze stał się bardziej wyraźnie. Wszelkie mięśnie wypełniające moje ciało napięły się, wiedziałam, że nieznajomy nie wniesie niczego dobrego do przebiegu tej nocy.
-Nie jestem zainteresowana.- Odparłam pospiesznie licząc, że moje słowa spławią intruza.

-Mógłbym umrzeć dla twoich pośladków. Nie myślę o niczym poza pie..- Wystarczyła sekunda by pięść Justina zderzyła się z jego nosem. Zrozumiałam, że słowa Justina nie były żartem kiedy ciemnoczerwone krople krwi zderzyły się z chropowatą ścianą przy moim boku. Wtedy rozpętało się prawdziwe piekło.

wtorek, 30 sierpnia 2016

Rozdział Dwudziesty Czwarty


Oparłam dłonie na szerokich ramionach mężczyzny zaciskając kremowe,drżące uda na linii bioder brązowookiego. Ten gest wywołał przyjemną reakcję zapieczętowaną donośnym jękiem, który powolnie otulił moje zmysły. Wplątałam kościste palce w pukle jasnych włosów zagarniając ich końcówki za uszy, potrzebowałam swobody kiedy z czcią ozdabiałam jego gładką, napiętą szyję tysiącem mokrych śladów. Błądzące cząsteczki powietrza zgęstniały wywołując wrażenie zmniejszenia niewielkiej przestrzeni sportowego auta, w którym wylądowaliśmy. Ospale musnęłam opuszkami palców ciemnofioletowy ślad warg odbitych na naturalnie opalonej skórze chłopaka. Nie powstrzymywałam westchnięcia zachwytu, on ponownie był mój.
-Chloe.- Jego język pieścił każdą głoskę tworzącą moje imię, w umyśle wyobrażałam sobie z jaką perfekcją wywija go ku górze akcentując "l". Nasunął swe dłonie na pas nieosłoniętej skóry mych pleców. W tym momencie pragnęłam czcić Kate za kolekcję niemoralnie krótkiej odzieży. Uniosłam dłonie ku górze pozwalając by odsłonił krągłe piersi ściśnięte w koronkowym, czarnym biustonoszu.- Jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie, przysięgam, nigdy nie spotkałem kogoś równie zachwycającego. -Słowa pieściły me serce, spływały po zmysłach niczym miód rozlany na gorącej kromce pieczywa. Chryste, sposób w jaki władał moją duszą był oszałamiający, wręcz niewłaściwy. Zacisnął palce na wystających kościach biodrowych utrzymujących parę ciemnych jeansów po czym obdarzył mój dekolt serią delikatnych muśnięć. Mimowolnie wypchnęłam klatkę piersiową układając spragnione dotyku ciało w perfekcyjny łuk.
-Nie przestawaj.-Chrypnęłam błagalnie przeczesując jego włosy. Jak wiele zmieniło się w kilka godzin?Byłam na siebie wściekła po tak łatwym przyjęciu propozycji spotkania, lecz sytuacja, w której znajdujemy się teraz jednoznacznie wepchnęła moje nazwisko do woreczka opisanego etykietką "Łatwa". Poczułam jego zęby przesuwające się po zakrytej brodawce piersi i jęknęłam zauroczona słodkim pożądaniem wypełniającym każdą cząsteczkę mego ciała. Odnalazł zapięcie biustonosza, sprawnie uporał się z metalowym haczykiem i ostrożnie zsunął ramiączka przenosząc swój wzrok na moją okrytą czerwonymi plamami twarz.Nie mogłam przyzwyczaić się do nagości w jego towarzystwie,sposób w jaki ciemnoczekoladowe tęczówki pochłaniały kolejne centymetry nieosłoniętej skóry był odurzający.To pchało mnie ku myśleniu, że ten mężczyzna powinien być zabroniony.Przypominał narkotyk, jego działanie było długotrwałe, uzależniał,odbierał resztki zdrowego rozsądku, burzył granice, które stawiałam od najmłodszych lat swego życia. Był moim pragnieniem oraz przekleństwem. Wszystkim czego potrzebowałam by czuć, że oddycham. Przesunęłam biodrami w przód ocierając się o wypukłość czarnych jeansów, ten gest wzmógł moją żądze. Zacisnął palce dociskając dudniącą klatkę piersiową do powierzchni swych miękkich, rozgrzanych warg. Wystarczyło kilka sekund bym poczuła gorący język przesuwający się po stwardniałym sutku, Odrzuciłam głowę w tył pozwalając by niezwiązane końcówki włosów załaskotały nagą skórę karku. Rozkosz zawładnęła mym ciałem,byłam całkowicie oddana,miękka niczym plastelina uginająca się przy każdym ruchu brązowookiego.Nie chciałam tracić kolejnych sekund. Chwyciłam brzegi śnieżnobiałej koszuli i sprawnie przeciągnęłam ją przez głowę Justina odkrywając perfekcyjnie uwypuklone mięśnie brzucha. Mimowolnie westchnęłam stykając opuszki palców z okrytą kilkoma rysunkami skórą mężczyzny.
-Uwielbiam ten sposób rozwiązywania problemów.- Donośny śmiech wypełnił niskie pomieszczenie, dotarł do moich uszu oraz umysły by ostatecznie osiąść na dnie dudniącego serca. Kochałam ten dźwięk. Zabijcie mnie jeśli ten chłopak nie był wart każdej łzy, która przecięła mój policzek.
-Zamknij się,-Warknęłam z rozbawieniem zaciskając dłonie na skórzanym pasku.Zręcznie przeciągnęłam taśmę przez srebrną klamrę,wysunęłam lśniący krążek zza materiału i rozsunęłam suwak.Sztywne tworzywo odsłoniło cienkie,jasne bokserki, których taśma ozdobiona była nazwiskiem znanego projektanta.Nie chciałam wiedzieć ile wypłat musiałabym poświęcić dla zakupu tak ukrytej części garderoby. Moje ruchy były przemyślane, niezwykle subtelne.Uniosłam biodra ku górze by zsunąć z jego ud niepotrzebną barierę. Cisnęłam zwiniętym materiałem w przednie siedzenie i z niewinnością ułożyłam dłoń na przyrodzeniu chłopaka. Jego pomruk był moim trofeum.-Podniecam cię?-Spytałam zagryzając dolną wargę.
-Mhm.-Burknął nagradzając mój blady pośladek mocnym uderzeniem.Pisnęłam podekscytowana uczuciem pieczenia rozchodzącym się po alabastrowej skórze okrytej ciasnymi jeansami.-Nie wciągaj mnie w te gierki,mój kutas nie wytrzyma kolejnych dziesięciu minut.-Te słowa wywołały skurcz mięśni mojego podbrzusza.Pragnęłam go mocniej, szybciej,głębiej.Uniósł moją sylwetkę ku górze by usunąć nadmiar ubrań ograniczających nasze ciała.Wcisnął kciuki za wąskie nitki koronki ospale osuwając materiał na moje uda,łydki, a potem kostki.Westchnął na widok złączenia mych kremowych ud,skłamałabym mówiąc, że jego reakcja nie była podniecająca. Przyciągnął mnie ku sobie atakując wargami powierzchnie spragnionej dotyku szczęki. Przymknęłam powieki pozwalając by błoga rozkosz zawładnęła mym ciałem.
-Nigdy więcej nie pozwolę ci odejść.- Desperacja jego głosu była wręcz namacalna.-Jesteś moja,moja już na zawsze.-Zapieczętował swoje postanowienie gorącym pocałunkiem,a następnie porwał mą duszę wraz z ciałem sprawiając, że zatonęłam w błogim uczuciu miłości oraz rozkoszy.
~*~
-Twój głupi uśmiech doprowadza mnie do depresji.- Kate spojrzała na mnie wściekle zaciskając bladoróżowe usta w cienką linię. - Ich obecność-Krótkim gestem wskazała na grupkę mężczyzn prowadzących żywą rozmowę w jednym z przytulnych kątów kawiarni.- ratuje cię przed utratą zębów.-Dokończyła gniewnie uderzając czystym dnem szklanki o wypolerowaną powierzchnię nieco zniszczonego blatu. Parsknęłam widocznie rozbawiona jej reakcją. Ta niewielka, pozornie poukładana nastolatka zamieniła się w bulgoczący wulkan ciekawości kiedy po powrocie ze spotkania okazałam się wyjątkowo tajemnicza. Sprawy z Justinem nie były do końca klarowne, potrzebowałam kilku dni by ze spokojem podjąć temat naszego związku, poza tym wspomnienia wczorajszej nocy wciąż pozostawiały czerwone plamy podkreślające bladość mych policzków.
-Powinnam podziękować im kawałkiem świeżego ciasta?- Uniosłam brwi ku górze nie kontrolując wesołego tonu głosu.
-Robisz to specjalnie!- Pisnęła wzburzona wbijając śnieżnobiałe zęby w napuchniętą od gryzienia wargę.- Jesteś najgorszą przyjaciółką na świecie ! Pomogłam ci w wybraniu stroju, który zapewne doprowadził tego niemoralnie bogatego chłopczyka do szaleństwa, a ty w geście wdzięczności nie potrafisz zdradzić mi kilku szczegółów waszego spotkania!- Brzdęk szkła wypełnił ciasną przestrzeń restauracji rozpraszając relaksującą ciszę przerywaną niskimi głosami gawędzących klientów. Kate posłała konsumentom przepraszający uśmiech odwieszając wilgotną, wielobarwną ściereczkę na srebrny wieszak przymocowany do jednej ze starych szafek.
-To trudniejsze niż może się wydawać.- Wyjaśniłam krótko licząc, że moje słowa uspokoją jej rządną informacji duszę. Po kilku sekundach westchnęłam ze zrezygnowaniem, ten mecz musiał zakończyć się klęską.-Nie wytrzymałam.- Spuściłam wzrok na czubki nieco zabrudzonych balerin, nie byłam przyzwyczajona do rozmów dotyczących moich uczuć. -Pocałowałam go.- Przesunęłam opuszki rozgrzanych palców po wąskim kosmyku miękkich włosów zaczesując niesforny pukiel za ucho. Okryte balsamem usta zapiekły, wspomnienie jego warg odnajdujących kolejne centymetry mego ciała było wciąż żywe, poczułam ścisk podniecenia, słodkie dreszcze rozpłynęły się po każdym zakończeniu nerwowym. Nie potrafiłam uwolnić się z błogiego stanu uniesienia, trwałam w nim licząc, że będzie wieczny, niczym bańka chroniąca moją duszę przed wszelkim złem realnego świata.
-Oh doprawdy?- Jej drobne biodra zastygły w bezruchu.- Sądziłam, że te krwistoczerwone ślady na twojej szyi są pozostałością walki z odkurzaczem.- Odruchowo przesunęłam dłonią po cienkiej linii żyły, tak jakby nic nie znaczący gest był w stanie zamaskować dowody łączącej nas intymności.
-Przestaniesz być sarkastyczna?- Syknęłam nieprzyjemnie, byłam zażenowana własnym zachowaniem, nawet jeśli nie pragnęłam niczego poza kolejnym spotkaniem w jego ciasnym aucie.
-Tylko wtedy gdy ujawnisz prawdziwie pikantne fakty.- Z łatwością wzruszyła ramionami.
-Kate! Jesteśmy w pracy.-Szepnęłam przepraszająco próbując odnaleźć w umyślę wymówkę godną złagodzenia jej zapału.- Powrócimy do tego tematu kiedy uznam, że nastał właściwy czas. Potrzebuję faktycznej stabilizacji, musisz to zrozumieć.
-Jestem pewna, że poruszysz tą kwestie podczas mowy pożegnalnej na moim pogrzebie,moja biedna dusza będzie przewracać się w trumnie.- Stuknęła zadbanym paznokciem o lśniący blat lady podkreślając swoje niezadowolenie. Moja przyjaciółka powinna zostać dziennikarzem, jej naturalnie wrodzona ciekawość może okazać się przepustką do międzynarodowego świata plotek.
-Zadbam o to byś poznała gorące szczegóły naszego romansu za życia.-Parsknęłam ukradkiem zerkając na niewielki wyświetlacz telefonu ukrytego w kieszeni fartucha.Kąciki mych warg uniosły się do góry na widok niewielkiej ikony koperty wyświetlonej w rogu ekranu.
Myślę o Tobie.
Krótkie zdanie sprawiło, że moje serce zadudniło, a słodkie uczucie ciepła rozpłynęło się po każdej cząsteczce organizmu. Ten idiota potrafił sprawić, że drżałam nawet wtedy gdy nie było go tuż obok.
Tęsknie.Masz plany na wieczór?
Wedle właściwego planu wycieczki Natalie powinniśmy powrócić do Nowego Jorku jutro, oznaczało to ostatnią noc wolności i niezobowiązujących wypadów z Justinem bez przymusu zdawania relacji bratu. Musiałam to wykorzystać.
Nie.Mam jeszcze jeden samochód do ochrzczenia, jeśli masz ochotę ;)
Uniosłam dłoń ku górze i ściągnęłam miękkie kosmyki włosów na przód twarzy, tym gestem zakryłam purpurowe policzki unikając kolejnego ataku pytań. Kate krążyła pomiędzy okrągłymi stolikami czyszcząc ich powierzchnię, zaś ja niecierpliwie skubałam wystające nitki ścierki ukrywając podekscytowanie związane z kolejną randką.Tak, planowałam zaprosić go na randkę, w swoim stylu.
Zaplanowałam coś innego, nie próbuj zabierać ze sobą auta. Obiecuję, że zaliczymy to miejsce przy najbliższej okazji. Załóż coś wygodnego i czekaj na mnie przy pierwszej stacji metra na Queens około 19. Do zobaczenia.
-Nie pamiętam kiedy ostatnio odczuwałam tak wielką potrzebę usunięcia twojego uzębienia.- Przesłodzony ton jej głosu wprawił mnie w rozbawienie. -Powtórka z wczoraj?- Palcem wskazała na drobne urządzenie w moich dłoniach.
-Jesteś niepoprawnie ciekawska.- Wzrokiem odprowadziłam grupkę klientów, którzy rzucając uprzejme podziękowania opuścili lokal i odetchnęłam z ulgą.- Planujesz obrazić się na mnie ? Tym sposobem nigdy nie poznasz prawdy.-Nasunęłam łokcie na blat obserwując skręcone pukle włosów poruszające się przy każdym ruchu brunetki.
-Nie.-Zwróciła na mnie uwagę rozwiązując cienką taśmę fartucha otaczającego jej biodra.- W wyrazie dezaprobaty opuszczam lokal całe dwadzieścia pięć minut przed właściwym czasem i zostawiam ci umycie ekspresu.-Odłożyła śnieżnobiały materiał na półkę za blatem, a następnie czule ucałowała moje czoło.- Klucz znajdziesz pod doniczką, obudź mnie kiedy tylko wrócisz. Jeśli tego nie zrobisz i nie usłyszę każdego szczegółu dzisiejszej nocy obiecuję, że uduszę cię poduszką.- Odrzuciła kosmyki włosów na plecy rozciągając usta w delikatnym, przesłodzonym uśmiechu. Niewielkie wgłębienia polików dodały jej twarzy niewinności. Nic bardziej mylnego. Nie chciałam wiedzieć jakim cudem domyśliła się o mojej nieobecności dzisiaj.Moje zachowanie było tak oczywiste ? Zamaszystym ruchem zgarnęła z komody torebkę i ruszyła w stronę wyjścia.
-Grozisz mi?- Krzyknęłam wesoło wciskając gąbkę pod strumień ciepłej wody.
-Ostrzegam.- Kokieteryjnie mrugnęła okiem i zakręcając biodrami opuściła opustoszałą kawiarnię. Pokręciłam głową w geście dezaprobaty i wyciągnęłam ruchome części maszyny usuwając niezmielone ziarna aromatycznej kawy. Niepoprawny uśmiech błądził po mojej twarzy. Byłam szczęśliwa,to niesamowite jaki wpływ miała na mnie jego obecność w moim życiu. Niesamowite.
Czarna ciecz odbijała się od papierowych ścianek kubków, z paniką zaciskałam palce modląc się by gorący napój nie wytrysnął przez małe otwory plastikowych wieczek. Ze zniecierpliwieniem obserwowałam płaski ekran telewizora wyświetlającego odległość do kolejnych stacji maszyny. Podeszwami butów wystukiwałam nieznaną melodię. Zaciskałam wargi w cienką linię rozprowadzając malinowy błyszczyk po ich powierzchni. Rozkoszowałam się słodkim zapachem pomarańczy unoszącym się ponad jednorazowymi naczyniami utkwionymi w mych dłoniach. Cichy dźwięk wiadomości dotarł do moich uszu, jęknęłam z niezadowoleniem wiedząc, że komórka znajduje się na samym dnie miękkiego plecaka, nie było szans na odczytanie przekazu w tym momencie. Odczekując pięć minut uniosłam się do góry i stanęłam w tłumie podróżników walczących o najdogodniejsze miejsce, które gwarantowało najszybsze opuszczenie blaszanego wagonu. Nienawidziłam tłumów, spoceni pracownicy korporacji wepchnięci w jeden środek transportu stanowili nieciekawe towarzystwo przy podróży na randkę. Odruchowo sprawdziłam trwałość słodkiej mgiełki, której woń rozpyliłam w okolicy szyi.Podziemny pociąg zapiszczał nieprzyjemnie oznajmiając swój przyjazd, a następnie zatrzymał się przy długiej linii peronu uwalniając zmęczoną masę ludzi. Ostrożnie przeskoczyłam ponad szparą oddzielającą próg maszyny od betonowych płyt podłoża dworca i wzrokiem przesunęłam po twarzach oczekujących. Kąciki mych warg uniosły się ku górze w momencie, w którym dostrzegłam błysk złotych tęczówek otoczonych wachlarzem niemoralnie ciemnych, długich rzęs. Rozglądał się niecierpliwie skanując sylwetkę każdej z kobiet przemieszczających się po pomieszczeniu, jego długie palce zaciskały się na cienkim IPhon'ie. Ze skupieniem zagryzł dolną wargę, odblokował urządzenie i uderzył opuszkami palców w jego powierzchnię.Niedługo potem dźwięk wiadomości dotarł do moich uszu. Przyspieszyłam. Dzieląca nas odległość malała, a moje serce dudniło niczym szalone.Widziałam go wczoraj, nigdy nie powiedziałabym, że można zatęsknić za kimś w czasie 24 godzin. Dostrzegł mnie dopiero wtedy gdy moje drobne ciało zderzyło się z jego twardą klatką piersiową. Rozchylił usta lecz ubiegając potok słów przywitałam go namiętnym pocałunkiem.Praktycznie zemdlałam gdy silnie dłonie chłopaka nasunęły się na me biodra.Gardłowy jęk opuścił jego gardło, ostrożnie otuliłam ciało mężczyzny ramionami zwracając szczególną uwagę na utrzymanie kubków we właściwej pozycji. Zacisnęłam zęby na puszystej wardze by następnie złagodzić ból zagryzienia subtelnym muśnięciem języka.
-Tęskniłam.- Odwaga rozpierała mój umysł, chwyciłam haust chłodnego powietrza gasząc pożar klatki piersiowej.
-Tęskniłem.- Powtórzył widocznie zaskoczony moim zachowaniem.-Cholernie tęskniłem Chloe.-Złożył krótki pocałunek na czubku mojego nosa nie ukrywając swojego rozbawienia.
-Mam dla coś dla ciebie.-Z niechęcią rozdzieliłam nasze ciała by ofiarować chłopakowi jedną z porcji gorącego napoju.-Mam nadzieję, że lubisz pomarańczę.-Dodałam.
-Kawa?-W geście zdziwienia uniósł brwi ku górze.-Czy to oznacza,że potrzebuję energii na całą noc?-Pospiesznie pokiwałam głową i odnajdując jego dłoń splotłam nasze palce.
-Pierwszym punktem dzisiejszego spotkania są zakupy. Mamy czterdzieści minut do zamknięcia supermarketu, powinno wystarczyć.- Odnajdując odpowiednie schody opuściliśmy tętniące życiem podziemia wymieniając tłoczne korytarze na pogrążone w żółtym świetle lamp ulice.
-Pracowałaś przez cały dzień?-Jego kciuk kojąco masował górną część mej dłoni.
-Tak.-Kawa parzyła mój język kiedy ostatnimi łykami dotarłam do dna kubeczka. Śnieżnobiałe logo Wallmartu lśniło na błękitnym tle masywnej budowli.Zdecydowanym krokiem ruszyłam w stronę kanciastej budki stanowiącej schronienie dla rzędów lśniących wózków różnej wielkości. Wsuwając dłoń do kieszeni ciasnych jeansów odnalazłam okrągłą monetę by następnie przy jej pomocy odblokować kwadratowy pojazd supermarketu.
-Jak długa jest twoja lista niezbędnych produktów?
-Niewielka. Weźmiemy to, na co będziemy mieli ochotę.- Wzruszyłam ramionami popychając srebrną maszynę w stronę jego ciała. Refleks bruneta nie zawiódł, krótkim gestem owinął długie palce na plastikowym uchwycie nie odwracając wzroku od mojej sylwetki.
-W porządku.-Sugestywnie przesunął czubkiem języka po dolnej wardze.- W takim wypadku zapraszam cię do środka.- Gestem wskazał na obszerny kosz.-Jesteś wszystkim czego potrzebuję.
-Żartujesz,prawda?- Prychnęłam zaskoczona wyginając usta w grymasie. Zrozumiałam, że jego słowa były faktem gdy kilka sekund później uniósł mnie ku górze i uderzając dłonią w pośladki wsunął moją sylwetkę do srebrnego pojemnika.Chichotałam niemądrze odrzucając głowę w tył.
-Trzymaj się mocno.-Oznajmił popychając wózek w stronę obszernego wejścia jednego z najpopularniejszych magazynów Ameryki.-Ten środek transportu także możemy ochrzcić.-Pozostawił czuły pocałunek na odkrytej skórze ramienia, a ja rozpłynęłam się w błogim uczuciu miłości.Słodki zapach jego ulubionych perfum towarzyszył mi przy każdym oddechu, jego głos pieścił me uszy, a niewinny dotyk, przypadkowe zetknięcie dłoni podczas wsuwania kolejnych produktów do kosza sprawiał, że pragnęłam zaszyć się z nim pomiędzy półkami z nabiałem i całować pulchne usta bruneta do utraty tchu. Nie pytajcie skąd znalazłam w sobie resztki zdrowego rozsądku i opanowania.Niedostępna Chloe Rodriguez została zniewolona, a najgorszym był fakt, że pragnęłam tego zatracenia ze świadomością każdego zagrożenia.
-Teraz ciastka.- Chłopak posłusznie skręcił w odpowiedni dział wprowadzając mnie w błogą krainę cukru, czekolady oraz niemoralnych kalorii.- Czekoladowe z orzechami.-Dyrygowanie Justinem bywało zabawne, szczególnie wtedy gdy jego nos marszczył się w niesamowicie uroczy sposób.
-Chciałabyś powiedzieć dokąd się udajemy ?- Sięgnął po ciemnofioletową paczkę smakołyków gestem pytając czy marka oraz rozmiar mnie satysfakcjonują.
-Nie.
-To niekulturalne zatajanie prawdy.
-Raczej kwestia zaufania.- Przechyliłam głowę w bok wbijając kąciki warg w rozgrzane do czerwoności policzki.
-Mam zgodzić się na tajemniczą wycieczkę z dziewczyną, która poświęca piętnaście minut na wybranie odpowiedniego nadzienia we francuskim,wyschniętym rogaliku będącym obrzydliwą podróbą paryskiego przysmaku?-Oparł dłonie po obu stronach mego ciała, jego rozbawienie było wręcz namacalne, a krążąca wokół nas atmosfera zgęstniała.
-Nie rozumiem twoich wątpliwości Panie Bieber.- Zacmokałam kokieteryjnie zakręcając jeden z kosmyków włosów na palcu.-Jestem świetnym przewodnikiem, a moje podróże są cudowne, nie zawiodę cię.
-Nie lubię niespodzianek.- Wyszeptał ochryple.Moje uda zadrżały w słodkiej ekscytacji.Odepchnęłam ciało od kraciastego dna wózka i klękając spojrzałam w przepełnione iskrami tęczówki mężczyzny.
-Nie lubię Irytujących Dupków.-Moje wargi otarły się o pulchne, malinowe usta.Gorący podmuch miętowego powietrza przesunął się po zaciśniętej,perfekcyjnie gładkiej szczęce bruneta.-Chcę szampana i truskawki.-Mruknęłam subtelnie unosząc dłoń ku górze. Krańcami palców przeczesałam miękkie włosy chłopaka co wywołało przyjemny jęk aprobaty.
-Naturalnie wymagająca.-Przesunął wierzchem dłoni po rozgrzanej skórze mego policzka, zareagowałam na ten gest cichym chichotem.
-Pospiesz się, czeka nas trzykilometrowa wyprawa.-Powróciłam do dogodnej pozycji opierając plecy o jedną ze ścianek kosza.
-Słucham?-Zmarszczył gęste brwi tworząc niewielką zmarszczkę nad krańcem nosa.
-Idziemy na wspinaczkę górską.-Oznajmiłam stoicko napawając się jękiem niezadowolenia, który opuścił jego pulchne wargi.
-Jest środek nocy.
-Nie widzę przeciwwskazań.-Wzruszyłam ramionami.
-Nie ma Słońca, na dworze jest ciemno.- Wyrecytował nadmiernie powolnie.
-Uczą takich mądrości w szkole dla bogatych dzieciaków z Manhatanu?-Udałam zaskoczenie.- Bądź mężczyzną, jestem pewna, że twój drogi telefon posiada w swoim wyposażeniu latarkę.- Teatralnie uniosłam wzrok ku górze. Wypadek z kijem golfowym odebrał mu więcej męskości niż początkowo sądziłam.
-Będziesz przyczyną mojej śmierci.
-Poproszę by wyryli te słowa na twoim nagrobku. - Odparłam z satysfakcją palcem wskazując na zapełnione szklanymi butelkami półki działu alkoholowego. -Frajer z Manhatanu.-Zanuciłam wesoło obserwując napięte mięśnie jego ramion ciągnących wózek w wyznaczonym kierunku.
-Wariatka z Brooklynu.- Skwitował kręcąc głową w geście dezaprobaty.-Moja wariatka.-Twoja.

wtorek, 5 stycznia 2016

Rozdział Dwudziesty Trzeci

Niesamowicie ważna notka pod rozdziałem, poświęćcie chwile na jej przeczytanie proszę.
Rozdział nie jest sprawdzany, przepraszam za wszelkie błędy.
***
Gorący podmuch powietrza uniósł szare cząsteczki pyłu ku górze wypełniając zatęchłą atmosferę publicznej  biblioteki chmurą ciemnego pyłu. Opuszki moich długich palców przesunęły się po chropowatej powierzchni ciemnoczerwonej okładki ozdobionej szeregiem złotych liter. Skoncentrowany przesunąłem końcówką mokrego języka po dolnej, wyschniętej wardze. Rozchyliłem stare kartki księgi wędrując tęczówkami po szlakach tysięcy drobnych, czarnych liter. Odnalezienie upragnionej definicji nie było zadaniem prostym, szczególnie w chwili gdy pary znajomych oczu wypalały bolesną dziurę w moim ciele. Mimowolnie spojrzałem na kanciasty stolik, o który oparta była nieco zbyt kształtna sylwetka czarnowłosej dziewczyny. Ciemnoniebieski blask krążków odbijał żółte promienie słońca próbując wzniecić pożar w otaczającym mnie świecie. Czułem nienawiść Natalie w każdym milimetrze organizmu, jej złość niszczyła moje komórki, łamała kości, topiła organy.
-Justinie odnalazłeś to czego szukałeś?- Pulchna staruszka stanęła przy moim ramieniu ze zdziwieniem wpatrując się w gruby słownik utrzymywany przez moje nienaturalnie wielkie dłonie.
-Potrzebuję jeszcze kilku minut Mario.-Odparłem grzecznie ignorując nieprzyjemny gest jakim ukazała swój brak wiary w moją chęć edukacji. Wcisnąłem ciężki egzemplarz słownej encyklopedii pod okryty ciemnoszarą marynarką biceps i w celu uniknięcia kolejnych pytań sięgnąłem po tomik poezji ulubionego autora mojego ojca. Wymijając niską opiekunkę powróciłem na drewniane krzesło dosunięte do wysokiej ściany pomieszczenia oblepionej ciemną tapetą, której barwa przypominała przejrzałe wiśnie skryte w kępach jasnozielonej trawy. Cotygodniowe, niedzielne spotkania z nauczycielką literatury nigdy nie były moją ulubioną formą pożytkowania wolnego czasu. Moja rodzina przykładała ogromną wagę do poziomu wykształcenia swoich potomków, stąd pomysł na dwugodzinny odpoczynek wśród tysięcy książek okrytych grubymi warstwami kurzu pod okiem srogiej Marii wytykającej każdemu klientowi biblioteki zbyt głośne chwytanie powietrza. Palec Jacksona sprawnie uderzał w lśniący ekran płaskiego urządzenia skrytego pomiędzy dwoma podręcznikami opisującymi anatomię człowieka, chłopak był perfekcjonistą w szukaniu sposobów, dzięki którym mógłby pozostać z Rosie w stałym kontakcie. Stłumiłem chichot skupiając się na śledzeniu kolejnych liter alfabetu, których zadaniem było ułatwienie czytelnikowi znalezienia definicji nieznanego dotychczas słowa.
DYSTANS
W skupieniu rozłożyłem całą formułkę na pojedyncze zdania, wyrazy, a nawet zgłoski. Próbowałem odnaleźć w znaczeniu siedmiu liter malutki błąd, drobną niewłaściwość, która umożliwiałaby mi zbliżenie się do Chloe na odległość mniejszą niż kilkanaście centymetrów. Z wściekłością zatrzasnąłem boki tomu odpychając go na kraniec śliskiego, drewnianego blatu. Jeden wieczór potrafił zniszczyć wszystko co budowaliśmy przed tysiące długich godzin, moje słowa zamieniły się w ciężką kulę, której siła zburzyła ścianę uczuć, którą otoczyłem jej niesamowitą duszę. Przesunąłem kciukiem po powierzchni dolnej wargi skupiając swoją uwagę na zielonych liściach tańczących przy muzyce letniego wiatru. Cienkie kartki zwijały się w rulony, wzlatywały wysoko ponad ziemię by po chwili zderzyć się z twardą powierzchnią spękanego chodnika okalającego jedną z głównych ulic Manhatanu. Złoty pył wirował ponad wielobarwnymi kielichami wonnych kwiatów, otaczał wykrzywione w grymasie twarze przechodniów, lśnił pomiędzy promieniami ostrego słońca wychylającego się zza szklanych biurowców przepełnionych mistycznie spełnionymi mieszkańcami najbogatszych dzielnic. Nic nieznaczące części natury były ich żałosną metaforą, okryty drogim garniturem prezes korporacji był niczym drobiny proch błyszczący w świetle rażących reflektorów, unosił się ponad wszystkich by po krótkiej chwili świetności zderzyć się z bolesną rzeczywistością. Jasnowłosa kobieta inwestująca w zniekształcanie swojego ciała przypominała źdźbło kołyszące się pomiędzy tysiącem mdłych osobowości. Bóg drwił z istot, pozwalał każdemu z nich na fałszywe przejęcie władzy nad własnym losem by następnie zalać ich duszę chłodnym potokiem realności. Nie mogłem zamienić się w kolejnego właściciela firmy zamkniętego w ścianach opinii społeczeństwa. Musiałem zerwać szorstkie liny otaczające moją szyję, chwycić przyszłość w swoje pięści i zrobić wszystko by moje życie powróciło na właściwą ścieżkę, na której szczycie znajdowało się spełnienie. Złote tęczówki moich oczu spoczęły na estetycznej okładce słownika, prychnąłem z rozbawieniem unosząc się do góry. Z hałasem przesunąłem drewniane nogi siedziska po zabrudzonych płytkach okrywających podłogę.
-Justin? Gdzie idziesz?-Jackson zmarszczył swoje jasne brwi w geście zdziwienia, podciągnął rękawy swetra ku górze eksponując linie żył przebiegających wzdłuż jego rąk.
-Próbuję pozostać Denerwującym Dupkiem. -Odparłem wesoło i ignorując srogie spojrzenia opiekunki pchnąłem szklane, dwuskrzydłowe drzwi chwytając porcję świeżego powietrza z rozkoszą wypełniającego moje płuca.

Sekwencja połączeń Nowojorskiego metra przypominała cienką, pajęczą sieć rozciągającą się pomiędzy tysiącem drzew tworzących ciemny, niebezpieczny las. Przyjemnie ostra melodia skrzypiec odbijała się od szarych ścian podziemnego świata, błądziła pomiędzy umysłami wściekłych przechodniów wzmacniając ich niezadowolenie związane z poziomem miejskiej komunikacji. Przywróciłem swoją uwagę na śnieżnobiałą mapę przystanków i w skupieniu prześledziłem najdogodniejszą trasę łączącą centrum Manhatanu wraz z obrzeżami Brooklynu, dwudziestominutowa podróż przepełnionym wagonem miała na celu doprowadzenie mnie do podziemnego przejścia wyprowadzającego przechodniów na olbrzymią budowlę wznoszącą się ponad ciemną wodą East River. Zapisałem w pamięci dokładną kolejność stacji i oczekując na nieprzyjemny pisk syreny w podekscytowaniu ściskałem brzegi swojej jeansowej katany. Nie potrafiłem zachować resztek rozsądku, moim pragnieniem było towarzyszenie jej w każdej kolejnej minucie naszego życia. Nazwijcie mnie szaleńcem, cholera mógłbym przysiąść, że wykazywałem pewne cechy psychopaty, ale zabijcie mnie jeśli ta drobna, niebieskooka dziewczyna nie była warta utraty kontroli. Bladozielona maszyna zatrzymała się kilka centymetrów od żółtej linii bezpieczeństwa rozchylając automatyczne drzwi ozdobione kilkoma nalepkami. Tłum wściekłych, spoconych pasażerów zapełnił olbrzymi hol zagłuszając przyjemne dźwięki szlachetnego instrumentu beznamiętnym jazgotem stworzonym z kilku przekleństw, wrzasku matki próbującej opanować rozpłakane dziecko czy pisku podekscytowanej kobiety obejmującej swojego mężczyznę. Ze spokojem zachowałem w umyśle obraz tej sielanki, nie myślałem o szybkim powrocie do podziemnej komunikacji łączącej dwie dzielnice, będę w stanie zaryzykować bezwypadkowy stan auta jeśli ceną miało być uniknięcie tego bałaganu. Wykonałem ostrożny krok znikając za blaszaną ścianą pojazdu pozwalając by nieprzyjemny blask zbyt jasnych żarówek uderzył w moje tęczówki. Zająłem wolne krzesło pokryte ciemnoczerwoną, puszystą wykładziną i unikając kontaktu wzrokowego skupiłem się na własnych palcach. Pamiętałem o słowach ojca ostrzegającego nas przed podróżowaniem tą linią, wspominał o niewyjaśnionych morderstwach, napaściach i grabieżach odbierającym zasłużonym obywatelom dorobek ostatnich miesięcy. Historie taty nieczęsto odnajdywały potwierdzenie w realnym życiu, jednak w tej sytuacji wolałem zachować szczególną ostrożność. Moje tęczówki błądziły po ciemnych liniach atramentu okrywającego skórę moich szczupłych jak na mężczyznę nadgarstków. Obserwowałem ich zakrzywienia oraz precyzyjną prostotę zamieniającą zwykły szkic w cząstkę niesamowitej mapy duszy człowieka zobrazowanej na przypadkowych odcinkach skóry. Nagle przed moimi oczami pojawiła się ciemnofioletowa, błyszcząca ulotka. Niczym wyrwany ze snu zacisnąłem palce w pięści i z niepokojem spojrzałem na postać wysokiego chłopaka, którego wysunięta dłoń utrzymywała świstek papieru. Wykrzywił usta w wesołym uśmiechu marszcząc swoje brwi. Był zdziwiony moją chłodną postawą, to zmusiło mnie do przejęcia reklamy i kiwnięcia w geście podziękowania.
-Jestem Studentem Wyższej Szkoły Ekonomii na Queens. Organizujemy coroczne ognisko dla przyszłych oraz obecnych członków naszego społeczeństwa. -Mimowolnie przeniosłem wzrok na jego twarz, czułem jak zakończenia nerwowe skryte w najciemniejszych zakamarkach organizmu zadrżały  z podekscytowania. -Możesz zabrać ze sobą kilku znajomych, ale nie popieramy agresji, dlatego byłbym wdzięcznyjeśli twoi kumple nie wznieciliby kolejnej kłótni po kilku kieliszkach wiśniówki.- Zażartował gładko owijając palce dookoła żółtego kawałka rury łączącej sklepienie oraz podłoże długiego wagonu. Z trudem przełknąłem ślinę, musiał uznać mnie za  mieszkańca Brooklynu, nie ukrywałem swojego zadowolenia wyginając szerokie wargi w uśmiechu.
-Z przyjemnością skorzystamy z zaproszenia.- Poczułem falę gorąca zalewającą moją klatkę piersiową na myśl o pierwszej, oficjalnej randce z Chloe. Znałem brązowowłosą na tyle dobrze by wiedzieć, że zakrapiana alkoholem impreza będzie dla niej bardziej kusząca  od zaproszenia na ekstrawagancką kolację przepełnioną niewłaściwie małymi, estetycznymi porcjami wyszukanego jedzenia.
-Do zobaczenia wieczorem!- Nim zdążyłem zareagować na entuzjastyczne pożegnanie. Z chwilą, w której pociąg zatrzymał się na stacji  chude ciało nowopoznanego studenta opuściło jego wnętrze by rozwiesić kilka śliskich kartek na pokrytych obrazami ścianach podziemia. Skupiłem się na wielobarwnych literach imitujących cienkie, neonowe rury ogłaszające datę wydarzenia. Wbiłem perliste zęby w powierzchnię dolnej wargi powstrzymując chichot, miałem zaledwie cztery godziny by przekonać, iż ustalone wcześniej ograniczenia są jedynie wątłą linią, którą z łatwością przekroczymy.

Podeszwy moich jasnoczerwonych, cienkich butów z hukiem odbijały się od szarej, spękanej powierzchni długiego chodnika przylegającego do zniszczonej drogi stanowiącej centralną linię łączącą historyczny most z brzegiem dzielnicy. Moje dłonie zaciskały się w pięści za każdym razem gdy grupka zbyt wesołych, nieco przerażających nastolatków mijała moje ciało. To był pierwszy raz kiedy utraciłem wrodzoną odwagę ustępując miejsca zwykłej niepewności oraz przerażeniu. Media społecznościowe, radio oraz programy informacyjne nie pozostawiły suchej nitki na społeczności zamieszkującej Brooklyn, stąd nieprzyjemne odrętwienie towarzyszące każdej, kolejnej jednostce przebywającej w odległości mniejszej niż jeden metr od mojego ciała. Z zaciekawieniem obserwowałem zniszczone mury ceglanych kamienic zasłaniających bladą kulę słońca ozdabiającą błękitną przestrzeń nieba, podążałem śladami skruszonych parapetów, uschniętych roślin oraz pustych puszek farby odbijających ostre promienie światła zanim mój wzrok nie zatrzymał się na drewnianych, nieco obdrapanych drzwiach ciasnej kawiarni. Odnalazłem jej ciało. Z uwagą obserwowała strużkę wrzątku, która niczym wąski wodospad odbijała się od dna perfekcyjnie białej, czystej filiżanki, zaciskała rząd zębów na puszystej wardze przesuwając opuszki swoich palców po policzkach w celu zagarnięcia niesfornych kosmyków ciemnych włosów za ucho. Była nieziemska, okryta bladoróżowym uniformem podkreślającym subtelną opaleniznę zdobytą na zbyt krótkich wakacjach, które odbyła. Uśmiechnęła się dziewczęco przenosząc porcelanowe naczynie na skompletowany talerzyk. Przesunęła przygotowaną kawę na kraniec śliskiego blatu odbierając zgnieciony plik banknotów od dojrzałej, ciemnoskórej kobiety. Uderzyła palcami w szerokie przyciski kasy i czekając na wydruk przyjęła od nieznajomej komplement dotyczący smaku przygotowanego napoju. Drobne czynności, które wykonywała zamieniały się w niesamowitą bajkę, potrafiła zamienić przygotowywanie kofeinowego naparu w magiczną sztuczkę przepełnioną słodyczą oraz subtelnością typową dla tak delikatnej dziewczyny jak Chloe. Oparłem dłoń na srebrnej, zabrudzonej klamce i pchnąłem cienką powłokę wejścia wywołując krótki brzdęk dzwonka zwracający uwagę nielicznych klientów na nowoprzybyłą osobę. Zignorowałem ciekawskie spojrzenia dwójki rozbawionych przyjaciółek i skierowałem swoją sylwetkę w stronę długiego, barwnego baru oddzielającego niebieskooką postać od reszty osób. Przesunąłem językiem po suchej powierzchni warg nadając im połysk oraz swego rodzaju nawilżenie.
-Hej.-Mój głos jest zachrypiały, ukazuje niepewność skrytą pod powłoką fałszywej odwagi, której tak bardzo we mnie nienawidziła. Uniosła wzrok ku górze i rozchyliła usta w geście zdziwienia. Wystarczyła chwila by uroczy uśmiech przemienił się w grymas niezadowolenia. Oh Skarbie, wyglądasz tak seksownie kiedy jesteś wściekła.
-Justin.- Jej język pieścił brzmienie mojego imienia, a miękki głos doprowadził krew przepływającą przez żyły do wrzenia. Gniewnie zmarszczyła brwi odkładając białą ścierkę na powierzchnię zniszczonej szafki, przy której stała. -Jesteś niesamowicie inteligentnym facetem, sądziłam, że twoich rodziców stać na dobrze działający aparat słuchowy?- Przechyliła głowę pozwalając by długie pukle włosów opadły na jedno z jej ramion. Mimowolnie spojrzałem na wyblakłe, fioletowe ślady pokrywające miękką skórę jej szyi. Wciąż nosiła znaki mojej obecności, nie mogłem pozwolić  dziewczynie na ponowne zniknięcie. Parsknąłem śmiechem.
-Nie potrzebuję urządzeń pomagających w dokładnym wychwytywaniu dźwięków.- Kiwnąłem głową opierając łokcie na brzegach zadbanej lady. Uwielbiałem te drobne kłótnie, w które wciągała mnie przy każdym, kolejnym spotkaniu.
-Oh, jesteś pewien? Sądzę, iż powinieneś pomyśleć o wizycie u specjalisty Justin. Jestem pewna, że podczas wczorajszej rozmowy ustaliliśmy pewne zasady.-Pochyliła się nad moim ciałem pozwalając by słodki, kwiatowy zapach jej perfum dotarł do moich nozdrzy pieszcząc zmysły. Przesunęła zadbanym paznokciem po moim przedramieniu wywołując przyjemne dreszcze muskające każdy centymetr mojego organizmu. Byłem na skraju wyczerpania, potrzebowałem boskich, malinowych warg wpuszczających słodkie jęki pomiędzy moje usta. Pragnąłem smukłego ciała skrytego w sile mych ramion, wspominałem szczęśliwe poranki, w których moim pierwszym pejzażem była twarz Chloe, nie pusta, zimna poduszka. Po kilku sekundach skapitulowała pozwalając mi czerpać przyjemność z brzmienia jej słodkiego chichotu. -Bywasz irytującym Dupkiem.-Moje serce wzrosło na te słowa. Zacisnęła wargi w cienką linię przesuwając tęczówki po przepełnionym przyjemnym zapachem kawy pomieszczeniu.
-Nie mogłem dostosować się do twoich ustaleń. Tęskniłem już wtedy gdy twój zgrabny tyłek opuścił auto.- Wyznałem bezczelnie wsuwając się na wysokie krzesło ustawione tuż za linią moich ud. Zaszczyciła mnie krótkim uśmiechem unosząc swoje oczy ku niebu.
-Próbujesz złagodzić moją złość czułymi słówkami, jednak musisz o czymś pamiętać Justin.- Ściszyła swój głos sprawiając, że otaczająca nas atmosfera zgęstniała.- Mam ochotę cię zabić, uszkodzić twoje jądra lub sprawić byś piszczał w przerażeniu. Kilka romantycznych zdań nie sprawi, że moje serce rozpłynie się niczym słodki miód ściekający po gorącej, zapieczonej kromce chleba. - Niedbale uniosła smukłe ramiona ku górze by po kilku sekundach opuścić je w dół.- Nie twierdzę, iż twoja wizyta jest beznadziejną rozrywką popołudnia, to po prostu niewłaściwe. Podziwiam twoją odwagę i zdeterminowanie, ale potrzebuję czasu by ułożyć życie, które pozostawiłam w tym miejscu przed wyjazdem na tropikalną wyspę. Przybranie nowej tożsamości wiązało się z zerwaniem kilku kontaktów, osłabieniem relacji z przyjaciółką oraz zapomnieniem o trudach realnego życia. Nie mogę pozwolić sobie na związek, nie jestem dla ciebie odpowiednia Justin.- Obserwowałem ruch jej pełnych, malinowych warg przywracając we wspomnieniach ich smak oraz miękkość. Zmarszczyłem brwi nie kryjąc swojego niezadowolenia.
-To nie jest odpowiednie miejsce do przeprowadzania poważnych rozmów, potrzebujemy ogromu minut by ponownie poznać nasze przyzwyczajenia, zainteresowania oraz sposób postrzegania otaczającego nas świata.- Próbowałem zachować resztki spokoju, nawet jeśli słowa uroczej brunetki wywołały nieprzyjemny ścisk mojego żołądka.- Nie próbuj zamykać nas w klamrach obrzydliwych ograniczeń, powinniśmy brać pod uwagę nasze uczucia, nie miejsce zamieszkania. W jakich czasach żyjemy ? Mamy dwudziesty pierwszy wiek, nie obracamy się w świecie podziałów, piramid społecznych oraz klasyfikowania ludzi poprzez pryzmat wielkości majątku.-Przesunąłem jeden z palców po powierzchni miękkiej skóry okrywającej maleńkie kosteczki dłoni Chloe. Dziewczyna ze świstem wciągnęła powietrze wypychając swoje krągłe piersi w celu powiększenia powierzchni chłonnej płuc. Uwielbiałem sposób, w jaki reagowała na mój dotyk, niewinne gesty doprowadzały jej wrażliwe zakończenia nerwów do drżenia, to jedynie zwiększało moc moich uczuć jakimi darzyłem tę drobną, naburmuszoną brunetkę. -Chcę z tobą być Chloe. Spieprzyłem nasz związek, ale zrobię wszystko by odzyskać twoje zaufanie. -Zatonąłem w głębi błękitnych krążków wpatrujących się w moje oblicze. Dosłownie czułem jak moje serce rozpada się na kilka wątłych kawałków, po chwili te części ponownie się złączyły i wybuchły niczym barwne fajerwerki rozświetlające granatowe niebo zapełnione jedynie zakrzywionym kształtem księżyca. -Nie odpychaj mnie od siebie.-Zamieniłem donośny głos na szept, ignoruję otaczające nas rozmowy skupiając się na twoim miarowym oddechu otaczającym moje rozgrzane policzki. - Nie pozwolę ci kurwa odejść.- Warknąłem przepełniony pewnością siebie. Odpowiedziała krótkim jękiem, ten dźwięk był muzyką dla moich uszu.
-Przepraszam.-Wymamrotała po chwili milczenia.- Za wszystko.
-Oboje ponosimy konsekwencję niewłaściwych decyzji, na tym polega życie. Możemy wykorzystać te potyczki jako naukę, która pozwoli nam uzyskać siłę do odnalezienia właściwej drogi Chlo. - Zakręciłem kosmyk kasztanowych włosów dziewczyny na swoim palcu, zbadałem ich strukturę oraz nasyciłem się słodkim, owocowym zapachem. -Chciałbym zabrać cię wieczorem na ognisko, w Queens organizowana jest ogromna impreza. To wyjście może być symbolicznym początkiem nowego etapu, spędzimy miły wieczór, porozmawiamy i oderwiemy się od tego gówna, w które wdepnęliśmy.- Poczułem krople potu spływające po moich nadgarstkach oraz dłoniach. Byłem niczym niedoświadczony nastolatek denerwujący się przy pierwszej dziewczynie, której piersi są większe od mandarynek. W tym przypadku nie rozmiar cycków miał znaczenie. Wstrzymałem powietrze oczekując odpowiedzi, opróżniam swoje płuca dopiero wtedy gdy głowa dziewczyny porusza się w geście zgody. Wiedziałem, że dzisiejsza noc przywróci światło szczęścia, które straciłem w chwili gdy pierwsza łza wywołana moimi słowami opuściła spokojną toń jej oczu.

Chloe
Miękkie włosie pędzla przesunęło się po mojej brodzie okrywając delikatnie zaczerwienioną skórę warstwą jasnego podkładu dopasowanego do tonu mojej sylwetki. Kate wykonała kilka zamaszystych ruchów ozdabiając moje policzki ostro różowym pyłem, tak jakby moja twarz nie była wystarczająco czerwona w jego obecności. Ten Dupek potrafi być wyjątkowo niesamowity, to od zawsze pchało moją duszę w niebezpieczną otchłań niezdrowego pragnienia jego dotyku. Bieber nigdy nie przegrywał naszych zawodów, zawsze otrzymywał złote medale koronujące jego ego. Drobna brunetka wcisnęła się pomiędzy moje uda wplątując palce w gęstwinę kasztanowych kosmyków włosów otulających moją szczękę, szyję oraz ramiona. Chwyciła przednią część pukli, uniosła je ku górze i zawinęła w drobną kuleczkę, pozwoliła bym rozchyliła swoje powieki po dwudziestu minutach ciężkiej pracy nad wyglądem mojej sylwetki. Doznałam szoku dostrzegając obraz szczupłej nastolatki, której ciało osłonięte zostało jedynie ciasnymi, przetartymi jeansami oraz ciemnoczerwonym crop topem odsłaniającym płaską część brzucha. Powolnie przełknęłam ślinę pokonując gulę wypełniającą moje wąskie gardło.
-Jestem pewna, że oszaleję gdy cię zobaczy.- Kate ułożyła swoje drobne dłonie na mych ramionach rozjaśniając niewielką sypialnię niesamowitym uśmiechem. -Jeśli twierdzi, że jest w tobie zauroczony to tego wieczoru z pewnością straci głowę.- Zachichotała głośno obdarzając mój jędrny pośladek krótkim uderzeniem. Pisnęłam posyłając ku niej wściekłe spojrzenie. Przeniosłam wzrok w stronę północnej ściany ozdobionej krągłą tarczą srebrnego zegara.
-Pozostało dziesięć minut do przyjazdu pociągu.- Nasunęłam na ramiona skórzaną kurtkę faktycznie należącą do podekscytowanej przyjaciółki śledzącej każdy z moich niepewnych ruchów. Wysunąłem proste kosmyki włosów spod ciemnego kołnierza nakrycia, ułożyłam je na ramionach i zadbałam o to by złota zawieszka naszyjnika rozbłysła pomiędzy  okrągłymi piersiami ściśniętymi koronkowym stanikiem. Chwyciłam ciemną kopertówkę zaciskając na niej swoje niewielkie palce zakończone długimi paznokciami ozdobionymi czerwonym lakierem. Wypuściłam z pomiędzy warg nadmiar gorącego powietrza, byłam zestresowana. Panika wypełniała każdą cząstkę tworzącą mój organizm, odbierała mi swobodę myślenia, łatwość formułowania zdań oraz szybkość podejmowania decyzji. Przypominałam szmacianą laleczkę, której los zależny był od woli właściciela. Moje serce było posłuszną dziwką, pragnęło jedynie brązowookiego chłopaka, którego uśmiech wprowadzał mnie w stan przyjemnego odrętwienia. Głuche pragnienie jego obecności zamieniło się w chorą obsesję, a jedyne co czułam pokonując kolejne metry trasy oddzielającej kamienicę Kate od najbliższej stacji metra to podekscytowanie. Nie potrafiłam w pełni zrozumieć reakcji swojego organizmu, nie dostrzegłam tych objawów przy poprzednich mężczyznach pojawiających się w moim życiu. Justin był narkotykiem, pojawiał się i kompletnie pochłaniał. Wystarczyła chwila bym zapomniała o wszystkim przed czym ostrzegał mnie Harry. Byłam oddana, dosłownie pokonana przez ciepły blask czekoladowych krążków otoczonych wachlarzem cudownie gęstych rzęs. Podłużny wagon metra świecił pustkami, to nietypowe zjawisko dla piątkowych, wakacyjnych wieczorów. Omijając kilku pasażerów odnalazłam wolne miejsce w oświetlonej głębi blaszanego pudła, nigdy nie przepadałam za towarzystwem nieznajomych. Szczególnie w miejscach o tak ograniczonej przestrzeni. Kilkukrotnie sprawdziłam stan skrzynki licząc na jakąkolwiek wiadomość od Justina, Kate lub chociażby brata. Próbowałam zająć swój umysł czymś bardziej pożytecznym od niegrzecznych wyobrażeń przebiegu randki, na którą mnie zabiera. Podłużna maszyna  ślizgała się po lśniących torach kiedy w geście zdenerwowania skubałam zakończeniami palców brzeg miękkiego materiału okrywającej mnie koszulki. Cienkie podeszwy ozdobnych sandałków kilkukrotnie uderzyły w błyszczącą podłogę okrytą drobinkami kurzu oraz grudkami ciemnego błota. Moje tęczówki błądziły po neonowej tablicy wyświetlającej nazwy kolejnych przystanków, przesunęłam językiem po szeregu śnieżnobiałych zębów oczekując jak najszybszego zakończenia podziemnej podróży. Nienawidziłam metra. Zbyt szybka jazda, ciasne tunele, ciemność przerywana krótkimi przebłyskami złotych iskierek uciekając spod powierzchni grubych przewodów splątanych ponad głowami pasażerów. Historia od zawsze potwierdzała moje obawy, dziewięćdziesiąt procent wybuchów kończyła się śmiercią niewinnych uczestników ruchu drogowego. Żadna z potencjalnych ofiar nie miała możliwości ucieczki. Przeniosłam swoją uwagę na zabrudzoną szybę drzwi skupiając się na rozmytym obrazie surowych murów, poczułam ciepło ociekające na moje ramiona oraz plecy. Wyobraźnia była moim wrogiem, to sprawiało, że nieczęsto opuszczałam Brooklyn. Moje ciało z hukiem zderzyło się z płaską ścianą usytuowaną kilka centymetrów od powierzchni okrytych kroplami potu pleców, jęknęłam zniesmaczona ignorując promieniujący ból rozprzestrzeniający się po tylnej części mojej czaszki. Osoba decydująca się na tak brutalne hamowanie powinna zostać usunięta ze stanowiska kierowcy. Pozwoliłam by tłum zniecierpliwionych nastolatków wypełnił ciasną przestrzeń pojazdu ograniczając moim płucom dostęp do świeżego, życiodajnego tlenu. Grupka skąpo ubranych dziewczyn zajęła zakrzywioną kanapę umiejscowioną w tylnej części pojazdu by zranić moje uszy zbyt głośnym, piskliwym chichotem. Wzniosłam oczy ku niebu prosząc Boga o ratunek, pomoc nadeszła po upływie kilkunastu minut gdy dotarłam do celu. Chwyciłam haust chłodnego powietrza wypełniającego olbrzymi hol centralnej stacji dzielnicy. Ten przystanek wyróżniał się elegancją oraz kunsztem wystroju, w niczym nie przypominał śmierdzących kanałów Brooklynu stanowiących dom dla bezdomnych pijaków, zbuntowanych prostytutek oraz rozkapryszonych gimnazjalistów poszukujących potencjalnych dostawców śnieżnobiałego pyłu. Wcisnęłam dłonie w płytkie kieszenie kurtki spuszczając wzrok na ozdobione lakierem paznokcie moich stóp, niezwiązane kosmyki włosów otuliły rozgrzane policzki, drażniły okolicę szyi kiedy pośpiesznie pokonywałam kolejne stopnie betonowych schodów. Wieczorny, letni wiatr zderzył się z mą sylwetką gdy w skupieniu poszukiwałam znajomego, sportowego auta Justina, z łatwością dostrzegłam lśniący lakier obijający żółte światła latarni. Podekscytowanie spłynęło na moje ciało, zassałam dolną wargę i przymknęłam powieki sądząc, że ten gest pomoże mi w  odzyskaniu krzty opanowania. Moje nogi przypominały wątłą galaretkę, nie zarejestrowałam momentu, w którym zmusiłam nieposłuszną sylwetkę do ruchu. Opuścił niskie auto rozświetlając chłopięcą, perfekcyjnie gładką twarz uśmiechem.
-Kochanie.- Okrążył płaską maskę pojazdy by po kilku sekundach znaleźć się przy moim ciele.-Wyglądasz kurwa niesamowicie.-Sapnął wywołując niewinną palpitację mojego serca. Uniósł dłonie ku górze wplątując palce w gęstwinę jasnych włosów tworzących seksowny bałagan tuż nad linią czoła mężczyzny. Z trudem powstrzymałam się przed polizaniem dołeczków ozdabiających jego policzki. Zaszczycił mnie krótkim spojrzeniem by powolnie przełknąć gulę ściskającą jego gardło.
-Cześć.- Kąciki mych warg uniosły się ku górze kiedy w geście zdenerwowania zacisnęłam palce na szczupłym nadgarstku ręki.- Nie wiedziałam jak powinnam wyglądać na takim spotkaniu.- Zaczęłam nieśmiało czując nieprzyjemny ścisk żołądka spowodowany natłokiem nieśmiałości.
-Żartujesz? Jeśli mój kutas nie przebije jeansów to poproszę rząd Ameryki o specjalne odznaczenie. - Wybuchłam głośnym śmiechem odchylając głowę do tyłu. Końcówki włosów uderzyły w nagi odcinek pleców.
-Uwielbiam twoją bezpośredniość.- Kiwnęłam z uznaniem.
-Myślę, że są cechy, które kochasz we mnie jeszcze bardziej.- Cmoknął w powietrzu otwierając boczne drzwi auta, gestem poprosił bym wsiadła do środka. Wcisnęłam sylwetkę w miękki, skórzany fotel przecinając tors czarnym pasem bezpieczeństwa. Zrozumiałam, że wstrzymuję powietrze dopiero wtedy gdy silnik pojazdu wypchnął auto na główną autostradę dzielnicy. Zagryzłam wargę.
-Nie rób tego. - Zwrócił na siebie moją uwagę. Zmarszczyłam brwi próbując podkreślić niezrozumienie słów.- Nie dotykaj swoich ust, próbuję zachować resztki kontroli. Jestem bliski spowodowania kolizji.-Zacisnął dłonie na powierzchni kierownicy, jego knykcie zbielały. Skłamałabym mówiąc, że jego desperacja nie była podniecająca. Sposób w jaki pragnął mojego ciała sprawiał, że płonęłam czystym pożądaniem.
-Przepraszam.- Wyszeptałam niewinne opierając dłonie na odkrytych kolanach.- Nie wiedziałam, że moje ciało wywołuje w tobie tak intensywne pragnienia.- Zażartowałam zakręcając pukle na swoim palcu.
-Nie kłam. Wiesz jak na mnie działasz Chloe. - Osunął dłoń na moje udo zaciskając swoje długie palce na powierzchni jeansów.- Nic nie uległo zmianie Księżniczko.- Mruknął sprawiając, że mój oddech ugrzązł w gardle. Niepewnie oparłam zakończenie ręki na jego okrytym tatuażami nadgarstku wsłuchując się w zbyt szybkie tętno mojego serca. Wszystkie uczucia powróciły uderzając w moje serce niczym bezlitosna fala wody zderzająca się z linią piaszczystej, przepełnionej skąpo odzianymi ludźmi plaży. Justin przypominał falę tsunami, początkowo jej wody muskały moje pięty sprawiając, iż chciałam poczuć chłód kropelek wody na każdym centymetrze mojego ciała, następnie pochłonął mnie całą wpychając duszę pod taflę oceanu. Tonęłam, a najbardziej absurdalne było to, że pragnęłam utraty tchu by poczuć słodki smak jego warg  odnajdujących kształt moich ust. Oszalałam.

Szum oceanu otulał moje zmysły, podmuchy chłodnego wiatru błądziły po nagim brzuchu, muskały rozgrzane do czerwoności policzki, mroziły odkryte palce. Wesoły krzyk jednego ze studentów zmusił dwójkę przyjaciół do przechylenia plastikowych kubków czerwonej barwy wypełnionych słodkim drinkiem. Owinęłam ramiona dookoła piersi podziwiając szczupłe sylwetki kobiet zaciśniętych w kręgu praktycznie nagich mężczyzn. Wielobarwne stroje mieniły się w blasku metalowych pochodni, muzyka wypełniała ich ciała zmuszając krągłości bioder do ruchu. Skłamałabym mówiąc, że widowisko nie było niczym zachwycającym. Wycieczka nie była moją pierwszą wizytą na Queens, kilkukrotnie pojawiałam się w ten dzielnicy wraz z Kate w poszukiwaniu Michaela, zeszłorocznej miłości brunetki. Słodki zapach wiśni dotarł do moich nozdrzy w chwili gdy ciepła dłoń bruneta oparła się o dolną część mych pleców.
-Przepraszam, że musiałaś czekać. Kolejka po drinki mierzy dobry kilometr.- Wbił kąciki warg w policzki tworząc drobne dołeczki, nie wiedział jak wielki wpływ miały na mnie te wgłębienia. Wdzięcznie owinęłam palce dookoła plastikowego naczynia zatapiając wyschnięte usta w słodkiej wódce. Czerwony odcisk warg pozostał na brzegu kubeczka kiedy odsunęłam go od twarzy. Mruknęłam z zadowoleniem, alkohol przepłynął przez moje żyły rozgrzewając każdy centymetr nieco roztrzęsionego organizmu. Zacmokałam rozkoszując się paląco słodkim smakiem barwnego alkoholu. Szatyn skosztował napoju i nie przerywając kontaktu wzrokowego chwycił moją skostniałą dłoń.
-Nie szkodzi.- Wymruczałam zaskoczona odważnym gestem. Wciąż tliła się we mnie potrzeba separacji, wiedziałam, że obecność Justina uniemożliwia mojemu umysłowi podejmowanie właściwych decyzji. Potrafił zamienić mój mózg w bezmyślną papkę.- Dziękuje, że zabrałeś mnie tutaj, to miejsce jest niesamowite. - Przepełniona niepokojem powolnie zacisnęłam palce na ogromnej pięści rozgrzewającej moją nieco przyciemnioną skórę.
-Nie byłoby tak cudowne gdybyś nie zgodziła się na tę randkę.- Odparł rozkruszając moje serce na drobniutki pył. Spojrzał przez ramię na tłum wiwatujących studentów chwalących DJ-a za puszczenie popularnej piosenki nowo powstałego zespołu. Joe Jonas jęknął przeciągle śpiewając o cieście, mimowolnie zachichotałam. -Przejdziemy się?- Spytał po chwili uzyskując moją zgodę. Skierowaliśmy się w stronę brzegu plaży gdzie spieniony kraniec fal oblewał drobinki piaszczystego podłoża. Zsunęłam ze stóp obudowie i zaczepiając czarne paseczki na dwóch palcach skosztowałam wiśniówki. Wódka była jedynym napojem, który mógł pomóc mi w przeżyciu tego wieczoru w nieco bardziej naturalny sposób. Czułam gęstą atmosferę wiszącą pomiędzy naszymi ciałami, pomimo chłodu płonęłam.
-Nie chcę byś ponownie podróżowała metrem w tak późnych godzinach.- Spojrzał na mnie z góry, praktycznie zapomniałam jak przeszywający może być jego wzrok. Kiwnęłam głową nie mając ochoty na kolejną, bezsensowną sprzeczkę. Nie byłam nawet wściekła, wiedziałam, że szatyn nie był przyzwyczajony do tego, iż jego partnerka może narazić się na śmierć przy każdym opuszczeniu mieszkania.
-Okej.- Oblizałam usta obserwując nasze splecione dłonie.- Rozmawiałeś z Natalie?- Spytałam po chwili nieprzyjemnej ciszy, odpowiedział delikatnym dotykiem opuszka kciuka na moich knykciach.
-Nie. Próbuję odseparować się od rodziny Hendersonów, ich towarzystwo nigdy nie przyniosło niczego dobrego.- Gładko wzruszył ramionami opróżniając plastikowe naczynie. - Poza tym mam ważniejsze sprawy do rozwiązania, nie myślę o nici niezgody, którą rozciągnąłem pomiędzy naszymi rodami. Aktualnie skupiam się na przekroczeniu dystansu, który stworzyłaś.- Wypuścił z pomiędzy warg głośny śmiech, odpowiedziałam tym samym gestem czując przyjemne skurcze podbrzusza. Zatrzymał się uniemożliwiając mi wykonanie kolejnych kroków.- Zatańczymy ?-Palcem wskazał na krąg pogrążonych w zabawie nastolatków. Zagryzłam dolną wargę chrząkając.
-Z przyjemnością. - Odparłam wesoło. Jednym łykiem wypełniłam organizm wiśniówką zapominając o potrzebie świadomych decyzji. Przylgnęłam do jego torsu obserwując zaciśniętą, męską szczękę spod wachlarza ciemnych rzęs. Nasunęłam chłodne dłonie na szerokie ramiona chłopaka, palcami wczepiłam się w końcówki jasnych włosów opadających na kark. Otoczył mą sylwetkę pozwalając swojemu oddechowi na owianie moich rozgrzanych, spękanych ust. Ten gest wywołał przyjemne dreszcze, które odnalazły swoje centrum w złączeniu gładkich ud. Praktycznie jęknęłam kiedy uderzył we mnie biodrami. Chłodne opuszki jego palców zderzyły się z nagą skórą okrywającą plecy, obserwował moje rozmyte tęczówki kiedy ocierałam się o jego ciało w najbardziej erotyczny sposób. Westchnął wysyłając prądy podniecenia do zakończeń receptorów ukrytych pod cienką warstwą mej skóry. Cholera. Byłam pijana? Słodki drink błądził pomiędzy kroplami krwi przepełniającej cienkie żyły, jednak byłam pewna, że jedynym powodem, dla którego osunęłam jego dłonie na jędrne pośladki było czyste pragnienie.
-Nigdy nie pozwolę ci odejść Chloe.- Wychrypiał zniżając głos do szeptu.-Jesteś taka piękna.- Dodał, jego ton ujawniał depresyjne  podniecenie odczuwalne na brzegu mego uda.
-Uwielbiam kiedy skupiasz się tylko na mnie.- Stanęłam na palcach cytując tekst piosenki, której melodia odbijała się od każdej cząsteczki otaczającego nas powietrza. Pozostawiłam mokry pocałunek na linii jego szyi zdobiąc ciemną skórę czerwonym śladem szminki. Nie powinnaś tego robić Chloe. Ten gest pchnął go na granicę wytrzymałości. Jednym ruchem uniósł mnie ku górze, owinęłam nogi dookoła smukłych bioder brązowookiego uderzając krańcami włosów w jego policzki. Cholera, pachniał niesamowicie.
-Nawet nie próbuj mnie powstrzymywać. Jesteś mi potrzebna niczym tlen, woda czy pożywienie. - Straciłam kontakt z rzeczywistością, odzyskałam go dopiero wtedy gdy moje pośladki otarły się o chłodną powierzchnie metalu. Wcisnął się pomiędzy moje uda i oparł dłonie tuż za krańcami mego ciała. Pochylił się nad moją twarzą przymykając powieki, przypominał zwierzę walczące z własnym wnętrzem. Ciepłe opuszki palców musnęły mój policzek, przesunęły się po długości szczęki by ostatecznie opaść na szyję zamykając twarz w delikatnym, wręcz nieśmiałym uścisku. Pragnęłam jego warg ocierających się o każdy skrawek drżącej sylwetki, byłam skłonna oddać mu się na masce niemoralnie drogiego auta, o które mnie oparł. Ułożyłam dłoń na jego brzuchu badając twardą skorupę mięśni tworzącą silny organizm. -Nie potrafię trzymać rąk przy sobie kiedy jesteś tuż obok mnie. -Wyznał. Czułam przejmującą szczerość w każdej zgłosce tego zdania. To poruszyło moje serce. Rozchyliłam powieki dostrzegając malinowe, pełne wargi oddalone ode mnie o kilka zbyt długich milimetrów. Głośna muzyka ucichła. Wesołe krzyki imprezowiczów rozmyły się niczym poranna mgła. Smak wiśniówki został zastąpiony bolesną pustką, suchością. Przechwyciłam ciepłe cząsteczki tlenu opuszczające jego gardło, sączyłam słowa, które wypowiadał upijając się nimi.
-Pieprzyć dystans.-Zareagował na te słowa seksownym śmiechem, wystarczyła sekunda by odnalazł kształt moich ust. Fajerwerki wybuchły dookoła mojej duszy wypychając zbolałe wnętrze na szczyt rozkoszy. Nazwijcie mnie szaloną, ale kochałam tego Irytującego Dupka jak nikogo w swoim życiu.

~*~
O
MÓJ
BOŻE
Mam do was tak wiele spraw, że nie mam pojęcia od czego zacząć.
1. Bardzo przepraszam za kolejną nieobecność, miałam tak wiele spraw prywatnych, że poświęcenie kilku godzin na pisanie rozdziału wiązało się z cudem. Stąd miesięczny brak kolejnej części.
2. Zdaję sobie sprawę z tego, że rozdział nie powala jakością, fabułą czy dostojnym językiem, ale po przerwie to wszystko na co było mnie stać. Jako wynagrodzenie przyznam, że wyszedł na prawdę długi, dawno nie napisałam tak obszernej części.
3. Poszukuję osoby, która zna się na wykonywaniu okładek. Chciałabym zmienić wizytówkę opowiadania, złożyłam jedno zamówienie, ale nie sądzę by dziewczyna je wykonała, oczekuję na pracę już dobre dwa miesiące, dlatego jeśli ktoś mógłby wykonać to dla mnie byłabym wdzięczna.
4.Wiem, że wkroczyliśmy w Nowy Rok już kilka dni temu, ale nigdy nie jest za późno na szczere życzenia. Wszystkiego najlepszego w 2016, spełnienia wszystkich marzeń, spotkania swoich idoli, odnalezienia szczęścia oraz wywiązania się z listy postanowień (wiem, że każdy z was chociażby podświadomie ją stworzył.)
5. Z KIM ZOBACZĘ SIĘ NA KONCERCIE JUSTINA W KRAKOWIE ?!?!?!?!( tak, wciąż nie potrafię w to uwierzyć.)
6. Niesamowicie dziękuje za waszą obecność, za komentarze, gwiazdki oraz wyświetlenia. Doceniam każdą formę waszej aktywności, motywujecie mnie i sprawiacie, że moje serce rośnie. Jesteście wręcz niesamowici i niezwykle cierpliwi ! Dziękuje dziękuję dziękuje !
7. Zapraszam do kontaktowania się ze mną na
*Ask'u
Z chęcią z Wami porozmawiam !

Miłego dnia ! 

poniedziałek, 30 listopada 2015

Rozdział Dwudziesty Drugi

Strach. Zdenerwowanie. Szok. Zdziwienie. Głuche bicie serca, szum krwi opływającej najdrobniejsze elementy organizmu. Gorący oddech zderzający się z lodowatymi cząstkami powietrza, nikła chmura pary tworząca słabą barierę chroniącą moją duszę przed surowym spojrzeniem miedzianych tęczówek. Ostrożnie przesunęłam rząd zębów po chropowatej powierzchni spierzchniętej wargi, moje palce zdrętwiały, a nogi przypominały dwa słupki wtopione w szarą płytę spękanego chodnika. Niepewnie uniosłam powieki ku górze, lodowaty podmuch wiatru utwierdził mnie w twierdzeniu, iż sytuacja, w której się znalazłam nie jest maleńkim wycinkiem nocnych koszmarów, przerażających snów gdzie jego usta ponownie wypowiadają serię raniących słów. Potrzebowałam kilkudziesięciu  sekund by zrozumieć, że stojąca przede mną postać nie jest mistycznym stworem, lecz mężczyzną, dla którego moje serce zmieniało tempo uderzeń. Chłopakiem, który potrafił zmienić moje życie w przepiękną baśń o królewnie by następnie zepchnąć jej główną bohaterkę w otchłań bólu i rozpaczy.
-Chloe.- Jego głos przeciął otaczającą nas ciszę. Z trudem chwyciłam haust świeżego powietrza wypełniając okryte płomieniami płuca życiodajnym tlenem. Zacisnęłam zeschnięte wargi w cienką linię, ten gest pozwolił mi na zatrzymanie słonych kropel łez pod powiekami piekących oczu. -Musimy porozmawiać.- Dodał po chwili zbliżając się do mnie o kilka niewielkich kroków. Odzyskując władzę nad kończynami cofnęłam się. Zachowanie odległości było moją jedyną obroną.
-Nie.- Panicznie pokręciłam głową pozwalając by wąskie kosmyki jasnych włosów zakryły zaczerwienione policzki.- Twoje starania są bezsensowne Justin, wyznałeś swoje prawdziwe uczucia do mnie, kontynuowanie tej znajomości byłoby czystym szaleństwem, próbą oszukania przeznaczenia lub katorgą dla każdej ze stron.- Mój głos przypominał nieprzyjemne skrzypienie. Bolesna chrypa okrywająca struny głosowe utworzyła gulę, której zadaniem było uniemożliwienie wypowiadania kolejnych zdań.- Twoja obecność tutaj jest zbędna, nie boisz się, że dostaniesz zakażenia? Przebywasz w miejscu niedozwolonym, w imperium ludzi biednych, gorszych. Powinieneś wyposażyć się w białą maseczkę osłaniającą usta.- Wygięłam usta w fałszywym uśmiechu przekręcając głowę na jedną stronę, nie znałam źródła swojego gniewu, ani czynnika, przez który z pomiędzy moich ust wyciekły jadowite słowa pogardy.
-Przestań.- Warknął wściekle niwelując kolejne centymetry oddzielającej nas przestrzeni. Wplątał szczupłe palce w gęstwinę jasnych włosów unoszących się tuż nad krańcem jego czoła.- To była pomyłka. Błąd, którego konsekwencje otaczają moją szyję pętlą cierpienia. -Przerwał wsłuchując się w brzdęk metalu odbijanego od spękanej ściany pomarańczowej kamienicy oddalonej o kilka metrów od naszych ciał. Zagryzłam wargę dostrzegając grupkę zadowolonych przyjaciół przemierzających puste ulice Brooklynu w celu odnalezienia niewinnych osób, w których kieszeniach odnajdą drobne pieniądze lub drogocenne pamiątki stanowiące źródło ich utrzymania.
- Wybrałeś nieodpowiedni moment i miejsce Justin. -Burknęłam z niezadowoleniem zaciskając zmarzniętą dłoń na rączce niewielkiego bagażu. - Nasza dzielnica nie jest oazą bezpieczeństwa, szczególnie dla osób takich jak ty.-Wyjaśniłam oschle ściszając swój głos.
-Sądzisz, że pozwolę by kilku pijanych osiemnastolatków przerwało naszą rozmowę? Próbowałem skontaktować się z tobą od dnia, w którym zniknęłaś. Możemy przenieść się do mojego samochodu, zaparkowałem w odległości dwóch ulic od tego miejsca.- Zamknął wargę w ścisłym uścisku zębów sprawiając, że delikatnie różowa skóra zmieniła swą barwę na intensywną czerwień. Chryste.
-Jesteś totalnym idiotą. Możesz zacząć się modlić by twoje drogie auto nie zostało rozebrane na części i sprzedane.- Pokręciłam głową w żałosnym geście rozpaczy. Moje serce pragnęło jego bliskości, praktycznie opuszczało moją pierś by opaść na brudny chodnik niczym oddana dziwka, umysł natomiast utrzymywał mnie w  bezpiecznej sferze wściekłości.- Nie potrzebujemy kolejnej rozmowy.- Owinęłam ramiona dookoła zmarzniętego ciała skupiając wzrok na drobnym, czerwonym odłamku cegły balansującym na krańcu krawężnika.
-Spójrz na mnie.- Jego dłoń znalazła się na mojej talii. Ciepłe opuszki palców mężczyzny otarły się o moją brodę unosząc ją delikatnie ku górze, odnalazłam blask ciemnobrązowych oczu pozwalając by przecudowna głębia tęczówek całkowicie pozbyła się resztek oporu, które tliły się w moim umyśle. -Byłbym głupcem pozwalając ci odejść, potrzebujesz wyjaśnienia, wytłumaczenia i przeprosin. Nie odpuszczę.- Kciukiem zbadał strukturę mojej dolnej wargi sprawiając, że niespodziewany jęk zadowolenia opuścił moje ściśnięte gardło. Jesteś kompletną idiotką Chloe.
-Masz dziesięć minut.- Oznajmiłam krótko wywołując na jego perfekcyjnie gładkiej twarzy uśmiech zadowolenia.- Spróbuj nie być Dupkiem przez sześćset sekund.- Dodałam licząc, że nieprzyjemny ton zmusi go do utraty wrodzonej pewności siebie.
-Uważam, że powinniśmy zdecydować się na rozmowę w samochodzie, potrzebujemy odrobiny prywatności. - Skinęłam głową pozwalając by jego duże palce owinęły się dookoła drobnego bagażu opartego o lewą stronę mojego ciała. W ciszy udaliśmy się równoległej ulicy Brooklynu będącej złączeniem sieci ciemnych zakamarków. Z łatwością odnalazłam auto bruneta, była to jedyna maszyna, której lakier lśnił piękniej od gwiazd zdobiących ciemnogranatowe niebo.  Zajęłam miejsce pasażera zatapiając obolałe plecy w miękkim oparciu okrytym ciemnoczerwoną skórą. Auto było definicją klasyki połączonej z dozą przepychu oraz młodzieńczego szaleństwa, w pewnym stopniu opisywało złożony charakter brązowookiego chłopaka, którego wytatuowane ramię znajdowało się w odległości kilkunastu centymetrów od mojego serca. Zbyt blisko bym mogła odnaleźć w sobie nakłady opanowania oraz złości. Przełknęłam ślinę obserwując maleńkie krople deszczu spływające po idealnie gładkiej powierzchni szyby. Nie byłam gotowa na jakąkolwiek bliskość z tym mężczyzną.
-Nie jesteś mistrzem kamuflażu.-Syknęłam oschle skupiając swoje tęczówki na cienkiej nitce odstającej od szwu jego spodni.
-Potrzebowałem transportu, nie znam planu metra w tej części miasta.- Odpowiedział spokojnie unosząc ramiona ku górze.
-Cornelia powiedziała ci gdzie może mnie znaleźć?- Spytałam podejrzliwie nie ukrywając swojej wściekłości.
-Nie. Pozwoliłem sobie na niewinne kontrolowanie sposobu w jaki spędza czas.- Wyjaśnił.
-Śledziłeś ją ?!- Wrzasnęłam zszokowana uderzając dłońmi w plastikowy kokpit maszyny. - Oszalałeś? To naruszenie ludzkiej prywatności !- Z niedowierzeniem pokręciłam głową. Ten chłopak był szaleńcem.
-Musiałem cię odnaleźć! Chciałbym przypomnieć, że zniszczyłaś pieprzoną kartę uniemożliwiając mi skontaktowanie się z tobą! Nie wspomnę o ucieczce z wyspy !- Podniósł głos ukazując prawdziwe emocje. Był złamany, czułam jego niezdecydowanie, niepewność przepełniającą każde słowo.
-Oh więc to moja wina? Tak jakbyś kilka godzin przed wyjazdem nie nazwał mnie nędznym robakiem i dziwką !- Moja pięść z trudem uniknęła spotkania z rozgrzanym policzkiem mężczyzny.
-Nie kontrolowałem swoich emocji ! To wszystko było zbyt zagmatwane ! W jednej chwili tuliłem twoje nagie ciało pod ciepłą powłoką kołdry, a w drugiej dowiadywałem się o waszym chorym kłamstwie !- Uderzył dłońmi w kierownicę wywołując jej delikatny obrót.
-Dlatego uwierzyłeś tylko jej ?! Nie potrzebowałeś moich wyjaśnień ? Uznałeś jej wersję za właściwą odbierając mi dosłownie wszystko ! Myślisz, że tego chciałam ?! Byłam przy niej nikim, rozumiesz? Nikim, przeciwstawienie się jej było porównywalne do wzięcia udziału w wojnie bez karabinu!- Kilkukrotnie poruszyłam powiekami próbując powstrzymać słone łzy zbierające się w kącikach oczu.
-Przestań sądzić, że jest lepsza od ciebie ! Nie wiem dlaczego to zrobiłem, ale żałuję każdej sekundy tamtej nocy ! Nie chcę żeby głupie nieporozumienie zniszczyło naszą więź !- Ryknął spoglądając na mnie ze skupieniem. Chwyciłam małą porcję powietrza wpatrując się w jego ciemne tęczówki.
-Więc proszę, wyjaśnij mi to.- Wyszeptałam słabo kojąco masując mały odcinek swojego uda.
- Byłem zagubiony. Pojawiłaś się w moim życiu w najmniej oczywistym momencie, wystarczyło kilka sekund, uchwycenie błękitnej głębi twoich powalających tęczówek by wszystko co do tej pory było dla mnie priorytetem runęło. Ludzie nazywają to przeznaczeniem, sądzą, że odnajdą swoją przyszłość na cienkiej kartce skrytej w twardej skorupce chińskiego ciasteczka, próbują zmienić swój los, odnaleźć bratnią duszę, która wypełni każdą kolejną sekundę nędznego życia. Nigdy nie ufałem romantycznym filmom, to było dla mnie niemożliwe. No wiesz, rezygnowanie ze spotkań z kumplami, ograniczanie w imprezach, spędzanie czasu z tą samą dziewczyną przez więcej niż kilka miesięcy. Nie potrafiłem poradzić sobie z uczuciem jakim cię darzyłem, stawiałem małe kroczki. Ekscytowałem się twoim uśmiechem, dziewczęcym chichotem, nieśmiałym ruchem bioder kiedy pokonywałaś kolejne metry piaszczystej plaży. Zachwycałaś mnie małymi gestami, sposobem w jaki marszczyłaś brwi kiedy próbowałem zjeść twoje śniadanie, wściekłością podczas oglądania meczu. Chryste Chloe- Odchylił głowę wplątując palce w gęstwinę jasnych końcówek. Wypuścił z pomiędzy warg głośne westchnięcie przenosząc swój wzrok na moją skupioną twarz.- Straciłem dla ciebie głowę już w pierwszym tygodniu wyjazdu. Byłem w stanie zrobić wszystko byś zatrzymała na mnie wzrok przez dłużej niż jedną sekundę. Znałem Natalie zbyt długo by sądzić, iż jej zauroczenie mną może być tak wielkie. Nie zwracałem uwagi na jej nieprzyjemne komentarze dotyczące twojej osoby, traktowałem tę dziewczynę jak swoją przyjaciółkę. Jestem ufnym głupcem, który wziął czynny udział w niemoralnej intrydze, którą uknuła. Nazwij mnie dupkiem, obij moją twarz, wbij kij w moje jądra. Pozwalam byś zrobiła każdą z tych rzeczy, ponieważ wiem, że nic nie będzie boleć bardziej od twojego zniknięcia.- Wstrzymałam oddech zaciskając palce na szczupłym kolanie okrytym cienką warstwą jeansu. Moje uszy przepełniał nieprzyjemny szum krwi napływającej do mojego umysłu, byłam praktycznie pewna, że zbyt szybkie tętno serca doprowadzi mnie do wybuchu. - Pozwoliłem by zawładnęła moim umysłem, by przejęła kontrolę nad wszystkimi zmysłami. Nie potrafię wytłumaczyć swojego zachowania, nie mam dla niego usprawiedliwienia, byłaś jedyną pewną osobą mojego życia. Nie możemy pozwolić by to co nas łączy zniknęło, nie kiedy moje serce wybija rytm twojego oddechu.- Powolnie przesunął palec po długości mojego rozgrzanego policzka pozostawiając na skórze palący szlak pragnienia. -Jesteś dla mnie cholernie ważna.- Wyszeptał słabo zmniejszając dzielącą nas przestrzeń.- Żadne z wypowiedzianych wtedy słów nie było prawdą, myślałem jedynie o zranieniu cię na tyle mocno by twoje serce rozpadło się na tysiące kawałków, tak jak moje gdy Henderson wyjawiła prawdę.- Panicznie pokręcił głową zagarniając niesforny kosmyk jasnobrązowych włosów za moje ucho.- Nie chcę cię stracić.- Czułam drżenie jego dłoni, panikę w głosie, desperację w każdym geście.
-Nie mogę zapomnieć sposobu w jaki mnie potraktowałeś.- Odparłam ostrożnie przesuwając palce po liniach jego ciemnych tatuaży. Skinął głową składając nikły pocałunek w kąciku mych pełnych, spragnionych warg.
-Proszę jedynie o wybaczenie. Popełniliśmy kilka błędów, one powinny być naszą nauką, doświadczeniem, dzięki któremu staniemy się silniejsi. Potrzebujesz czasu ? -Otaczająca nas przestrzeń zmalała. Powietrze stało się zbyt gęste, jego zapach zawładnął moimi zmysłami niczym narkotyk przejmujący kontrolę nad najdrobniejszymi funkcjami organizmu.
-Nie twierdzę, że jestem niewinna.- Przyznałam skruszona zaciskając w palcach miękki skrawek rękawa. - Uważam, że powinniśmy zachować ostrożność. Pewnego rodzaju dystans, mamy zbyt wiele sekretów do wyjaśnienia.- Mruknęłam napawając się ciepłem powietrza opuszczającego różane usta brązowookiego.
- Chcesz ustalić nowe reguły?- Uniósł brwi ku górze ukazując swoje zdziwienie. Skinęłam głową powstrzymując kąciki ust przed delikatnym wygięciem.-Czy pocałowanie cię będzie naruszeniem tych zasad?- Mruknął subtelnie zagryzając dolną wargę. Parsknęłam śmiechem potwierdzając prawdziwość jego podejrzeń.
-Dystans.- Powtórzyłam łagodnie trącając palcem jego drobny nos.
-Dystans.- Splunął z obrzydzeniem kręcąc głową w geście niezadowolenia. Wystarczyło kilka minut bym poczuła słodkie ciepło zalewające moje posklejane serce.

*­-*
Tak, wiem, to chyba najgorszy rozdział jaki mogłam Wam dać po tak długiej przerwie, chyba najkrótszy, najbardziej bezsensowny.
Jednak pozwólcie mi to wyjaśnić.
Nie daję już rady, jestem w klasie maturalnej, nauczyciele wymagają 100 razy więcej niż w ubiegłych latach, wieczne sprawdziany, kartkówki, matury, prace domowe, wracam do domu gdy jest ciemno i próbuję nad wszystkim zapanować, na prawdę. Nie myślę o ponownym zostawieniu opowiadania, ta myśl nawet nie przeszła przez mój umysł. Po prostu nie potrafię określić dalszych terminów rozdziałów, możecie mieć pewność, że się pojawią i błagam znajdźcie w sobie cierpliwość. Z góry dziękuje.

Co do rozdziału
To było trudne, napisanie tej kłótni, ich ponownego spotkania, rozmowy.Jasne, część jest krótka i może bezsensowna, ale to jedyne na co było mnie teraz stać. Przepraszam jeśli was zawiodłam, nigdy nie chciałam tego zrobić :c


Chciałabym podziękować za wszystkie gwiazdki i komentarze ! Są niezwykłą motywacją i natchnieniem. Uwielbiam Was ! Dziękuje !