piątek, 23 października 2015

Rozdział Dwudziesty Pierwszy

*rozdział nie był sprawdzany*

Justin POV
Metalowe koła łańcucha odbiły się od chropowatej powierzchni sufitu wytwarzając nieprzyjemny chrzęst. Warknąłem próbując wyładować złość kolejnym uderzeniem pięści w twardą skórę worka, rękawice osłaniające knykcie przestały spełniać właściwości ochronne już po dwóch godzinach nadmiernego treningu. Nie mogłem przestać, furia przepływająca przez moja ciało była zbyt silna, potrzebowałem uwolnienia. Szklanki alkoholu, może nawet butelki dobrej, szkockiej whisky ustawionej w tylnej części obszernego barku ojca. Myśl o pokrytej szarym pyłem butelce była jedynym racjonalnym pragnieniem przepełniającym obłąkane  powierzchnie umysłu. Jej uśmiech. Błękitne tęczówki okraszona wachlarzem nienaturalnie pięknych, długich rzęs. Drobne piegi okalające smukły nos, pełne, różane usta, których kształt z łatwością dopasowywał się do ruchów moich złaknionych warg. Chude, wręcz wątłe ramiona obejmujące mój tors, urywany krzyk będący formą obrony przed cząsteczkami zimnej wody ocierającej się o kremowe uda kobiety. Cała, pieprzona, ona, nie potrafiąca opuścić mojej głowy.
-Justin?- Delikatny głos dotarł do moich uszu przerywając burzę złości skrytą pod twardą skorupą spokoju. Moja rodzina nie potrafiłaby zrozumieć powodu, dla którego zwykła dziewczyna zburzyła długa listę fałszywych priorytetów powtarzanych przy każdej kolacji w ich towarzystwie. Osunąłem dłonie na boki ciała zwracając wzrok ku niskiej brunetce opartej o jasnobrązową framugę drzwi.
-Nie mam czasu na podwożenie twoich przyjaciółek Jazmyn*.- Burknąłem starając się by mój ton był jak najbardziej nieprzyjemny.
-Pozwól mi przedstawić powody, dla których pojawiłam się w pokoju wypełnionym smrodem twojego potu.- Warknęła wściekle marszcząc cienkie, idealnie wyprofilowane brwi. Co stało się z pięcioletnim Cukierkiem biegającym po domu w masce z czekolady oraz kolczykach z wiśni?- Mama prosi byś zszedł na wspólną kolację, ojciec wraca z pracy kilka godzin wcześniej, jest zdziwiony twoją nagłą rezygnacją z wypoczynku, można uznać, że martwi się o samopoczucie ukochanego syna.- Byłem najstarszym potomkiem rodziny, prawdopodobnie jedynym następcą złotego krzesła prezesa firmy oraz marionetką w dużych dłoniach taty. Mogłem być wszystkim, oprócz ukochanego syna.
-Oh, jasne.- Odwinąłem czarną taśmę okalającą nadgarstki by pozbyć się warstwy puchu osłaniającego dłonie przed kompletnym zniszczeniem. - Po prysznicu pojawię się w jadalni, nie musicie czekać z rozpoczęciem.- Dodałem po chwili czekając, aż nazbyt zadowolona twarz siostry opuści zatęchłe pomieszczenie do ćwiczeń.
-Pamiętaj o zakryciu tatuaży, nie chcemy by Jeremy dostał zawału na widok kilku rysunków.- Ostrożnie zamknęła dębowe drzwi pozwalając moim wargą na wypuszczenie nakładów rozgrzanego powietrza wypełniającego rozpalone płuca. Rzeczywistość, do której powróciłem była bolesnym ciosem, niczym nie przypominała prostokątnej budki ustawionej na skraju plaży, której jedyną ofertą był podwójny hamburger z długimi, przesolonymi frytkami. Myślami powróciłem do chwili, w której długie nogi niebieskookiej przecinały moje uda, mimowolnie kąciki mych warg uniosły się ku górze. Czyny mogą doprowadzić do śmierci, uszkodzenia ciała drugiej osoby, lecz słowa są w stanie odebrać jej duszę, wyrwać mentalność, stłamsić namiastkę uczuć, które były kołowrotkiem napędzającym dudniące w klatce serce. Zagryzłem wargę ciskając przemoczoną koszulką w perfekcyjnie czystą, marmurową podłogę. Popełniłem w życiu kilka poważnych błędów, lecz ich konsekwencje nigdy nie niosły z sobą ogromu cierpienia, z którym zmagam się od chwili gdy pierwsza z łez przecięła zaczerwieniony policzek dziewczyny. Próbowałem wszystkiego, krótkie rozmowy z Cornelią kończyły się wybuchem wściekłości blondynki, jej czerwone paznokcie pozostawiły kilka wyraźnych śladów na moich ramionach kiedy podjąłem próbę znalezienia w jej komórce aktualnego numeru Chloe. Anastasia milczała, każde pytanie  było lotnym pyłkiem niesionym przez wiatr w daleką niepamięć, a przemiła sekretarka wielokrotnie uświadomiła mnie o niemożliwości rozmowy z osobą, której numer został zniszczony. Zamknąłem szczelne poły kabiny łokciem uruchamiając strumień lodowatej wody spływającej kaskadą na rozgrzaną skórę mojego ciała. Przymknąłem powieki relaksując się chwilą spokoju. Mogłem pojechać na Brooklyn, spytać kilku osób o niebieskooką piękność, lecz znalezienie kogoś uprzejmego w takiej dzielnicy graniczyło z cudem. Pozostała nadzieja, głupi cień myśli, w których wyobrażałem sobie słodki, owocowy zapach jej kasztanowych włosów zajmujących ogromną część puchowej, białej poduszki na wolnym miejscu mojego łóżka. Oparłem czoło o pokryty parą kafel. Odniosłem porażkę, otrzymałem kolejną szansę na naprawienie wszelkich niepowodzeń perfekcyjnego piekła, w którym się znalazłam i zniszczyłem je poprzez niemoralny system wartości wykreowany przez ludzi obrzydliwie bogatych, takich jak mój ojciec czy Pan Henderson. Pozwoliłem by czarne ciernie oplotły moje serce zanim ciepło miłości było w stanie otoczyć je osłoną bezpieczeństwa. Zamieniłem się w potwora, zniszczyłem najpiękniejszą duszę w celu wzniesienia własnego ego na wyżyny kretyństwa. Cierpienie jest twoim pucharem Bieber, gratuluję wygranej.

-Justinie!- Ojciec odsunął się od stołu pozostawiając napoczęty kęs jedzenia na przesadnie ozdobnym talerzu będącym częścią ulubionego kompletu matki. Zmusiłem kąciki ust do uniesienia się w górę przez co ukazałem jakikolwiek szacunek do głowy rodziny.- Doskonale rozumiałem potrzebę odbycia podróży, lecz nie ukrywam zadowolenia związanego z twoim powrotem.- Dodał po chwili ściskając moje ramię w geście serdeczności.
-Dobry wieczór ojcze.- Nasze rozmowy od zawsze przypominały konwersację pomiędzy dwójką prezydentów, nie zwykłą wymianę zdań ojca wraz z synem.- Nie musiałeś rezygnować z pracy z mojego powodu.- Zająłem wolne miejsce tuż obok zafascynowanego telefonem brata. Jackson był mistrzem kamuflażu, potrafił pisać smsy ze swoją dziewczyną nawet podczas pobytu w kościele, rodzice nigdy nie odkryli jego małej fascynacji. Lilly była gimnazjalnym zauroczeniem blondyna, wiedziałem o jej specjalnym miejscu w życiu brata kiedy po raz pierwszy rozbił ścianę swojego pokoju przez zazdrość spowodowaną jej wyjściem do kina z innym przyjacielem. Nigdy nie przedstawił dziewczyny rodzicom, głównie przez drobny kolczyk zdobiący prawą stronę jej nosa oraz maleńki tatuaż pokrywający nadgarstek kobiety. Byli rygorystyczni, dlatego wybory Jazmyn od zawsze stanowiły ich maleńkie trofeum.
-Wygraliśmy kosztowny przetarg z firmą Veksa, zasłużyłem na krótki urlop.- Zażartował krótko powracając do krojenia grubego kawałka aromatycznego steku. Zwilżyłem spierzchnięte wargi wpatrując się w jasnoróżowy sos otaczający kęsy mięsa, barwne truskawki oraz liście mięty dodawały daniu kunsztu, mimowolnie w moim umyśle pojawił się obraz Chloe, która w teatralnym geście ukazywała swoją niechęć do traktowania posiłków niczym dzieł sztuki. -Opowiedz nam o wyspie.- Poprosił kilka minut później zatapiając wargi w ciemnoczerwonym, alkoholowym napoju. Wszelkie wspomnienia powróciły. Obraz jej smukłego ciała osłoniętego jedynie cienkimi sznurkami bikini, słodko zmarszczone brwi kiedy próbowałem odebrać miskę kukurydzianych płatków, jej smak, zapach, głos, miękkość kremowej skóry. Poczułem jak uczucia odnajdują kumulację w centralnej części mózgu podejmując próbę rozbicia płatów czaszki na drobne kawałki. Nie przeżyłbym utraty kolejnego narządu.
-Justin.- Spróbował ponownie zwrócić na siebie uwagę wszystkich domowników. Niechętnie spojrzałem na siwą brodę brązowookiego mężczyzny, którego szerokie ramiona pozostawały w ciągłym zakryciu przez ciemną, opiętą marynarkę. Zagryzłem wargę ignorując nieprzyjemne uczucie dreszczy zalewające kark oraz plecy, chrząknąłem.
-Bahamy są przepięknym miejscem, powinniście wybrać się tam z mamą w wolnej chwili.- Pattie kiwnęła głową ozdabiając swą twarz złotym uśmiechem, który roztoczył wokół jej sylwetki przyjazną aurę matczynego ciepła. Była żywym przykładem idealnej gospodyni, nieodłączną ozdobą ramienia ojca, przykładną matką i wychowanką, próbowała zakryć wrodzoną miękkość dozą surowości. Nigdy nie zamieniła się w bezduszną maszynkę skierowaną na wydruk ogromnej ilości zielonkawych banknotów z wytłoczonym nominałem, obawiałem się dnia, w którym i ona utraci prawdziwą duszę altruistki.
-Rozmawiałem z Panią Henderson.- Odezwał się po chwili odkładając srebrne sztućce na brzeg liliowej serwety. Jackson przerwał interesująca korespondencję by wysłuchać skupić się na opowiadanym przez ojca sprawozdaniu. - Natalie powróciła do domu z ogromnym żalem w twoim kierunku Justin. Jej matka jest rozczarowana przebiegiem letniej wycieczki, dlatego chciałbym dowiedzieć się co tak na prawdę wydarzyło się na rajskiej wyspie pośrodku oceanu.- Złożył dłonie w jedność przytłaczając mnie spojrzeniem ciemnobrązowych tęczówek. Co tak na prawdę wydarzyło się na rajskiej wyspie pośrodku oceanu ? Oh zauroczyłem się w dziewczynie by następnie złamać jej serce na kilka bolesnych kawałków.


Smukłe palce blondynki owinęły się dookoła złotej, prostokątnej zawleczki unosząc ją ku górze. Z rozwagą usunęła nadmiar ciemnofioletowej cieczy z brzegów pędzelka by następnie rozprowadzić substancję na płytce przeraźliwie długiego paznokcia. Westchnąłem licząc, że ten drobny gest nieuprzejmości będzie  w stanie zwrócić jej uwagę na moją osobę.
-Cornelia, rozumiem, że wygląd twoich dłoni jest sprawą wagi państwowej.- Burknąłem wściekle opierając biodro o kant szklanego biurka, przy którym siedziała.
-Powinieneś być wdzięczny Lucy za wpuszczenie cię do mojego domu, gdybym natknęła się na ciebie przy drzwiach skończyłbyś poza bramą z rozchylonymi ustami bez możliwości błagania o jej numer.- Syknęła jadowicie rzucając mi krótkie, lodowate spojrzenie. Przynajmniej przemówiła.
-Zachowałem się jak kompletny idio..
-Idiota, chuj, mięczak, kutas oraz debil.- Przerwała próbę wypowiedzi unosząc się do góry. Ostrożnie odrzuciła pukle jasnych włosów na plecy by przenieść swą sylwetkę w odrębny kąt ogromnego pokoju. Czułem jak słodki zapach róż dosłownie wypycha kolacje z dna mojego żołądka.- Nie popieram twojego zachowania.-Byłbym zdziwiony gdyby było inaczej.- Dlatego jestem ostatnią osobą, która pomoże ci w dostaniu się do niej. - Gładko wzruszyła ramionami nasuwając na stopy wełniane kapcie z kilkoma brokatowymi kokardkami na bokach. Ile ona ma lat?
-Cornelia, nie rozumiesz. Potrzebujemy rozmowy, zareagowałem emocjonalnie, nigdy nie wypuściłbym tych słów ze swojego gardła gdybym wiedział, że następnego dnia nie znajdę jej przy swoim boku.- Wymamrotałem z zażenowaniem wplątując palce w długie końcówki jasnych włosów.
-Nazywamy to karmą Justin. - Przechyliła głowę na bok potwierdzając swoją pogardę wobec mojej osoby. Czy ona nie może po prostu podać mi kilkunastu pieprzonych cyfr?- Przedyktowanie szeregu liczb byłoby zbyt proste.
-Potrzebuję tego, potrzebuję jej.- Wyjęczałem żałośnie opierając dłonie na okrytych jeansami kolanach.
-Gdzie byłeś kiedy ona potrzebowała ciebie?- Ostry nóż przebija moje serce w chwili kiedy słowa docierają do umysłu. Marszczę brwi pozwalając nadziei opuścić moje ciało.
-Nie poddam się.- Odparłem pewnie spoglądając na smukłe ciało wściekłej blondynki. Wiązanka słów wywołała na jej twarzy delikatny uśmiech.
-Bo jest tego warta.- Wyszeptała łagodnie, nie wiedziałem czy ją ubóstwiam czy nienawidzę.

Chloe POV
-Dlaczego moje oczy widzą cię w tym miejscu ?- Nie ukrywałam swojej wściekłości. Czerwień wstydu pokrył skórę pulchnych policzków, z żałosną powolnością wyprostowałam swe ciało strzepując z kolan powłoczkę kurzu.
-Jak zwykle uprzejma.- Przechyliła głowę nagradzając mnie krótkim uśmiechem.- Nie uwierzysz kiedy powiem, że jedynym celem mojego przybycia jest kubek gorącej kawy z dodatkiem mleka oraz cynamonu ?- Zachichotała ciepło owijając szczupłą dłoń wokół mojego ciała. Otuliła mnie słodkim zapachem róż dodając odwagi, którą straciłam klęcząc przed jedną z najbogatszych nastolatek Nowego Yorku. Niepewnie ułożyłam krańce dłoni na szczupłych bokach blondynki pozwalając by słodkie dreszcze bezpieczeństwa przepełniły mój brzuch. - Cholernie nas wystraszyłaś, Anastasia nie  ma najlepszych pomysłów nocą, twój wyjazd był pieprzoną pomyłką.- Wymamrotała niewyraźnie odsuwając mnie od siebie na kilka centymetrów. Westchnęłam pokonana czując na plecach palący wzrok Kate, nie zdążyłam opowiedzieć jej wszystkich szczegółów wyjazdu. Dodatkowo nie chciałam by pomyślała iż zastępuje ją kimś lepszym czy bogatszym.
-Nie mamy cynamonu.- Wychrypiałam wciskając dłonie w kieszeń śnieżnobiałego fartuszka.- Mogę zaproponować sypką czekoladę lub skórkę pomarańczy.- Zagarnęłam niesforny kosmyk włosów za ucho próbując poskromić nagłą nieśmiałość. Moja uwaga została zwieńczona donośnym śmiechem Cornelii.
-Zdecyduję się na niewielką dawkę czekolady. - Pewnym krokiem podążyła w stronę wysokiego blatu, przywitała się z brązowooką by po kilku sekundach posłać w jej stronę olśniewający uśmiech, który był w stanie roztopić najbardziej skamieniałe serca. Kiedy Cornelia porzuciła strój smoczycy ?
-Nie wspominałaś o innych znajomych z Manhatanu Chlo.- Uwaga Kate nie była opryskliwa, wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, że kobiety złapały między sobą przedziwnie ścisłą więź. Co jest z nimi nie tak ?
-Przepraszam, byłam rozkojarzona.- Oprószyłam pianę napoju kawałeczkami czekolady ustawiając wysoką szklankę przed dłońmi zadowolonej blondynki.
-Przestańcie rozdzielać ludzi pomiędzy dzielnicami!- Pisnęła szeptem upewniając się, że nikt z klientów nie usłyszał faktycznego miejsca jej zamieszkania.- Założyłam sportowe buty i spodnie z zeszłego sezonu by wmieszać się w społeczeństwo.- Zachowała powagę owijając wargi wokół czarnej rurki utkwionej w kofeinowym napoju. Uniosłam brwi ku górze powstrzymując parsknięcie.
-Oszalałaś? Już nikt nie nosi zeszłorocznej kolekcji Armaniego, w naszych butikach królują stroje jesienne.- Kate podwyższyła głos próbując brzmieć idiotycznie.
-Przestań !- Cornelia żartobliwie uderzyła w jej palce udowadniając, że jej plan był kompletnie idealny. - Chciałabym porozmawiać z tobą Chloe.- Mój żołądek przekręcił się w nieprzyjemnym skurczu kiedy w głęboko niebieskich oczach dostrzegłam iskierkę podekscytowania. Nie byłam gotowa na temat Justina. Próbowałam pozbierać swą godność i serce po dramatycznym zerwaniu, kolejna osoba wymagająca retrospekcji tamtego wieczoru jedynie rozerwie wątłą taśmę sklejającą resztki skruszonego serca.
-Oh zostawię was same, moja zmiana kończy się za dziesięć minut, przydzielę sobie wcześniejsze opuszczenie placówki.- Stanęła na palcach by odbić pełne wargi na boku mojej twarzy, wystarczyła minuta bym pozostała z przytłaczającą chmurą wspomnień i wymagającą blondynką łaknącą informacji.
-Nie mam siły wspominać tamtej nocy.- Wyszeptałam skupiając swój wzrok na ukruszonej ściance jednej z wysokich szklanek.
-To oczywiste. Zachowaliście się jak dzieci, posłuchałaś się Natalie tak jakby faktycznie przeciwstawienie się jej wiązało się z wywołaniem kolejnej wojny pomiędzy innymi państwami, a on chlapną dla ciebie wszystkie brzydkie słowa przeczytane w księdze zwrotów zakazanych.- Dokończyła swój napój odsuwając naczynie na odrębny kraniec blatu. - Był idiotą, nie oznacza to jednak, że jesteś niewinna.- Nigdy nie sądziłam, że Cornelia może wykazać się tak wielkim nakładem inteligencji. Z trudem przełknęłam ślinę potwierdzając jej słowa krótkim kiwnięciem.- Był u mnie.- Widocznie zaintrygowana uniosłam głowę do góry by móc spojrzeć na rozświetloną przebiegłym uśmiechem twarz niebieskookiej. Chyba nie uwierzy jeśli powiem, że Justin jest dla mnie kompletnie obojętny.- Jesteście tacy beznadziejni w tej nastoletniej miłostce.- Wykonała przedziwny ruch udawanych wymiotów.
-Przestań. Ta sprawa jest przeszłością, już nigdy się nie spotkamy.- Wymamrotałam opierając łokcie o śliską powierzchnię blatu.- Nazwijmy to wakacyjnym romansem.- Czułam jak pętla kłamstwa zaciska się na mojej szyi.
-Dobrze, w takim razie nazwijmy mnie Milą Kunis, poczekam na Justina Timberlake'a na szczycie wieżowca, na którym będzie pieprzył mnie do utraty sił.**- Parsknęłam śmiechem udając, że myśl o Justinie wypytującym blondynkę o szczegóły mojego życia nie była ekscytująca.

Podeszwy butów z hukiem odbijały się od powierzchni popękanego chodnika jednej z bocznych ulic Brooklynu. Ściślej otuliłam szyję kraciastym szalikiem, dzisiejszy wieczór nie należał do ciepłych. Nocny wiatr rozwiał moje włosy niosąc za sobą odgłos kroków. Spięłam mięśnie zaciskając usta w perfekcyjnie cienką linię. Nie jesteś jedyną osobą zamieszkującą to miejsce. Uspokój się. Delikatnie odwróciłam się by dostrzec męską sylwetkę podążającą moim śladem, przyspieszyłam zmuszając go do wykonania tego samego. Cholera. Odtworzyłam w myślach wszystkie lekcje samoobrony kiedy do moich uszu dotarło brzmienie mojego imienia.
-Chloe.- Słodko szorstki głos wywołał gęsią skórkę na całej powierzchni mojego ciała. Zatrzymałam się ostrożnie odwracając sylwetkę w stronę tajemniczego mężczyzny. Jego klatka piersiowa unosiła się do góry by po sekundzie opaść w dół. Jasne włosy odbijały żółte promienie lampy pozwalając jedynie niektórym przebłyskom opaść na gładką, zaciśniętą szczękę. Oh Chryste.
-Justin?- Zamarłam w bezruchu tracąc oddech.

~*~

*Faktyczne rodzeństwo Justina w opowiadaniu jest o wiele starsze niż w rzeczywistości
** Nawiązanie do filmu "To tylko seks"

Dobry wieczór !
Nie wiedziałam ( okej wy też nie), że będę w stanie napisać kolejny rozdział ( tak długi rozdział ) w tak małym odcinku czasu ! ( Bądźcie ze mnie dumni ok ?)
Mam nadzieję, że przypadł do waszego gustu bardziej niż poprzedni, dziękuje za calutkie wsparcie w komentarzach, gwiazdkach i na Asku ! Jesteście niesamowici !
Jeśli chodzi o piosenkę, wiem, że nie ma niczego co łączy ją z rozdziałem, ale bądźmy szczerzy... JEST PO PROSTU FENOMENALNA !!!!

Krótka prośba
Czy każdy mógłby pozostawić pod rozdziałem drobniutki komentarz? Chciałabym wiedzieć ile osób wciąż czyta moje opowiadanie, nie musi być to coś wielkiego ( jednak kocham te długie wypowiedzi ), wystarczy nawet emotka. To dla mnie ogromnie ważne.

Dziękuje i miłego wieczoru XOXO 

środa, 21 października 2015

Rozdział Dwudziesty

Złota kula blasku rozświetliła błękitną taflę nieba okrytą puszystymi kłębami obłoków. Żółte promienie ciepła opadły na moją twarz drażniąc podrażnione łzami powieki, ostrożnie je zacisnęłam licząc, że nic nie znaczący gest będzie  w stanie oderwać od mojego serca nóż cierpienia. Rozchyliłam wargi wypełniając płuca porannym, nowojorskim powietrzem. Odór benzyny, przekleństwa niecierpliwych taksówkarzy, pisk klaksonów oraz przeraźliwie jasne bilbordy reklamujące hamburgera pokrytego podwójną warstwą sera, tak jakby kanapka bez tego dodatku była zbyt zdrowym posiłkiem. Przedziwne ciepło wypełniło moje żyły, rozniosło uczucie bezpieczeństwa po każdym zakamarku ciała sprawiając, że brudna ulica Nowego Jorku przyniosła moim nerwom błogie uczucie bezpieczeństwa. Pozostawiając wielobarwny pejzaż wschodu słońca skierowałam się w stronę blaszanego stelażu przystanku, którego okoliczny chodnik okryty był drobnymi odłamkami szkła. Z uwagą prześledziłam rozkład jazdy dla autobusów linii wschodniej by następnie oprzeć ramiona o chłodną stal ulicznej lampy zaznaczającej krawędź szarej płyty deptaka. Podczas krótkiej podróży opracowałam banalny plan odebrania walizki z posiadłości ciotki bez potrzeby tłumaczenia przedwczesnego powodu zakończenia słonecznych wakacji. Zagryzłam dolną wargę pokrywając jej gładką powierzchnię kilkoma wgłębieniami, nieprzyjemny ból przepełniał moje serce sprawiając, że jedyną czynnością, na którą miałam ochotę było zakopanie się w ciemnej pościeli i rozpaczanie nad straconą miłością, która nigdy nie była dość głęboka by przetrwać. Oparłam głowę o brudną szybę autokaru obserwując rozmazany obraz przysadzistych budynków tworzących rozmyty pejzaż najbogatszej dzielnicy Nowego Yorku. Manhatan był wisienką na torcie, złotym pierścionkiem, lśniącą perełką, którą eleganckie kobiety ozdabiają swoje najlepsze kreacje. Wystarczyło małe mieszkanie na ostatnim piętrze najbrzydszego drapacza chmur by odnaleźć drogę do zostania "kimś" pośród tłumu nic nieznaczących twarzy. Setki lat, zmiany ustrojów, wojny, kłótnie, rozbiory oraz śmierć nie była w stanie zmienić ludzkiej natury. Społeczeństwo nie mogło zamienić się w jedno ciało, wciąż pozostawały jednostki wyjątkowe, ludzie uzdolnieni pod względem zdobywania pieniędzy, okrągłych, metalowych lub papierowych skrawków bezwartościowego tworzywa, na którym opierał się dzisiejszy system wartości. Pod słodką warstwą wystawnych przyjęć, aksamitnych sukienek, pełnego makijażu oraz szerokiego uśmiechu kryje się cienka sfera bezużytecznych marnotrawców powietrza, do których należę. Autobus wydał z siebie przedziwny pisk zatrzymując się pod zadbanym, prostopadłościennym przystankiem głównej ulicy. Uniosłam się do góry nasuwając na plecy materiałowy worek po czym opuściłam blaszaną maszynę zachłystując się haustem rześkiego, porannego powietrza. Minęłam kilka przecznic by po upływie dwudziestu minut zrównać swe stopy z jasnozielonym, idealnie zroszonym trawnikiem okalającym imponujący dom rodziny Hendersonów. Instynktownie wtopiłam chude zakończenia palców w plątaninę jasnych włosów próbując doprowadzić zaniedbane gniazdo końcówek do stanu przyzwoitości. Wybrałam odpowiedni przycisk widniejący na srebrnej płycie domofonu i słysząc pierwsze dźwięki oczekiwania cofnęłam się o krok.
-Dzień Dobry, w czym mogę pomóc?- Przemiły, kobiecy głos zwrócił się do mnie poprzez nowoczesny głośnik umiejscowiony w szarym kamieniu ogrodzenia. Chrząknęłam nerwowo wciskając dłonie w wąskie kieszenie spodni.
-Przepraszam za poranne najście.- Przełknęłam gulę śliny utrudniającą normalne formułowanie zdań, przysunęłam się w stronę urządzenia licząc, że ten gest pomoże mi w nieco nienaturalnej rozmowie z gosposią ciotki. - Jestem znajomą Natalie, kilka tygodni temu zostawiłam w jej pokoju walizkę. Chciałabym ją odebrać.- Zacisnęłam opuszki palców na chłodnym materiale topu odsłaniającego zmarzniętą skórę bioder. Potrzebowałam swetra, pieprzonej kurtki lub jego silnych ramion chroniących mnie przed wszelkim złem otaczającego nas świata.
-Oh, tak! Panienka Natalie wspominała o bagażach swojej przyjaciółki, proszę poczekać kilka minut na wydanie torby, lokaj powinien pojawić się przy głównej bramie za nie więcej niż dziesięć minut.- Krótki dzwoneczek oznajmił zakończenie konwersacji pozwalając mojemu umysłowi na odrzucenie stresu związanego z przymusem pojawienia się przed domem tej szmaty.
-Pani Chloe Rodriguez?- Ciemnoskóry mężczyzna ubrany w szaroniebieski uniform firmy ogrodniczej pojawił się pod prętami furtki utrzymując w szerokich dłoniach sześcienną walizkę. Kiwnęłam głową nie będąc w stanie zdobyć się na jakikolwiek gest uprzejmości, proces odebrania torby z domu rodziny przypominał cykl odpraw walizek na największych lotniskach świata. Zrozumiałam, że przebywanie w otoczeniu tych ludzi nigdy nie mogło przynieść niczego dobrego, ich bogactwo przytłaczało wątłe ramiona pewności siebie, która teraz leżała na rozgrzanym chodniku spływając do podziemnej kanalizacji miasta. Niczym nie przypominałam silnej, niezależnej kobiety, która opuściła zatęchłe mieszkanko najbrzydszej kamienicy Brooklynu w celu spędzenia koszmarnych tygodni w towarzystwie kuzynki. Byłam wrakiem, zniszczoną budowlą, stertą złamanych cegieł, bezwartościową masą nic nieznaczących ideałów wytworzonych w sztucznie szczęśliwej imitacji dzieciństwa. Owinęłam dłoń wokół plastikowej rączki walizki unikając badawczego spojrzenia  pracownika i mrucząc ciche dziękuje skierowałam się w stronę Folden St. Pozostawiłam za sobą ich dom, wszelkie wspomnienia, nienawiść oraz łzy. Oszukując własny umysł wcisnęłam w siebie twierdzenie, że powrót do domu wiązał się z kompletnym zapomnieniem brązowookiego mężczyzny, który sprawił, że szara rzeczywistość zamieniła się w ferie ciepłych barw. Powstrzymałam łzy licząc, że czas zaleczy  bolesne rany serca, jedyną pamiątkę po burzliwym kontakcie z zakazanym owocem jego jasnoróżowych warg.

-Chloe?- Zmarszczyła idealnie zaokrąglone brwi trąc drobną dłonią zaspaną twarz.  Zacisnęła suche wargi w cienką linię ukazując swoje zdziwienie po czym zbadała mą kruchą sylwetkę złotymi tęczówkami przepełnionymi blaskiem troski zmieszanej z przerażeniem oraz nutą zdziwienia. -Kochanie co robisz w Nowym Yorku?- Wychrypiała niepewnie wysuwając zadbaną dłoń w stronę niesfornych kosmyków włosów wpadających do moich oczu. Kochanie. Jego jasnoróżowy język wywijał się w niezwykle seksowny sposób kiedy używał tego określenia w moim kierunku. Cienka skorupka kontroli pękła niczym porcelanowa filiżanka narażona na zderzenie z gładką powierzchnią twardego marmuru. Rozchyliłam usta pozwalając dolnej wardze na delikatne drżenie, symbol powolnego rozpadu, poddanie się,klęski.
-Straciłam go.- Mój szept odbił się od pustych ścian brudnej klatki schodowej przesiąkniętej zapachem tytoniu, alkoholu oraz słodkiej, taniej oranżady. Pokręciłam głową żałośnie chwytając kolejne oddechy. - Straciłam.- Powtórzyłam pozwalając by jej zbyt chude ramiona zamknęły mnie w uścisku. Wystarczyła chwila by słone łzy pokryły rozgrzaną skórę policzków opadając na cienką bluzeczkę zakrywającą delikatnie przyciemnioną skórę moich ramion.
-Shh.- Uspokajająco pomasowała me plecy ostrożnie wciągając nasze zlepione ciała w ciepło niewielkiego mieszkania. Stopą zatrzasnęła drewniane, delikatnie zniszczone drzwi i odstawiła pakunek moich ubrań pod południową ścianą pogrążonego  w mroku przedpokoju.- Pozwól mi poznać waszą historię.- Wyszeptała łagodnie zaczesując niezwiązane kosmyki jasnych włosów za rozgrzane małżowiny mych uszu.

-Pozwól mi to zrozumieć.- Uniosła czerwony, idealnie równy paznokieć ku górze prosząc o chwilową przerwę zbyt długiego monologu opuszczającego moje spękane usta okryte warstwą wiśniowego błyszczyku. Ulubionego kosmetyku Kate, jej niezastąpionego dodatku oraz części makijażu uzupełniającego perfekcyjny wygląd każdej minuty nastoletniego życia brunetki. - Natalie- Jej imię z trudem wypłynęło z pomiędzy pulchnych ust przyjaciółki, zaznaczyła swą niechęć drobnym grymasem oraz teatralnym westchnięciem.- Była kompletnie zafascynowana kolesiem o imieniu Justin, który początkowo uchodził za aroganckiego dupka z kruszonką banknotów zamiast mózgu, lecz z czasem okazał się księciem z kolosalnym fiutem zamiast białego konia?- Zatopiła wąskie usta w rozgrzanym naparze kawy wypełniającej elegancką filiżankę ozdobioną motywem pudrowej róży na jednym z boków naczynia.
-Kate!- Pisnęłam urażona uderzając dłonią w płaską powierzchnię stołu. Miękki materiał żółtego obrusa zmarszczył się w miejscu zderzenia zaburzając idealny porządek otaczającego mnie pomieszczenia.
-Powiedziałaś, że był genialny w łóżku, sądziłam, że to odważne stwierdzenie ma chociażby minimalny związek z wielkością jego penisa.-Fuknęła wściekle wygładzając minimalne zagniecenie materiału. - Twoje sprawozdanie jest nieczytelne. Okłamałaś go, cóż w prawdzie to Natalie napisała scenariusz tej sztuki by następnie schować się za bezpiecznymi kotarami zaplecza napawając swe wścibskie oczy pejzażem twojej klęski, a następnie pozwoliłaś by skopał twoje ego.- Nie spodziewałam się słów współczucia, Kate nie była osobą okazującą troskę czy litość. Odnajdywała nawet najmniejszy błąd w zamówieniu lub sposobie formułowania zdania by udowodnić klientowi rację w sprawie wszelkich zastrzeżeń i nieścisłości. Nie ważne czy chodziło o kłótnie z Justinem czy brak dodatku cukru w kawie, była niezawodna, wręcz nieomylna w swoich wnioskach. -To nie jest pierwszy raz gdy przebijasz fałszywą bańkę uczynnej córki Hendersonów Chloe.- Związała proste kosmyki swoich ciemnych włosów w niedbałego koka tworząc na czubku głowy prześmieszną narośl kołtunów.- Prowadzicie między sobą niepisaną wojnę od dnia kiedy wasze krzyki wypełniły szpitalne porodówki, ona miała pieniądze kiedy ty zdobyłaś talent. Potrzebuje pewnego rodzaju nagrody, trofeum, które pozwoli jej utrzymać wysoką samoocenę, rozumiesz?- Przecząco pokręciłam głową na co kobieta zareagowała westchnięciem. Kantem bluzy otarłam krople łez spoczywające na długich rzęsach okraszających niebieskie tęczówki mych oczu. - Historia jest jedynie kręgiem zbieżności, czarnowłosa szmata wcisnęła język do gardła twojego byłego próbując udowodnić swoją wyższość. Nie mogła znieść widoku twojego szczęścia, uśmiechu, który pojawia się na twojej twarzy gdy wspominam o tym Kutasie i czerwieni zalewającej te pulchne policzki kiedy mówię o jego małym penisie. - Zagryzła wargę wpatrując się w moją twarz. Słodki zapach malin dotarł do moich nozdrzy w chwili gdy łokcie brązowookiej oparły się o zwinięty materiał obrusa co umożliwiło jej zbliżenie się do mojego roztrzęsionego ciała.- Nie straciłaś go Chloe. To on stracił ciebie.- Przeniosłam wzrok na oplatające kubek palce i zassałam dolną wargę analizując jej słowa. - Nie pozwól byś straciła swoją odwagę, wewnętrzną siłę czy szacunek. Nikt nie jest tego wart.- Dodała opierając okryte grubymi skarpetkami stopy o brzeg drewnianego krzesła ustawionego po prawej stronie jej smukłego ciała. Wypuściłam z pomiędzy warg cichy jęk frustracji ukazując kompletną bezradność.
- Byłaś na kursie dla psychologów podczas mojej nieobecności ?- Skryłam twarz w koszyku dłoni, potarłam napuchnięte od płaczu oczy i złapałam kilka uspokajających oddechów. Tak jakby wymiana gazowa była w stanie ukoić ból rozerwanego serca.
-Nie.- Zaśmiała się szczerze kręcąc głową.- Zaliczyłam jednego doktora na tylnych siedzeniach jego BMW, miał tam książkę dla początkujących psychologów, jeśli akceptujesz ten rodzaj nauki.- Parsknęła doprowadzając moje zbolałe gardło do obrzydliwie niskiego rechotu.
-O mój Boże K !- Odchyliłam głowę do tyłu próbując wyrzucić z umysłu obrzydliwą wizję jej ciała rozłożonego na skórzanej kanapie ekskluzywnego auta podstarzałego mężczyzny z brodą.
- Nie oceniaj mnie. Potrzebował pomocy w nauce anatomii.- Niedbale wzruszyła ramionami. Niemądra wymiana zdań sprawiła, że nieprzyjemne skurcze żołądka zniknęły, zaś słone krople rozpaczy zamieniły się w praktycznie niewidzialne smugi przecinające pokrytą rumieńcami skórę policzków. Nie potrzebowałam wystawnej restauracji, okrytej marmurami willi w najpiękniejszej części egzotycznej wyspy. Wystarczyła bezwarunkowa miłość, szeroki uśmiech osoby kochającej prawdziwe wnętrze beznadziejnej Chloe Rodriguez i kubek zwietrzałej herbaty bym ponownie odnalazła właściwą drogę. Trasę, w której nie ma przystanku z jego imieniem, szlak, dzięki któremu moje wnętrze stanie się całością, nie zlepkiem cierpienia związanego ze wspomnieniem w jaki jego ciepłe wargi ocierały się o moją szyję.
-Jesteś niepoprawna.- Wymamrotałam miękko skupiając swoje zainteresowanie na promieniach słońca ozdabiających moje małe dłonie złotymi plamami. - Boję się tego czym się stałam. Jestem przerażona sposobem w jaki tęsknota niszczy mój umysł oraz wszelkie chęci do dalszego funkcjonowania.- Dodałam ze skupieniem śledząc żółty ślad złotej kuli.
-Znam fantastyczne lekarstwo, które przyniesie ci chwilę błogiego zapomnienia. - Uśmiechnęła się subtelnie zwilżając wargi językiem.
- Nie potrzebuje seksu Kate, a już zdecydowanie nie chcę robić tego ze studentem ginekologii lub..
-Adam był kardiologiem.- Burknęła z udawaną złością.-  Potrzebujesz dzbanka sangrii, kilku plastrów kwaśnej cytryny i krzty dobrej zabawy. - Wyjaśniła zmieniając swój ton na nieco bardziej krzykliwy. - Oh jakie szczęście, że znalazłaś się w mieszkaniu zamieszkiwanym przez najbardziej rozrywkową kobietę Brooklynu !- Uniosła się ku górze wykonując dłonią przezabawny ruch chwały. - Pozwól mi pozbierać twoje złamane serce dziecinko, ten złotowłosy chłopak będzie wspominał smak twoich warg przez kolejne lata, a ty pozwolisz mu znosić torturę przeszłych wizji dopóki jego bogaty tyłek nie pojawi się przed twoimi drzwiami. - Wsunęła pustą porcelanę do srebrnej komory zlewu by następnie skierować się w stronę sypialni.
-Oh i Kate!- Pisnęłam zwracając na siebie jej uwagę.- Jego penis nie był mały.- Zagryzłam wargę odnajdując w sobie odrobinę siły na chichot i niegrzeczne wbicie zębów w dolną, suchą wargę.


Mokry materiał ścierki zderzył się z gładką powierzchnią miętowych płytek wywołując charakterystyczny, dość nieprzyjemny plusk. Krople brudnej wody opadły na pudrowo różowy uniform zasłaniający skórę mojego tułowia przez co warknęłam z niesmakiem. Bolesne pulsowanie mojej głowy było nauczką za nadmiar słodkiego wina przepływającego przez moje żyły zeszłego wieczoru. Pomysł Kate nie ograniczał się do seansu z romantycznym filmem w towarzystwie kilku batonów oraz pop-cornu, oh nie. Brunetka uznała, że zatonięcie w morzu alkoholu będzie pomysłem idealnym dla osoby, która następnego ranka podejmie próbę powrotu do pracy w kawiarni przepełnionej hałasem ekspresów do kawy oraz rozmów klientów. Gdyby nie obecność wcześniej wymienionych z przyjemnością zanurzyłabym jej głowę w kuble zimnej wody. Brzdęk dzwonka oznajmił przybycie kolejnego gościa przez co odruchowo usunęłam swój sprzęt z potencjalnej drogi ku ladzie. Zaprzestałam wykonywanych czynności gdy para idealnie czystych Vansów zrównała się z linią moich palców. Dmuchnięciem usunęłam kosmyk włosów zaczepiony o górny wachlarz rzęs po czym powolnie przeniosłam wzrok jasne smugi światła odbijające się od śnieżnobiałego uśmiechu postaci. Kurwa, czy to moja głowa może zatonąć pod powierzchnią lodowatej wody wypełniającej kubeł? Proszę?

~*~
Bardzo bardzo bardzo przepraszam.
Rozdział jest beznadziejny i nie dzieje się w nim nic nadzwyczajnego, jest wręcz przejściowy, ale chciałam dodać dla Was cokolwiek w podzięce za stałe wsparcie, komentarze i gwiazdki.

Przepraszam za kolejną przerwę, ale mam zbyt wiele szkolnych obowiązków, które sprawiają, że dosłownie wariuję. Nie mam nawet kilku godzin na napisanie porządnego rozdziału, ale obiecuję, że kolejne części będą o niebo ciekawsze. Jeszcze raz przepraszam i za wszystko dziękuje. 

środa, 23 września 2015

Rozdział Dziewiętnasty

Jęknąłem z niezadowoleniem przekręcając się na drugi bok. Ostre promienie porannego słońca wdarły się do obszernej sypialni niczym niepotrzebny intruz próbując przerwać mój wypoczynek. Z niesmakiem porzuciłem słodką błogość krainy snów by ostatecznie unieść umięśnione dłonie ku górze, ziewnąć oraz z trudem otworzyć oczy. Śnieżnobiała płyta sufitu, owalny żyrandol, drobne, jasnozłote plamy światła, nic nadzwyczajnego. Monotonne odzwierciedlenie obrazu mych uczuć. Mistyczna podróż obejmująca zakątki mego serca. Zacisnąłem powieki próbując odrzucić od siebie nieprzyjemne wspomnienia wczorajszego wieczoru, błękit jej oczu skryty pod mglistą siatką łez, rozchylenie perfekcyjnie różowych ust, drżenie ciała, paniczny szloch i sposób w jaki pisk przerażenia opuścił jej gardło, w chwili zbyt mocnego zderzenia dłoni z drobnymi ramionami brunetki. Zacisnąłem szczękę powstrzymując wybuch agresji. Okłamała cię. Zasłużyła na każde słowo, czyn oraz krzyk wczorajszego dnia. Nie czuj się winny Justin, po prostu nie czuj się winny. Kurwa ! Wczepiłem długie palce w gęste końcówki włosów opadających na zmarszczone czoło. Jestem kretynem. Zmusiłem swe mięśnie do ruchu i otarłem zmęczoną skórę twarzy wciskając łokcie w nagą skórę ud. Potrzebowałem prysznica, kojących kropelek lodowatej wody muskającej kolejne centymetry opalonego ciała. Szarpnąłem płytką szufladę ciemnobrązowej komody wydobywając z jej wnętrza parę świeżych, śnieżnobiałych bokserek ozdobionych logiem popularnego projektanta, idola mojej siostry. Zmarszczyłem brwi odpychając od siebie wspomnienie roześmianej Jazzy. Wcisnąłem drewniany prostopadłościan do szeregu płytek i zgarnąłem miękki materiał ręcznika zamykając proste drzwi oddzielające łazienkę od  przepełnionego jej zapachem pomieszczenia. Odrzuciłem skrawki tkanin na lśniącą powierzchnię kremowych płytek, pozbyłem się ciasnej części garderoby okalającej me biodra i zamknąłem szklane poły kabiny prysznicowej pozwalając  ciężkim cząsteczkom powietrza na otoczenie mego nagiego ciała. Przymknąłem powieki ignorując drażniącą wizję apetycznych krągłości brunetki przylegających do skóry mojego brzucha. Zassałem dolną wargę przykładając dłoń do nowoczesnej płyty pokrytej srebrem. Gorący strumień cieczy zderzył się z napiętymi mięśniami ramion rozluźniając je. Dziewczęcy chichot wypełnił mą duszą, napawałem się słodką torturą odszukując w szumie wodospadu jej głos. Okłamała cię. Robiła wszystko byś otworzył swój portfel, pragnęła pieniędzy, grubych tysięcy twojego konta. Nie miłości. Była zabawką. Zacisnąłem szczękę będąc obrzydzony płytkim sposobem myślenia Natalie. Jej umysł nastawiony był na niszczenie każdej przeszkody, która stanęłaby na drodze ku zdobyciu mojej miłości. Powinienem jej wierzyć? Uczucia Chloe były nieszczere ? Jej słowa? Czyny ? Zagłębienia pulchnych policzków podczas chichotu wywołanego wachlarzem beznadziejnych kawałów ? Moje życie przypominało zwiniętą linę,grube supły zatrzymywały jego bieg, ograniczały marzenia, plany, wiarę we wszystko co tymczasowe. Niebieskooka brunetka nie mogła być bezwartościowym węzłem,  brzemieniem okalającym serce, wodą przepełniającą płuca, zwykłym problemem. Skryłem twarz w szorstkich dłoniach. Była słodkim podmuchem powietrza, krwią wypełniającą żyły, blaskiem słońca, wzburzonym morzem wsysającym me uczucia.  Otaczający mnie świat przepełniony jest ludźmi fałszywymi. Instynkt obrońcy zmusił mnie do zignorowania słonych kropli wody muskających długie rzęsy okraszające granatowe okręgi tęczówek, zamroziłem uczucia zamieniając lodowate skały w przepełnione lawą nienawiści słowa. Ostre końce wrzasków rozcinały jej serce, pragnąłem każdej rany kierując się zwykłą potrzebą zemsty. Uderzyłem dłonią w okrytą warstwą pary płytkę po czym jednym ruchem przerwałem kaskadę gorącego prysznica łagodzącego ból. Opuściłem rozgrzane pudełko, ubrałem się panicznie i wybiegłem z pokoju obserwując śnieżnobiałe drzwi jej pokoju błagające mnie o wtargnięcie do środka. Zignorowałem palący prąd przerażenia przepełniający me ciało, musiałem ponownie zachłysnąć się słodkim zapachem wanilii otaczającym jej skórę. Oparłem szeroką dłoń na zimnym metalu klamki zmuszając wysokie wejście do otworzenia się. Mój żołądek skurczył się boleśnie kiedy dostrzegłem ogrom śnieżnobiałej pościeli osłaniającej grubą powierzchnię miękkiego materaca. Puszyste poduszki opierały się o drewnianą balustradę, ozdobna płachta zdobiła kraniec prostokątnego mebla mieniąc się złotym blaskiem. Przekręciłem głowę w prawo napotykając się na rzędy szarych doniczek przepełnionych drobnymi kamieniami okalającymi chude korzenie wielobarwnych kwiatów. Błyszcząca powierzchnia komody przypominała taflę lustra, utrzymywała drobne, płaskie urządzenie i nieco większy komputer. Zmarszczyłem gęste brwi akceptując nienaganny porządek. Ostrożnie zamknąłem drzwi i wykonałem kilka nieśmiałych kroków w przód. Jasnobrązowe drzwi szafy tkwiły w delikatnym rozchyleniu, granatowy materiał sukienki falował w nieznacznym wietrze.
-Chloe ?- Odezwałem się nieśmiało i chrząknąłem kilkukrotnie próbując przywrócić swój głos do najbardziej naturalnego brzmienia. Odpowiedziała mi głucha cisza.- Chlo,Kochanie musimy porozmawiać.- Jęknąłem zdeterminowany pokonując przestrzeń aksamitnego dywanu. Sprawdziłem łazienkę oraz wszelkie miejsca potencjalnego ukrycia, nic nie wskazywało na jej obecność tutaj. Warknąłem zdenerwowany opuszczając ciepłe wnętrze kremowej sypialni otulonej jej słodkim zapachem. Przyjemna woń kurczaka dotarła do moich nozdrzy w chwili gdy moje stopy zderzyły się z powierzchnią marmurowych płyt przedpokoju. Przyciszone, męskie głosy mieszały się z syczeniem nowoczesnego ekspresu przygotowującego dwie niewielkie kawy.
-Dzień dobry.- Odezwałem się wesoło wciskając maleńkie naczynie pod krótki dozownik. Mężczyźni spojrzeli na mnie unosząc brwi ku górze na co odpowiedziałem pytającym wzrokiem.
-Hej Justin.-Odparł Edward zanurzając popękaną skórę warg w ciemnym, aromatycznym naparze. - Jak twoja noc?- Rzucił przyjacielowi ostrzegawcze spojrzenie, nie ukrywałem swojego niezadowolenia związanego z przedziwnym zachowaniem znajomych.
- Była...normalna.- Kaszlnąłem nerwowo wciskając palec w zbyt mały uchwyt filiżanki. Nie chciałem poruszać tematu Chloe przed klarownym wyjaśnieniem sytuacji. Wczorajszy wieczór zamienił się w istną katastrofę, wspaniały plan randki runął niczym stara budowla uderzona ogromną kulą kłamstwa. Byłem przygotowany na serie pytań, zdania pocieszenia lub zwykłe żarty, nie łudziłem się, że Natalie zachowa pikantne plotki dla własnej przyjemności.
-Zaplanowaliśmy mały mecz z rodziną Twersonów, pamiętasz tą dwójkę naszpicowanych botoksem nastolatków?- Lucas przejął inicjatywę  opierając osłonięty drogim swetrem łokieć o czysty blat stołu.- Nie mogą pogodzić się z przegraną zeszłego roku, żądają rewanżu, przyjacielskiej rozgrywki na osobistym polu golfowym ich ojca.- Dodał łagodnie wciskając do ust niewielki kęs barwnej sałatki.
-Nie jestem w najlepszej kondycji, byłbym zbędnym problemem utrudniającym wam drogę do zdobycia pucharu.- Jęknąłem słabo obserwując delikatny ruch cząsteczek cieczy ocierających się o brzegi śliskiego naczynia.
- Daj spokój Stary.- Ciężka ręka Edwarda opadła na moje ramię.- Potrzebujemy dnia spędzonego w męskim towarzystwie. Zapach kokosowych olejków, lakierów do paznokci i słodkich perfum sprawia, że mam ochotę zwymiotować.- Wygiął dłoń w przedziwny sposób próbując przedstawić jeden z tych uroczych, dziewczęcych gestów. Kąciki mych ust mimowolnie uniosły się ku górze. - To dobry sposób na odreagowanie. Twoje mięśnie potrzebują wysiłku, skupisz się na grze, zapomnisz o małym, wakacyjnym błędzie. -Jedynym błędem było nazwanie jej nędznym robakiem. Dopijam czarny napój wierząc, że kilkanaście mililitrów doda mojemu ciału energii na resztę dnia. Potrzebuję chwili uwolnienia? Świeże powietrze może pomóc w zebraniu myśli. Nie mogę spotkać się z Chloe by po prostu wpić się w jej słodkie wargi tak jakby wczorajsza noc nie istniała. Musimy pokonać własne emocje, strach piętrzący się w najgłębszych zakamarkach ciała . Zniszczyłem małą cząstkę jej wrażliwości, ponownie sklejenie małego serca brunetki nie będzie zadaniem banalnym. Zagryzłem dolną wargę kiwnięciem głowy zgadzając się na propozycję przyjaciół. To tylko kilka godzin. Tysiące minut. Miliony sekund, w których będę mógł zadręczać się poczuciem winy.
Cornelia
- Podsumujmy to. Znalazłaś ją nad basenem po czym pomogłaś jej dotrzeć do pokoju by mogła wepchnąć wszystkie faktycznie należące do niej rzeczy do małego plecaka, a potem odwiozłaś ją na lotnisko tak jakby trzy godziny wcześniej nie została zdeptana z ziemią ?- Zacisnęłam palce na czubku nosa próbując odnaleźć w sobie resztki samokontroli.
-Tak, opowiadałam ci tę historię wielokrotnie. Dlaczego wiecznie pokazujesz swoją wściekłość ?- Delikatny głos Any dotarł do mojego mózgu z krótkim opóźnieniem.
-Anastasia !- Wrzasnęłam uniesiona zderzając powierzchnie drobnych dłoni z okrytymi jeansami udami.- Nie słyszysz jak absurdalne są twoje zeznania ?! Jak mogłaś pozwolić jej opuścić ten dom?! Nie wspomnę o wyjechaniu z wyspy !- Pisnęłam zbulwersowana uderzając bosą stopą w okryte drobną warstwą kurzu kafelki.
-Nie sądzę byś zareagowała inaczej ! Chloe była załamana, wiecznie powtarzała to samo zdanie, zdradzała swoje małe sekrety i prawdę, którą przed nami ukrywała. Przeprosiła mnie ponad czterdzieści razy, ściany tego domu zaciskały mentalną pętle na jej szyi ! - Drobna sylwetka dziewczyny opuściła brzeg łóżka by ostatecznie zająć wolne miejsce na szerokim parapecie.- Natalie ujawniła jej kłamstwo przed Justinem, on nie dopuścił do siebie słów wyjaśnień, będąc na jej miejscu uciekłabym na drugi koniec kraju. Wiesz jaka jest Henderson.- Delikatny ton został zamieniony na warczenie. Odgarnęła gęste kosmyki długich włosów za uszy skupiając na mnie swoją uwagę.
-Dlaczego mnie nie obudziłaś? Mogłabym jej pomóc, ustalić racjonalny plan rozwiązania problemu. Ucieczka jest idealnym wyjściem dla ludzi tchórzliwych, dobrze wiemy, że Chloe nie jest jednym z nich.- Ścisnęłam usta w cienką linię.
-Miałam wrażenie, że jej dusza opuszcza ciało! Bałam się pozostawienia jej na chociażby minutę!- Uniosła dłonie ku górze ukazując swoje zdenerwowanie.- Nie próbuj udawać, że jesteś jedyną osobą, która przejmuje się jej losem. - Burknęła urażona krzyżując dłonie na piersiach.- Szukanie winnych pomiędzy nami dwiema nie rozwiąże tej sytuacji, jedynie ją skomplikuje. - Dodała nieco łagodniej unosząc idealnie wyregulowaną brew ku górze.
-Masz rację.-Westchnęłam pokonana opadając na twarde siedzenie drewnianego krzesła.- Wiedziałam, że Natalie nie odpuści, ta dziewczyna zawróciła w głowie Justina podczas pierwszego spotkania, widziałam sposób w jaki na nią patrzył. Henderson widywała iskry w czekoladowych oczach Justina jedynie w snach.- Sapnęłam obrzydzona.
- Myślisz, że powiedziała mu o wyjeździe Chloe ?- Spytała miękko zagryzając długi, idealnie zaostrzony paznokieć kciuka. Prychnęłam z udawanym rozbawieniem kręcąc głową.
-Widziałam czerwone Volvo opuszczające podjazd o dziewiątej rano, zapewne udała się do pobliskiego SPA by przygotować ciało na wieczorną randkę z Jusem.- Burknęłam znudzona obserwując drobny pyłek błąkający się po śliskim prostokącie podłogi.
- Zabiera ją na kolacje ?!- Anastasia zeskoczyła z wysokiego podestu by wpleść palce w końcówki zadbanych włosów.
-Według Natalie zaprosił ją na rejs jachtem podczas nocnej rozmowy. Wisiała na jego ramieniu przyjmując rolę pocieszyciela.- Uniosłam wzrok ku górze podkreślając teatralność tego zachowania.- Nie znam prawdziwej historii, unikałam Biebera podczas śniadania.- Dokończyłam po chwili.
-Przypomnij mi dlaczego wciąż się z nią przyjaźnimy ?- Wypuściła z pomiędzy warg porcję gorącego powietrza.
-Ponieważ w głowie przechowuje cenne informacje o każdym z nas. Urywek historii, krótki wycinek istnienia, o którym nie powinien wiedzieć nikt oprócz nas.- Wyszeptałam obserwując szczere, jasnoniebieskie oczy przyjaciółki. 

Justin
-Widziałeś wyraz jego twarzy kiedy zaliczyłeś 26 dołek ?- Luke wpadł do przestronnego przedsionka wrzeszcząc wesoło. Ściągnął przepocony materiał koszulki i ignorując niezadowolone spojrzenia dziewcząt cisnął nim w kąt salonu. Apetyczna woń pieczeni, ziemniaków oraz grzybowego sosu dotarła do moich nozdrzy przez co odczułem niewyobrażalnie silny głód.
-Myślałem, że straci te sztuczne rzęsy kiedy Justin władował piłeczkę do tej przeklętej dziury.- Edward poklepał mnie po ramieniu zaczesując mokre kosmyki włosów na tył głowy. Odstawiłem sportową torbę na niską szafkę po czym wkroczyłem do salonu przeprowadzając małe śledztwo. Prześledziłem każdy kąt, każde krzesło, każdy fotel, kanapę i mebel. Łaknąłem błogiego blasku oceanu skrytego w jej tęczówkach, pudrowego uśmiechu, czerwieniu policzków witających moje komplementy. W zanadrzu otrzymałem puste miejsce, lśniący talerz, prostą serwetę oraz otępiały ból serca. Straciłem apetyt, pomimo ścisku żołądka postanowiłem zrezygnować z uczestniczenia w kolacji.
-Jus.- Piskliwy głos Natalie przeciął powietrze wywołując spazmy nieprzyjemnych dreszczy uderzających w me ciało.- Zamówiłam pieczone ziemniaki z bazylią, wiem jak bardzo je uwielbiasz.- Jej próba zniekształcenia głosu okazała się marną podróbką jęków jednej z aktorek porno.
-Dziękuję za pamięć, jednak z przykrością muszę odmówić wzięcia udziału we wspólnym posiłku. Mam kilka ważnych spraw, które chciałbym rozwiązać przed końcem tego dnia.- Odparłem kulturalnie wciskając dłonie w szerokie kieszenie ciasnych spodni. Dostrzegłem błysk wściekłości zmieniającej barwę jej oczu na nieco ciemniejszą.
- Masz całe pięć godzin na pokonywanie zadań, o których mówisz. Spędzenie czasu z przyjaciółmi powinno być twoim priorytetem.- Skarciła matczynym tonem opierając łokcie na brzegu drewnianego stołu. Zmarszczyłem brwi próbując ukazać swoje niezadowolenie.
-Natalie, nie sądzę byś miała prawo do decydowania nad planem mojego dnia. - Warknąłem jadowicie rezygnując z dalszej obserwacji przepełnionej irytacją twarzy brunetki.- Czy Chloe jest w swojej sypialni?- Skierowałem niewinne pytanie w stronę naburmuszonej Cornelli. Zaszczyciła mnie krótkim spojrzeniem wbijając miliony szpileczek w środek serca.
-Oh Oczywiście !- Głowa klanu odepchnęła ciężkie krzesło w tył wywołując nieprzyjemny, ogłuszający pisk.- Więc chodzi o nią!- Wrzasnęła zrzucając porcelanowy talerz matki na podłogę. Kruche tworzywo opadło na twardą powierzchnię krusząc się na miliony drobnych kawałeczków.
-Natalie nie rób scen.- Anastazja była jedyną osobą zachowującą zimną krew. Ułożyła dłoń na przedramieniu czerwonej ze wściekłości przyjaciółki próbując powstrzymać jej wybuch.
-Nie! Mam prawo do walczenia o swojego mężczyznę !-Słucham?- Jej już nie ma, rozumiesz? Ta dziwka w końcu odpuściła sobie grę z twoimi uczuciami ! Wycofała się z transakcji, wróciła do domu, porzuciła rozgrywkę, nazwij jej wyjazd czym tylko chcesz! W końcu zniknęła! Zapomnij o niej, wczoraj mówiłam ci kim jest. Zwykłą szmatą łaknącą łatwego dostępu do bogatego mężczyzny. Jej rodzina to alkoholicy, mogła zepchnąć cię na samo dno!- Wyjechała. Wyjechała. Wyjechała. Wyjechała. Dziewięć liter. Cztery samogłoski. Sekunda na wymówienie. Miliony sekund by zrozumieć. Chloe zniknęła. Jedyne koło ratunkowe mojego życia zniknęło. Przeze mnie. Ponownie tonę, czarna głębia oceanu wciąga mą duszę w niebezpieczną otchłań bólu. Umieram wciąż oddychając.

~*~
Dobry wieczór !
Myślę, że nadszedł czas, w którym zebrałam wszystkie myśli oraz wątpliwości, które przyczyniły się do opuszczenia bloga na tak długi czas. Poświęćcie kilka minut na zapoznanie się z notką.
Zacznę od początku, kocham pisać. Tworzenie historii, zatapianie się w fikcyjnym świecie dwóch kompletnie różnych dusz jest moją pasją, pasją, która ostatecznie przerodziła się w udrękę z czego nie jestem dumna. Obwiniałam każdy czynnik wypełniający me ciało, brak talentu, brak weny, delikatne odsunięcie się od Justina, lecz faktycznym powodem było to kim byłam. W styczniu tego roku czułam, że życie w końcu pozwala mi przejąć kontrolę. Byłam gotowa na wkroczenie w dorosłe życie ( tak jakby osiemnaste urodziny faktycznie coś zmieniały. Zawiodę was, poza możliwością prowadzenia auta, bezproblemowym zakupem papierosów oraz alkoholu wszystko pozostaje takie samo.) Miałam wrażenie, że odnalazłam bratnią duszę, najlepszą przyjaciółkę, której powierzyłam każdy sekret swojego życia nie próbując myśleć o potencjalnych konsekwencjach. Wszystko odbiło się na mojej psychice na przełomie marca, można powiedzieć, że poszczególne cegły muru szczęścia upadały razem ze mną. Pominę całą historię, przez którą zrozumiałam jak głupie jest obdarowywanie zaufaniem kogoś kogo praktycznie nie znasz( cóż, możesz sądzić, że ta osoba jest z tobą kompletnie szczera, lecz ból po utracie jej jest niewyobrażalny.) Byłam zagubiona, zerwała kontakt z kimś kto wiecznie mówił jaka jestem wspaniała, popychał mnie do działania, pisania również, myślę, że przez osądzenie siebie jako winnej straciłam okruszki pewności siebie. Miałam problem z samą sobą, nie z otoczeniem, z psychiką, z wyglądem, z nauką, z wiarą we własne możliwości. Kiedy obserwujemy barwne fajerwerki 31 grudnia modlimy się by nadchodzący rok był jak najlepszy, jesteśmy przepełnieni euforią, głupimi nadziejami. Wszystko na czym skupiałam się wcześniej odwróciło się przeciwko mnie i będę szczera zagubiłam się w świecie. Uciekłam od pisania, ponieważ nie potrafiłam odnaleźć w nim przyjemności, nie umiałam znaleźć cząstki zapału, który pchnął mnie do stworzenia historii Chloe i Justina.

Potrzebowałam wielu miesięcy, wielu lat by ostatecznie naprowadzić swoje życie na właściwy tor i wierzę, że to jaką osobą się stałam wpłynie na każdy nadchodzący miesiąc.Musiałam dorosnąć, rozwiązać kilka wewnętrznych problemów, zmienić kąt obserwowania świata by ostatecznie wyjść na prostą ( na prawdę życzę każdemu kto znalazł się w krytycznym punkcie by ostatecznie odnalazł swoje światło.)  Chcę kontynuować swoją przygodę z pisaniem opowiadań, pracuję nad kilkoma projektami, moim marzeniem jest wydanie powieści i pomimo nieidealnego stylu chce kształcić swój warsztat. Mam nadzieję, że pozostaniecie pomimo masy błędów, które popełniłam.

Ogłoszenia !
1. Rozdział, który widzicie nad notką nie jest najlepszym jaki napisałam, jednak postanowiłam trzymać się terminów. Postaram się aktualizować kolejne części w przeciągu dwóch tygodni od opublikowania wcześniejszej, bez względu na ich długość i jakość. Wciąż się uczę.
2. Opcja informowania na TT zostaje wycofana, postanowiłam przeznaczyć konto na tt do celów osobistych.
3. Przepraszam za opóźnienie z poprzednim rozdziałem na blogspocie, nie wiem jak mogłam go tutaj nie dodać.
4.DZIĘKUJE za pozostanie ze mną, za każdą gwiazdkę, wyświetlenie i komentarz, jesteście niesamowici !
5.Jeśli chcielibyście dowiedzieć się czegoś na mój temat, lub macie jakieś pytania dotyczące mnie lub opowiadania to zapraszam na Ask'a, postaram się na wszystko odpowiedzieć ! :)
JESZCZE RAZ SERDECZNIE ZA WSZYSTKO DZIĘKUJE.


Rozdział Osiemnasty

Wykonałam kilka kroków w tył piszcząc z przerażeniem. Jego dłonie pozostawiły na mych ramionach jasnoczerwony ślad uderzenia, jednak ból skóry nie równał się z cierpieniem wypełniającym me serce. 
-Justin to nie tak..- Zaczęłam niepewnie odrzucając denerwujące kosmyki włosów na plecy. Zmniejszyłam dzielący nas dystans próbując kontrolować drżenie dolnej wargi. Katem oka dostrzegłam grymas zadowolenia zdobiący oświetloną twarz Natalie.
-Nie tak ?-Prychnął udając rozbawienie.- Udawałaś bogatą koleżankę Natalie, zmusiłaś ją do okłamania swoich przyjaciół grożąc doniesieniem rodzicom o wszystkich wybrykach..- Co ?Panicznie pokręciłam głową zaprzeczając kolejnej wiązance nieprawdziwych informacji. - Jesteś taka sama jak szmaty, o których ci opowiadałem !- Ponownie zderza się z moim ciałem, błyszcząca torebka opada na marmurową posadzkę otaczającą basen. Jęczę przytłoczona poczuciem winy. - Nie potrafiłaś docenić własnego życia, więc postanowiłaś stworzyć nową osobowość, która pozwoliła wyciągnąć z mojego portfela pieniądze!- Wrzasnął wściekle zaciskając swą szczękę.
-Nie! Nigdy nie zależało mi na gotówce. Przestań, proszę.- Ułożyłam swą drążącą dłoń na jego ramieniu, brutalnie ją strącił.- Ona cię okłamała, historia bogatej przyjaciółki z Florydy nie była moim pomysłem, przyrzekam. Wszystkie chwile jakie razem spędziliśmy były prawdziwe, na prawdę Justin, byłam sobą. Chloe, zwykłą Chloe.- Słone łzy opadły na okryte rumianym gorącem policzki. Powtórzyłam próbę dotknięcia chłopaka.
-Zamknij się.- Warknął zaczesując długie końcówki swych włosów do tyłu. - Nie jestem pewien czy używasz swojego prawdziwego imienia.- Zakpił wsuwając dłonie do wąskich kieszeni jeansów. -Nie próbuj obarczać Natalie, sprawiła, że robak taki jak ty zaznał życia, czyż nie ?- Niewidzialna lina bólu zacisnęła się na mojej szyi.- Jesteś nic nie znaczącym pasożytem, osiadasz na ludziach takich jak ja, sprawiasz, że odnajdują nową drogę życia, zmieniasz sposób ich myślenia, lecz twoim celem nie była pomoc. Oh nie. -Pokręcił głową zagryzając dolną wargę.- Budujesz małe schody by następnie je zburzyć, rozumiesz? Chcesz by zagubiony frajer odnalazł w tobie ocalenie, by jego serce wybijało rytm twojego głosu, ale nie byłaś gotowa na to, że twoje małe kłamstwo wyjdzie na jaw? - Uniósł gęste brwi do góry. Nie czułam drobnych wyżłobień utworzonych przez grube krople tuszu ściekającego po mojej twarzy, nie odczuwałam chłodu wieczoru, niewielkiego bólu stóp ułożonych w szpilkach. Byłam przepełniona czystym cierpieniem rozrywającym serce. - Jestem kurewsko zadowolony, wiesz? Nie owinęłaś mnie wokół swojego małego paluszka, pragnąłem dobrania się do twoich majtek, niczego więcej. - Lekko uniósł ramiona w górę by po chwili ponownie je opuścić. - Nie łudziłem się, że będziesz wyzwaniem, oh nawet nie musiałem zabierać cię na randkę, pozwoliłaś mi przelecieć się jak tanią dziwkę. W zasadzie pewnie nią jesteś, co nie ? W jaki sposób zarabiacie na Brooklynie ?- Zbliżył się do mojej twarzy otulając ją słodkim zapachem mięty. - Nigdy więcej nie chcę cię widzieć. Dosłownie cię nienawidzę Chloe. - Wyszeptał, każde kolejne słowo wbijało ogromną igłę raniącą me serce. Sprawnie ominął me ciało trącając ramieniem bok. Zacisnęłam usta w cienką wargę próbując powstrzymać się przed totalnym rozklejeniem. Pewna część mnie pragnęła rzucić podartą dumę na ziemię by pobiec zanim niczym wojowniczka pragnąca ocalenia swej miłości, jednak ciężar jego słów nie pozwalał mi na poruszenie jakąkolwiek częścią ciała. Smukła sylwetka Natalie przeniosła się na miejsce tuż obok mnie.
-Pamiętaj by nie igrać z ogniem, to grozi oparzeniami. - Wygięła krwistoczerwone usta w szyderczy uśmiech odrzucając gęste pukle loków na plecy. Wyprostowała się, poprawiła sukienkę i ruszyła w stronę drzwi, za którymi zniknął jedyny filar mojego szczęścia. -Ah zapomniałabym. Powinnam ci podziękować za zepsucie kolejnej części życia, dzięki temu będę w stanie ponownie zagrać rolę wiernej przyjaciółki składającej szczątki jego uczuć w całość. Postaram się byś była obecna na naszym weselu, może jako sprzątaczka. - Z pomiędzy jej ust wydarł się obrzydliwy chichot. Pamiętacie złe chwile swego życia? Mam na myśli momenty, w których ziemia rozstąpiła się pod waszymi stopami, a wy balansowaliście na granicy śmierci ? Jestem w jednym z tych etapów, rozpostarłam ręce i czekam, aż błoga nicość otoczy mą zranioną, zdeptaną duszę.
Nie pamiętam sposobu w jaki znalazłam się w obszernej sypialni will pakując wszystkie przedmioty faktycznie należące do mnie. Obraz załamanej sylwetki skulonej na jednym z białych leżaków przypominał mi nierealny sen, nie rzeczywistość, której byłam bohaterką. Anastasia zdjęła moje drżące dłonie z suwaka torby skrywając je pomiędzy swoimi palcami.
-Chloe.-Wymamrotała łagodnie trąc kciukiem skórę mej dłoni. -Ucieczka nie jest jedynym wyjściem, jestem pewna, że przesadził, nie ważne jak niepoważny był powód waszej kłótni, wiesz jacy są faceci.- Nie chciałam by tak dobra osoba znalazła się przy mnie. Potrzebowałam jedynie srogiej krytyki, która pozwoliłaby mi oderwać się od bezsensownej egzystencji. Pokręciłam głową nie będąc w stanie zmusić swojego obolałego gardła do wypuszczenia dźwięku.- Kochanie ten wyjazd bez ciebie będzie nudnym plażowaniem.-Westchnęła smutno wtapiając swe biodra w miękką powierzchnię materaca. Próbowałam przedstawić Anastasii swoją nieodpowiedzialność związaną z okłamywaniem wszystkich uczestników w najbardziej neutralny sposób, nie rozkładałam winy na rodzinę Hendersonów obarczając nią swoje barki. Znienawidzenie mnie było o wiele łatwiejsze niż rozpoczynanie kolejnej rozprawy dotyczącej mnie i Natalii. Przestałam podejmować wyzwania, ona była zwycięzcą od pierwszych sekund naszego życia. Pokręciłam głową próbując wydostać kartkę z cienkiego urządzenia, które miałam zamiar pozostawić na lśniącym laptopie ułożonym w jednej z głębokich szuflad komody.
-Przestań się z tym szarpać, potrzebujesz spinacza.- Delikatnie wyciągnęła telefon z moich palców sprawnie wykonując czynność, której ja nie potrafiłam zrobić. Westchnęłam załamana skrywając maleńką, kartonową pamięć do zewnętrznej kieszeni. Wiedziałam, że jej bliskość ratuje mnie przed demonami wspomnień próbujących przejąć panowanie nad moim umysłem oraz duszą. Pragnęłam pozostać w stanie czystego zranienia, bez potrzeby rozważania swoich złych oraz dobrych decyzji, bez wspomnień jego bolesnych słów, na które zasłużyłam. - Jesteś pewna ? Odwiozę cię na lotnisko i pomogę z odprawą, ale chce wiedzieć, że twoja decyzja jest tą ostateczną Chloe. Jestem przekonana, że Justin zrozumie twój błąd i pojawi sie w twojej sypialni jeszcze dzisiejszej nocy, przecież zawsze tak robi. - Czule odgarnęła kosmyki wilgotnych włosów za moje ucho. - Nie łudziłem się, że będziesz wyzwaniem, oh nawet nie musiałem zabierać cię na randkę, pozwoliłaś mi przelecieć się jak tanią dziwkę. W zasadzie pewnie nią jesteś, co nie ? W jaki sposób zarabiacie na Brooklynie ? Panicznie pokręciłam głową.
-Nie, on już nie wróci. Nie ma dokąd i do kogo.- Mój głos brzmiał okropnie, chrypa będąca wspomnieniem płaczu osadziła się na strunach głosowych zamieniając dźwięki w okrutne skrzypienie. Anastasia uniosła się do góry otaczając mą skuloną sylwetkę ramionami, ten gest sprawił, że zaniosłam się żałosnym płaczem pokrywając jej szarą koszulkę kroplami łez.
-Co jeśli rano spyta się o ciebie ?- Mruknęła niepewnie wciskając sprzęgło w celu zmienienia biegu. Dziękowałam Bogu za wspaniałą duszę jaka wypełniała drobne ciało tej brunetki będącej w stanie przerwać swój wypoczynek by o 3: 40 nad ranem odwieźć mnie na lotnisko.
-Nie będzie pytał.-Zapewniłam gładko zatapiając swe wargi w gorącym naparze herbaty wypełniającej styropianowy kubek ozdobiony logiem popularnej firmy. Ana westchnęła nerwowo skręcając w jedną z bocznych ulic doprowadzających do portu lotniskowego, zatrzymała niewielkie auto na postoju dla taksówek i przechodząc przez krótką kłótnie z nieprzyjemnym kierowcą wysiadła z auta. Ostrożnie wcisnęłam czerwony guzik klamry wyswabadzając się z ucisku pasów by następnie pchnąć drzwi wydostając się na zewnątrz.
-Kochanie pamiętaj, że ta kłótnia nie może zmienić niczego w twoim życiu. Postaram się porozmawiać z Justinem, jest cholernie wybuchowy i nie potrafi zapanować nad emocjami przez więcej niż dziesięć minut. -Przekręciła oczami skubiąc swój granatowy paznokieć. - Byliście dość zabawnym połączeniem, wasze charaktery są twarde i oboje macie problem z wyznawaniem swych uczuć yeah?- Sapnęła obserwując mą opuchnięta twarz.- Mam na myśli to..- Zrobiła niewielką przerwę zbierając swe myśli. - Próbowałam zrozumieć powód, dla którego go okłamałaś, nie jesteś złą dziewczyną, nie potrzebuję certyfikatów by to wiedzieć. Jestem pewna, że wasza historia skrywa drugie dno, niesamowite wnętrze osłonięte płaszczykiem żartów i złośliwości. Nigdy nie pozwól by ktoś decydował o twoim szczęściu, do ciebie należy sterowanie łodzią własnego życia.-Ściszyła głos do szeptu po raz ostatni owijając ramiona wokół mej sylwetki. Załkałam cicho rozkoszując się ostatnim uczuciem ciepła.
Spojrzałam na bladoniebieskie obicie miejsca, które jeszcze kilkanaście tygodni temu było zajmowane przez aroganckiego chłopaka o piwnych oczach. Zagryzłam wargę próbując powstrzymać kolejną porcję łez wypełniających moje powieki. Jego słowa błądziły po moim umyśle, odbijały się od pustek serca sprawiając, że traciłam oddech. Pragnęłam cofnąć czas, odnaleźć magiczny zegar, którego jedna ze wskazówek odpowiadałaby za zmienienie czasoprzestrzeni. Krótkie kliknięcie pozwoliłoby mi naprawić błędy przeszłości, jedynym pytaniem, które nasunęło się na mój język to jaką drogę obrałby mój rozsądek ? Czy kompletnie zrezygnowałabym z egzotycznego wyjazdu, o którym marzy połowa moich rówieśników? Postawiłabym się Natalie rezygnując z tragicznego pomysłu udawania bogatej kuzynki? Wcisnęłam tył głowy w jedwabne oparcie fotela wypuszczając z pomiędzy warg, krótkie westchnięcie. Praktycznie niesłyszalny świst powietrza ocierającego się o suche wargi był podłym dźwiękiem pokonania, czułam jak dusza opuszcza me ciało pozostając przy jasno-czekoladowych krążkach wypełniających jego oczy. Najgorsze było to, że faktycznie pragnęłam utraty małego ducha wypełniającego me kości, z całych sił próbowałam wmówić sobie, że jego reakcja była beznadziejną formą ochrony, rodzajem czołgu miażdżącego moje uczucia i wartości. Bezmyślnie wciskałam w siebie nieprawdziwą papkę niezdrowego myślenia, miałam nadzieję, że niezwykły chłopak pochodzący z dobrej rodziny rozkocha się w nędznej dziewczynie zamieszkującej zatęchłe mieszkanko we wschodnim Brooklynie. Życie nie jest bajką ,a ja nie jestem prześliczną księżniczką odnajdującą swego księcia na białym koniu. Chwyciłam krótką chwilę szczęścia i pomimo świadomości o jej konsekwencjach rozgrywałam płytkie rozdanie kart. Bóg ponownie zepchnął mnie nad przepaść zagłady, z tą różnicą, że tym razem pozwoliłam mej duszy opaść w dół.
Kobiecy głos dotarł do moich uszu w chwili gdy podwozie samolotu zetknęło się z szorstką powierzchnią asfaltu. Leniwie uniosłam powieki ku górze ignorując nieprzyjemne szczypanie towarzyszące temu gestowi.
-Witamy na lotnisku Johna F.Kennediego w Nowym Yorku, temperatura powietrza wynosi 25 stopni Celsjusza, przewidywane burze oraz wichury. Dziękujemy za wybranie naszych linii, bagaże zostaną nadane na port 10, miłego wieczoru.- Osunęła swą zgrabną dłoń od twarzy pozwalając kremowej słuchawce telefonu zawisnąć na niewielkim uchwycie. Mlasnęłam próbując pokonać nieprzyjemną suchość wypełniające me usta i uniosłam się do góry wygrzebując z luku niewielki plecak mieszczący w sobie butelkę wody oraz rzeczy osobiste, które nigdy nie należały do rodziny Hendersonów. Nasunęłam ramiona ozdobny worek po czym przecisnęłam się pomiędzy dwójką podekscytowanych dzieci chcąc uwolnić się z natłoku gorącego powietrza otaczającego me ciało w niskiej maszynie. Wysoka, ciemnowłosa stewardessa posłała mi ciepły uśmiech, który próbowałam odwzajemnić. Nie potrzebowałam lustra by wiedzieć jak niesmacznie wyglądało moje ciało. Czułam opuchliznę otaczającą me zaczerwienione oczy. Przejechałam językiem po spierzchniętych wargach próbując nadać im odrobiny nawilżenia po czym owinęłam palce na chłodnym metalu balustrady pokonując kolejne schodki dzielące me stopy od stabilnego podłoża Nowego Jorku. Kiedy podeszwy mych butów odbiły się od szorstkiej jezdni pokrytej licznymi paskami odetchnęłam z ulgą. Przerwałam bolesną wstęgę kłamstwa oplatającą mą szyję, ponownie byłam sobą, biedną Chloe otoczoną zapachem ostrego alkoholu oraz kawy. Z zachwytem wypełniłam swe płuca świeżym powietrzem, przymknęłam powieki wmawiając sobie, że okres wyjazdu na wyspę na zawsze pozostanie słodkim wspomnieniem delikatnych dołeczków tworzących się w jego policzkach przy każdym uśmiechu. Postanowiłam zrobić wszystko by zapomnieć o fatalnym zakończeniu zabijającym jednego z kochanków, nasza historia mogła wyjść spod pióra Szekspira, jedyną różnicą był fakt, że zamiast obojga zakochanych zginęła dusza jednego z nich. Skierowałam się w stronę dwóch rulonów przepełnionych zadowolonymi wczasowiczami powracającymi do rodzin po krótkim urlopie spędzonym w otoczeniu boskich palm, słońca oraz lśniącego piasku. Wystarczyło pokonać jedną bramkę, rozchichotaną grupkę nastolatek, ruchome drzwi oraz uczucie pustki w chwili omijania tłumów wyczekujących na swoich bliskich. Moje oczy mimowolnie wyłapały drobna dziewczynę skrytą pomiędzy ramionami jasnowłosego mężczyzny. Chłopak składał delikatne pocałunki na długości jej szyi, a ona piszczała wesoło ściskając w swej dłoni krwistoczerwone róże. Próbowałam odepchnąć od siebie wspomnienie Jego warg błądzących po mojej skórze, zapachu, którym otaczał mnie otulając swe ręce wokół mego ciała. Przyspieszyłam. Pchnęłam szklane drzwi i wypadłam na chodnik potykając się o własne nogi, zignorowałam rząd lśniących taksówek zapraszających mnie do ciepłego wnętrza otoczonego aurą bezpieczeństwa. Próbowałam uciec przed burzą uczuć wybuchającą w mym wnętrzu, przed wspomnieniami, które wyrywały kolejne skrawki mego serca, przed całym światem i przed nim. Zacisnęłam dłonie na cienkich paskach plecaka skupiając swój wzrok na betonowych schodach osłoniętych jasnoniebieskim, przejrzystym dachem. Odnalazłam odpowiednie przejście by po upływie kilkunastu minut opierać się o zimną barierkę tkwiącą w centrum wagonu nowojorskiego metra. Moje czoło stykało się czerwonym uchwytem, przymknęłam powieki dysząc. Straciłam wszystko na czym opierało się moje życie, marzenia o wielkiej miłości, o osiągnięciu wyznaczonego celu. Od zawsze pragnęłam wydostania się z ciemnych zaułków Brooklynu, pragnęłam przebierać nogami na najpiękniejszych parkietach całego świata. Chciałam podarować matce nowy dom, sprawić by jej życie zamieniło się w błogą sielankę, wyrwać jej duszę spod szpon ojca. Fantazjowałam o stypendiach, lepszych zarobkach, możliwości zdobywania wiedzy od najlepszych nauczycieli Nowego Jorku, w jednej chwili wszystkie plany runęły rozbijając się na maleńkie kawałeczki niczym kruchy wazon. Miał rację, jestem pasożytem żerującym na łasce dobrych ludzi. Nie potrafię zatrzymać przy sobie mężczyzny będąc zwykłą Chloe, dlatego wykorzystałam moment chwały bawiąc się w idealną dziewczynę z Florydy. Jak żałosna i niedorzeczna jest ta historia ?Gruby, męski głos poinformował pasażerów o dotarciu na stację Brooklynu. Zmusiłam swe obolałe ciało do ruchu kierując się w stronę automatycznych drzwi, z zadowoleniem spojrzałam na barwne graffiti pokrywające całą ścianę. Jego treść to ostrzeżenie dla nowoprzybyłych. Wcisnęłam się do zatęchłej klatki schodowej i pokonując kolejne stopnie pozwoliłam by świeży wiatr rozwiał niezwiązane kosmyki mych włosów. Zatrzymałam się na krótkim odcinku pękniętego chodnika by obserwować wyłaniające się zza kamienicy słońce. Ciepło wypełniło mój brzuch. Obraz zadrapanych ścian, zniszczonych mieszkań, dziurawych dachów, potłuczonych szyb. To było moim domem. Domem prawdziwej Chloe Rodriguez. Miejscem jej życia. Życia, w którym nie ma miejsca dla Niego.
.
.
.
.
.
O MÓJ BOŻE
Nie wiem jakich słów użyć by Was przeprosić, nie mam obowiązku tłumaczenia swojego zachowania, ale zrobiłam wyjątek dla kilku czytelniczek, więc sądzę, że należy się to także Wam. Moim wiernym Fanom ( może zbyt wybujała nazwa ale pozwolę sobie na małe wyolbrzymienie.
Jesteście niesamowici okej ? Postanowiłam pozostawić OW po ciężkiej walce z własnym sumieniem, wylogowałam się z Wattpada i pozostawiłam tę historię waszym wyobraźnią. Nie spodziewałam się, że po kolejnym wejściu dostrzegę masę komentarzy oraz ponad 13 000 wyświetleń ! o mój Boże ! Czy to nie brzmi fantastycznie ? Wielokrotnie podejmowałam próbę napisania tego rozdziału, zaczynałam, usuwałam, nie mówię, że opublikowana wersja jest idealna, lecz jest to jedyne na co stać mnie w tej chwili. Mam nadzieję, że zachowaliście dla mnie jeszcze krztę zrozumienia.
Dziękuje wszystkim , którzy wciąż zostali i są zakochani w tej historii. Jesteście najlepsi.


wtorek, 23 czerwca 2015

Rozdział Siedemnasty

Słodki zapach cytrusów pieścił me nozdrza w chwili gdy gładka powierzchnia warg zetknęła się z kwaśną cząstką grejpfruta. Nikła kropla jasnoczerwonego soku swobodnie odbiła się od dolnej części ust  by opaść na bladoróżowy materiał cienkiej sukienki okrywającej me zrelaksowane ciało. Niewielka plamka nie potrafiła zburzyć muru otaczającego szczęśliwe emocje kłębiące się w moim umyśle. Jasne promienie słońca odbijały się od gładkiej struktury idealnie czystej szyby, przy której siedzieliśmy, jedynie niektóre z przebłysków opadały na okryte ciemnymi rysunkami ramiona mężczyzny.
- Kiedyś zastanawiałem się nad przejęciem firmy ojca, analizowałem wszelkie plusy posiadania stałej, dobrze płatnej posady, dokładnie rozumiem jego zmartwienie związane z niewłaściwym torem przyszłości jaki obrałem. Artyści nigdy nie byli ludźmi stabilnymi, mam na myśli to, że każdy z ich dni jest kompletną zagadką, nie podążają do ciasnego biura otoczonego kartonowymi ściankami, nie wybierają tej samej suchej kanapki serwowanej w obskurnym barze korporacji i nie potrzebują ścisłego planu dnia, który przeznacza każdą minutę ich życia na oddanie się dobru społeczeństwa. Myślę, że są ludźmi wolnymi, właśnie to sprawiło, że zapragnąłem skosztowania odrobiny szaleństwa związanego z muzyką, nuty dosłownie tworzyły mój organizm, umysł składał się, z krótkich melodii, których połączenie tworzyło wspaniałe kawałki, niezmiernie trudno jest opowiadać o swojej pasji. - Skwitował ciężko wzdychając. Odsunęłam od siebie przepełniony owocami talerz by zniwelować dzielącą nas przestrzeń i czule zaczesać jego jasne włosy ku górze.
- Ten świat opiera się na ludziach szalonych Justin, nie możemy tkwić w wiecznie bezpiecznym, stałym miejscu. - Wzruszyłam ramionami opierając drobne dłonie na jego okrytych cienką koszulkach bokach. - Firma twojego ojca jest pewnego rodzaju oazą, żadna minuta twojego życia nie będzie niespodzianką, codzienne czynności staną się przyzwyczajeniem, a radość opuści twe serce. Musisz podjąć niezwykłą decyzję, wybrać rodzinne poświęcenie lub własne marzenia. - W moim życiu podejmowanie decyzji było błahostką, nie kierowałam się pragnieniami, lecz rozsądkiem, który zmuszał mnie do postrzegania rzeczywistości poprzez pryzmat pomocy matce. Zazdrościłam Justinowi rzeczy tak głupich jak swoboda.
- Mój penis sprawia, że twój mózg zamienia się w małą encyklopedię ?- Męski, zachrypły śmiech opuścił jego usta w chwili gdy długie palce chłopaka otarły się o nagą powierzchnię mych gładkich kolan. Odruchowo wzniosłam oczy ku niebu próbując zignorować nieprzyzwoitą uwagę.
-Nie. - Odparłam krótko osuwając prawą dłoń na jego kark. -Nie jesteś superbohaterem- Zachichotałam radośnie czując jak jego ciało zmusza mnie do ułożenia się na podłużnym, szerokim parapecie.
-Oh, jesteś tego pewna?- Z widocznym rozbawieniem uniósł swe brwi ku górze, odpowiedziałam delikatnym skinięciem głowy. Jasne promienie słońca otoczyły rozluźnioną twarz bruneta rozświetlając niemoralnie złote tęczówki, które teraz wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem. - Mógłbym pokazać ci moje moce.- Poczułam jak jego perliste zęby otarły się o moją szyję na co zareagowałam cichym piskiem.
- Nie mam zamiaru pozwolić ci dobrać się do moich majtek po raz kolejny ! - Głośny śmiech wypełnił jasne pomieszczenie, w którym przebywaliśmy kompletnie przykrywając ostrość wypowiedzianych słów. Długie, rozgrzane palce mężczyzny bezczelnie uniosły jasnoniebieską spódniczkę ku górze by ostatecznie osadzić się na koronkowym materiale fikuśnej bielizny. Wystarczyła minuta bym zapomniała o poważnej rozmowie sprzed kilku minut, jego gorący, miętowy oddech musnął czuły odcinek skóry tuż za linią szczęki doprowadzając me zmysły do granicy wytrzymałości. Jego intensywne spojrzenie zbadało każdy skrawek nowoodkrytej skóry po czym pochylił się składając krótki pocałunek na wewnętrznej stronie prawego uda. Gorąca porcja tlenu wypłynęła z pomiędzy mych warg wytwarzając cichy jęk zadowolenia, z zaciekawieniem obserwowałam jego niespokojne, zdecydowane ruchy próbując ukryć swe podniecenie poprzez nadmierne zagryzanie dolnej wargi.
- Nawet nie wiesz jak dobrze wyglądasz w stanie tak seksownego poruszenia.- Malinowe wargi brązowookiego zassały centymetr porcelanowej skóry górnej części mej nogi tworząc w tym miejscu krwistą malinkę, porzuciłam liczenie ilości podobnych siniaków pokrywających me ciało. 
-Justin.- Jego imię zamieniło się w błagalną, cichą melodię co jedynie zwiększyło poziom pewności siebie jaką emanował. - Nie wiem czy powinniśmy ponownie..
-Shh. - Nie byłam w stanie kontynuować swej wypowiedzi kiedy jego palce z nienaganną delikatnością zsunęły cienką koronkę kompletnie mnie obnażając. - Pokochasz to. -Kilka sekund później nowe doznanie doprowadziło mnie do błogiego świata rozkoszy, a  cisza wypełniająca niewielkie pomieszczenie została przerwana przez mój nienaturalnie wysoki głos i krótkie oddechy. Upewniłam się w twierdzeniu, że ten jasnowłosy mężczyzna odebrał mi wszelkie szlabany otwierając przede mną zupełnie nowy, lepszy świat, próbowałam zapomnieć o czarnych korzeniach kłamstwa wbijających mą dusze w groźna otchłań wyrzutów sumienia.

-Ich wieczna nieobecność zaczyna mnie martwić.- Przymknęłam powieki rozkoszując się delikatnym wiatrem pieszczącym moje zaczerwienione, pulchne policzki. Białe okulary pokryte kwiatowym wzorem umożliwiły mi obserwację lazurowego nieba przepełnionego grupami niewielkich ptaków. Zagryzłam wargę smakując słodkiego smaku malinowej pomadki okrywającej cienką skórę pulchnych, aktualnie delikatnie rozchylonych warg.
-Opuszczają dom gdy do ich uszu docierają twoje słodkie jęki i westchnięcia.- Jego słowa wywołały nagłą zmianę temperatury mojego ciała, a czerwone plamy zastąpiły porcelanowy odcień policzków ukazując poziom zażenowania.
-Justin!- Pisnęłam oburzona osłaniając twarz tomem "Wichrowych Wzgórz", twarda, kwiecista okładka sprawnie osłoniła dowód żenujących uczuć pozwalając mojemu umysłowi na pozostanie w loży zwycięzców.
-Oh tak, zapomniałem o wspaniałym dźwięku mojego imienia w chwili gdy twoja sylwetka wygina się w ten cholernie seksowny sposób, a twoje pośladki...- Wysunęłam stopę w przód zadając mu bolesny cios. Nie potrafiłam odnaleźć lepszego sposobu na przerwanie sprośnej relacji, mój odruch sprawił, że z jego gardła wyrwał się nienaturalnie głośny śmiech co doprowadziło mnie do szału.
- Jeszcze słowo, a powtórzę naszą grę w golfa.- Zmarszczyłam brwi burcząc z oburzeniem, robiłam wszystko by zachować fałszywie wściekłą minę, lecz delikatne dołeczki zdobiące jego policzki zalewały mój umysł falą zadowolenia i szczęścia. Z trudem przełknęłam ślinę powracając do niezwykłej lektury przenoszącej moją wyobraźnię w ciemne kąty tajemniczej rezydencji Wichrowych Wzgórz. Po trzydziestu minutach odczułam wyraźną potrzebę zwilżenia gardła orzeźwiającym, owocowym napojem przygotowanym przez obserwującego mnie szatyna. Mimowolnie chrząknęłam odkładając dzieło na idealnie zielony trawnik po lewej stronie barwnego hamaka, na którym odpoczywaliśmy.
-Miałaś rację. - Uniosłam brwi do góry potwierdzając ogrom zdziwienia jakie ogarnęło mój umysł w chwili gdy mężczyzna wyznał zachwyt związany ze sposobem mego myślenia. Spójrzmy prawdzie w oczy - Justin nie należał do jednostek wybitnie pokornych, przyznanie się do winy graniczyło z cudem, warto zrozumieć poruszenie jakim emanowałam. - Nie powinienem opierać życia na pewnych filarach, nie sądziłem, że drobna niebieskooka dziewczyna może odnaleźć drogę do mego umysłu. - Zagryzł wargę nerwowo przeczesując włosy. Mimowolnie westchnęłam urzeczona sposobem w jaki jasne końce poszczególnych kosmyków unoszą się do góry odbijając jasne promienie pomarańczowego słońca rozświetlającego błękitną przestrzeń nieba. - Mam wrażenie, że poczucie winy jakim obarczy mnie surowy wzrok ojca będzie uczuciem zbyt bolesnym. Nigdy nie rozpoczynałem rodzinnych sprzeczek, nie byłem kompletnie grzeczny, lecz moje przewinięcia nie osiągały granic kompletnie zabronionych.- Niedbale wzruszył ramionami udając, że jego wypowiedź jest sprawą kompletnie błahą, próbował ukryć swe zdenerwowanie poprzez nieeleganckie gesty. - Ta myśl jest najgorsza, wizja ogromnego rozczarowania jakie spłynie na moją rodzinę w chwili gdy oznajmię niechęć do kontynuowania swej edukacji. Nasze nazwisko niesie ze sobą pewne zobowiązania, nie znam osoby, która nie podejrzewałaby mnie o pragnienie przejęcia wysokiego stanowiska ojca. To pozornie idealna gwarancja zapewniająca mi dostojny byt, lecz jeśli zwrócimy uwagę na duchowe aspekty jednostki dostrzeżemy ogromne cierpienie skryte za grubą warstwą fałszywego uśmiechu oraz tonami drogich materiałów oznaczonymi maleńkimi skrawkami włókien z wyżłobionym nazwiskiem producenta. Na tym polega każdy weekend mojego życia, nużące spotkania, korepetycje ekonomiczne, koncentrowanie się na kontrolowaniu zysków i strat korporacji, śledzenie milionów niewielkich cyferek, która zamieniają się w twoje koszmary. Oh Chloe- Poczułam nieprzyjemne dreszcze  w chwili gdy jego przepełniony bólem głos dotarł do moich uszu.- Nigdy nie próbowałem opowiadać o swych uczuciach przed kimś kompletnie obcym. Bałem się odtrącenia, banalnej zdrady czy ujawnienia najskrytszych lęków przed innymi członkami otaczających nas jednostek. - Wyjaśnił powolnie masując opuszkiem palca nagą skórę mej łydki.
- Powinieneś odnaleźć w sobie zaufanie Justin.- Powolnie uniosłam się do góry by zsunąć swe zrelaksowane ciało z hamaka. Moje bose stopy zatopiły się w jasnozielonej trawie by po chwili ponownie unieść się ku górze bym wtuliła swą sylwetkę w jego gorący tors. Oboje potrzebowaliśmy wsparcia, bliskości i nieograniczonej, bezwarunkowej miłości. Byłam cholernie pewna, że otaczające nas uczucie jest czymś więcej niż zwykłym zauroczeniem. - Świat skrywa w sobie wiele zła, ludzie wypełniają pustki duszy nienawiścią, lecz nie możesz oznaczać każdego organizmu jedną etykietą. Doskonale rozumiem strach związany z wyjawieniem sekretów.- Mój umysł mimowolnie wyświetlił listę grzechów jakie popełniłam od chwili poznania brązowookiego chłopaka. Z trudem zignorowałam ból serca przebitego sztyletem rozczarowania samą sobą. Prawda od zawsze była wyborem lepszym, jedynym problemem był fakt ,iż w tym przypadku oznajmienie jej wiązało się z utratą jedynego słońca rozjaśniającego me życia. - Jestem zaszczycona ogromem zaufania jakim mnie obdarzyłeś. - Rozchyliłam powieki zatracając się w blasku jego miedzianych tęczówek. Poczułam jak jego kciuk obrysowuje kształt mych ust, bada ich strukturę oraz miękkość. Byłam kompletnie gotowa na test smaku.
- Zasługujesz na dostęp do każdego zakamarka mego umysłu. Głównie przez fakt , iż wypełniasz dominującą część mych myśli. - Zachichotałam dziewczęco tkwiąc w błogim zadowoleniu.
-Chcę być twoją oazą.- Oparłam dłoń na delikatnie rumianym policzku mężczyzny wykonując kciukiem kojące, koliste ruchy.- Będę twoim wsparciem, nie ważne jak wielka przepaść pojawi się przed naszymi stopami. Jeśli zapragniesz chwili grozy skoczę w nicość wraz z twoją duszą, powinieneś zrozumieć, że odnalazłeś swój punkt pewności Kochanie. - W skupieniu zassałam dolną wargę.
- Byłaś moim ratunkiem w chwili gdy blask twych szafirowych tęczówek przedostał się pomiędzy ramionami przyjaciół uderzając w me serce z niewyobrażalną siłą. Pamiętam delikatny grymas zdenerwowania, maleńką zmarszczkę na czubku nosa i czerwoną barwę policzków. Przypominałaś kruchą istotę, twoja cera była niczym drogocenna porcelana okryta niepotrzebnymi płótnami. Potrzebowałem kilku sekund, znikomej jednostki czasu by zrozumieć, że jesteś moim pragnieniem. - Wychylił się poza powierzchnię lnianego łóżka by chwycić jasnoróżowy, maleńki kwiatek zakończony barwną łodyżką.  Z czułością wsunął filigranową roślinę w me włosy wykrzywiając swe usta w delikatny, niezwykle uroczy uśmiech.
- Życie bywa wielką niespodzianką, prawda? Nigdy nie pomyślałabym, że wytatuowany dupek brudzący mą książkę kwaśną posypką żelek może przejąć kontrolę nad moim sercem.- Zagryzłam wargę wspominając nieprzyjemne minuty lotu spędzone na modlitwach przepełnionych prośbami o szybkiej śmierci.
- Próbowałem złamać twój mur jedzeniem. - Parsknął złośliwie odgarniając kosmyki mych kasztanowym, długich włosów do tyłu. Pociągnął za jedną z garści zmuszając mnie do odchylenia głowy w tył, złożył na mych wargach soczysty pocałunek.
- Nienawidzę kwaśnych żelek. - Szepnęłam subtelnie nasuwając palce na jego rozgrzany kark. Miękkie wargi szatyna  rozchyliły się, lecz ja sprawnie zakończyłam rozmowę zatapiając nasze zmysły w chwili namiętności. Melodyjny śpiew morskich ptaków wypełniał otaczającą nasz przestrzeń zamieniając zwykły ogródek w miejsce przepełnione romantyzmem. Palce mężczyzny otarły się o moje biodra by kilka sekund później przejąć kontrolę nad ułożeniem mej sylwetki. Nagle zimna kropla wody odbiła się od mojego ramienia ciągnąc za sobą sznur reakcji. Wystraszeni oderwaliśmy się od swoich ciał by dostrzec mgłę nienaturalnej rosy stworzonej poprzez sieć zraszaczy skrytych pomiędzy miękką pokrywą ziemi. Z pomiędzy moich warg wydobył się wrzask przerażenia, impulsywnie odsunęłam się od jego ciała opadając na jasnozielony dywan zieleni amortyzujący niebezpieczny upadek. Mężczyzna wysunął swą twarz poza grube, barwne nicie kloszowatego łoża by dostrzec najpiękniejszy obraz o jakim mógłby kiedykolwiek marzyć. Jej różane usta wykrzywione w delikatnym uśmiechu, nikłe zagłębienia policzków i intensywna barwa porcelanowej skóry. Poczuł jak jego żyły napinają się, a serce zwiększa prędkość swej pracy, charakterystyczny ścisk klatki piersiowej uniemożliwił prawidłową wymianę gazową. Wpatrując się w nią wiedział, że odnalazł swe szczęście w lazurowym blasku jej wesołych tęczówek. Jednak ogrom miłości nie był w stanie uchronić ich przed ciemnym spojrzeniem zawiści burzącym otaczający ich spokój.

Zestresowana dziewczyna ponownie sprawdziła doskonałość swego wyglądu w wysokim lustrze szafy, przed którą stała. Osunęła obcisłą, bladoróżową sukienkę w dół sądząc, że osłonięcie centymetra ud pomoże jej z odzyskaniem odwagi. Odgarnęła kilka loków na tył swych pleców i pokryła usta lepkim błyszczykiem malinowej barwy. Nie potrafiła odnaleźć w swej sylwetce niedoskonałości, Cornelia zadbała o to by tego wieczora Chloe przemieniła się w księżniczkę. Nawet jeśli przypisała temu spotkaniu szorstki plan ujawnienia swego prawdziwego oblicza. Dom przepełniony był zapachem musu truskawkowego oraz płynnej czekolady, przytłumione rozmowy przyjaciół odbijały się od jej uszu w chwili gdy opuściła bezpieczną oazę swego pokoju. Wykonując schematyczne ruchy pokonała pokryty miękkim dywanem korytarz oraz śliskie, marmurowe schody. Obawiała się nieszczęśliwego wypadku, który jedynie utwierdziłby ją w twierdzeniu, że przyznanie się do kłamstw nie jest tak wyśmienitym pomysłem. Była zdenerwowana i podekscytowana, nie potrafiła zrozumieć, że czarujący mężczyzna pokroju Justin zwrócił na nią swą uwagę. A jednak. Posyłając przyjaciołom delikatny uśmiech uzyskała kilka uprzejmych odpowiedzi. Stanęła przed wysokimi drzwiami, które były jedyną barierą oddzielającą jej drobne ciało od wiatru letniej nocy.
-Zrozumie, na pewno cię zrozumie. - Powtórzyła niepewnie upewniając się, że w jej umyśle znajduje się mentalna lista krzywd, do których będzie musiała się przyznać. Ostatecznie opuściła ciepłą kryjówkę salonu dostrzegając w oddali dwie sylwetki. Zmarszczyła brwi zmuszając organizm  do zwiększenia tempa  kroków. Jasnoniebieska woda wypełniająca brzegi obszernego basenu chwytała ich nerwową rozmowę tworząc historię najgorszego dnia życia nieświadomej brunetki. Czarnowłosa piękność uderzył w okryty marynarką bark wściekłego chłopaka kilkukrotnie powtarzając słowa obrażające jej siostrę.
-To zwykła szmata próbująca zdobyć względy bogatego chłopaka !- Uniosła głos realizując brutalny plan zemsty. Chloe zatrzymała się w chwili gdy jego lodowaty wzrok przebił jej serce.
- Jak kurwa mogłaś?!- Wrzasnął oskarżycielsko niwelując dzielącą ich przestrzeń. W jego umyśle nie było nic poza słowami bolesnej prawdy związanej z prawdziwą naturą stojącej przed nim brunetki. Czuła na swej twarzy jego lodowaty, miętowy oddech, potrafiła zauważyć jak każdy mięsień jego ciała tkwi w napięciu.- Ty tania dziwko!- Ułożył dłonie na drobnych ramionach Chloe odpychając ją do tyłu.

~*~
Dobry wieczór
Chciałabym przeprosić za niewielką ilość stron rozdziału, moją krótką nieobecność ( spowodowaną szkołą, zajęciami dodatkowymi, sprawami osobistymi oraz oczekiwaniem na większą ilość komentarzy ), a także niewysoką jakość rozdziału.
Jestem w trakcie czytania "Wichrowych Wzgórz" i nagły przeskok z czasów dawnych do teraźniejszych jest dla mnie zadaniem niełatwym, mam nadzieję, że wybaczycie mi niewielkie niedociągnięcie :)

Następny rozdział pojawi się najprędzej po 9 sierpnia, jutro wyjeżdżam do Francji i odrzuciłam od siebie pomysł zabierania laptopa. Potrzebuje odpoczynku od wszystkiego co elektroniczne, a także od ludzi. Postaram się odnaleźć natchnienie i następnym razem przynieść do was nieco ciekawszą notkę !

Oh, szczęście Chloe I Justina osiągnęło swój koniec :(